Na początek opowiem wam bajkę.
Królowa zapłakała cicho po raz ostatni, podziękowała mądremu starcowi i ruszyła z powrotem do zamku. Nim dotarła do sali tronowej, łzy obeschły a z twarzy królowej znikły niepewność i strach – pozostała jedynie determinacja i zdecydowanie. Postanowiła pozostac niezależna i walczyć o swoje królestwo sama, do zwycięstwa, albo ostatecznego upadku…
Jeśli
myśleliście, że
opowiadam
wam
o
Nokii
i
zdziwiło
was
zakończenie, inne
niż
to, które
znamy, to
spieszę
z
wyjaśnieniami.
To
nie
jest
historia
Nokii.
To
historia
RIM
i
ich
BlackBerry.
Opowieść o dwóch firmach
Nokia, czy RIM? To zadziwiające, jak wiele te dwie firmy łączy. Powyższą bajkę można by spokojnie rozbudować o dalsze szczegóły a ona wciąż pasowałaby zarówno do Finów, jak i Kanadyjczyków.
Kiedy
zaczęły
się
kłopoty, obie
firmy
zareagowały
podobnie.
Po
pierwsze, rozpoczęły
intensywną
modernizację
używanego
w
tamtym
czasie
systemu
operacyjnego, w
serii
kolejnych
aktualizacji
przystosowując
go
do
obsługi
palcami
i
dodają
szereg
wymuszonych
popytem
funkcji, po
drugie, przygotowały
nowe
telefony
wyposażone
w
dotykowe
ekrany, po
trzecie, wzięły
się
solidnie
za
rozwój
i
promowanie
swoich
sklepów
z
aplikacjiami
i
usług
online.
Wszyscy
wiem, jak
się
to
skończyło.
Stworzone
dla
klawiatur
systemy
operacyjne
okazały
się
bardzo
trudne
do
przeflancowania
na
dotykowe
poletko – bagaż
przeszłości
był
zbyt
wielki.
To
nie
wina
Nokii
czy
RIM
: wyobraźcie
sobie, że
pod
presją
czasu
próbujecie
przebudować
samochód
na
samolot
tak, żeby
zachować
jak
największą
część
projektu
bez
zmian…
Choćby
nie
wiem
co, efekt
takich
działań
przegra
z
zaprojektowanym
od
podstaw
samolotem, nawet zrobionym z
dykty.
Znacznie lepiej było po stronie hardware. Ponieważ
obie
firmy
miały
ogromne
doświadczenie
w
produkcji
sprzętu, zarówno
smartfony
Nokii
jak
i
kolejne
Jeżynki
były
perfekcyjnie
wykonanymi
cacuszkami
sztuki
inżynierskiej. Niestety, całość często okazywała się niedopracowana i była łatana już po premierze, dawały o sobie znać ograniczenia wynikające ze struktury i interfejsów systemów oraz poważne braki, jeśli chodzi o poszukiwane aplikacje.
Ale
zarówno
Finowie, jak
i
Kanadyjczycy
wcale
nie
uważali, że
to
wystarczy.
To
były
tylko
działania
opóźniające, gra
na
czas, którego
tak
bardzo
obu
firmom
brakowało.
W
centrach
R
&
D
Nokii
i
RIM
trwały
pospieszne
prace
nad
zupełnie
nowymi, zaprojektowanymi
od
zera
dla
dotyku
systemami
:
MeeGo (
które
wyrosło
z
projektu
Maemo
) oraz
BB10
(
oparty
na
zakupionym
przez
RIM
systemie
QNX
).
Wkrótce na rynku pojawiły się pierwsze owoce tych prac: BlackBerry PlayBook oraz Nokia N9. Niestety, w tym miejscu przychodzi pora na dramatyczny zwrot akcji.
Co by było, gdyby…?
I BlackBerry PlayBook i Nokia N9 były świetnymi urządzeniami z niedopracowanymi jeszcze, ale doskonale zapowiadającymi się systemami. Ich ekosystemy – sklepy z aplikacjami, usługi sieciowe – były w powijakach, jednak miały szansę rozwoju. Dla obu firm to był pewien punkt przesilenia. Jednoczesnie jednak był to punkt, w którym tak podobne, równoległe historie Nokii i RIM-u rozeszły się w dwie przeciwne strony: Finowie jeszcze przed wypuszczeniem na rynek N9 podjęli decyzję o porzuceniu rozwijanego przez nich w kooperacji z Intelem MeeGo i nawiązaniu strategicznej współpracy z Microsoftem. Systemem następnej generacji smartfonów Nokii miał być Windows Phone 7.
Pamiętacie, co czuliście, kiedy ta informacja została opublikowana? Nie było wiele entuzjazmu. Reakcje wahały się od zdziwienia do złości i tylko nieliczni uważali, że ten krok przyniesie Nokii korzyści. Przez kolejne miesiące w Internecie i na łamach prasy toczyły się (i tocza się do dziś) zażarte dyskusje, czy Windows Phone wykończy, czy uratuje Nokię oraz co by było, gdyby Finowie zacisnęli zęby i zdecydowali się powierzyć swój los MeeGo. Otóż nie trzeba kreślić fantastycznych scenariuszy i zgadywać, jak potoczyłyby się wydarzenia – jak już się pewnie domyślacie, upraszaczając sprawę to, co dzieje się w tej chwili z RIM to właśnie w najgrubszych zarysach historia Nokii, która nie wzięła Windows Phone’a.
Po zebraniu doświadczeń z PlayBookiem i pierwszym podejściem do budowy konsumenckiego systemu operacyjnego w oparciu o QNX, RIM zakasał rękawy i wziął się do pracy nad BlackBerry OS 10. Prace trwają, ale dokładna data wypuszczenia ostatecznej wersji nowego OS-u i pracujących pod jego kontrolą nowych telefonów wciąż nie jest znana. RIM przesuwał ją już dwa razy, w tej chwili ma to być “początek pierwszego kwartału 2013 roku”. Rynek nie jest cierpliwy. Brak nowych urządzeń i aktualizacji systemu sprawił, że sprzedaż Jeżynek spadła dramatycznie (choć nie na całym świecie – podobnie jak Nokia, BB ma się dobrze w krajach rozwijających się), podobnie jak wartość akcji firmy. Kilka dni temu zakończyła się w San Jose w Kaliforni konferencja BlackBerry Jam, podczas której RIM zademonstrował działający system BB10 oraz udostępnił SDK. I wiecie co? Mimo, że sytuacja rynkowa Kanadyjczyków wygląda fatalnie, wygląda na to, że deweloperzy, dziennikarze i użytkownicy mają dla nich wiele sympatii i wierzą, że ich walka może zakończyć się sukcesem. RIM nie tylko wydaje się świadom wszystkich swoich słabych stron oraz przeszkód, które przed nimi stoją ale co ważniejsze, wygląda na to, że wie, jak może spróbować te przeszkody przezwyciężyć! Mobilizuje deweloperów, zacieśnia relacje z operatorami, pracuje nad usługami… Jeśli im się nie uda, to nie z braku starań czy dlatego, że czegoś nie dopilnowali.
I żyli długo i szczęśliwie
Dzięki niezwykłemu splotowi okoliczności możemy obserwować dwie alternatywne rzeczywistości: losy dwóch firm, które będąc w podobnej sytuacji podjęły zupełnie inne decyzje i teraz zbierają ich owoce. Która z nich będzie żyła długo i szczęśliwie? W bajce zapewne odwaga, determinacja i pragnienie zachowania niezależności królowej zostałoby nagrodzone zwycięstwem. Ale życie to nie bajka, więc możliwe, że zatriumfuje firma, która wybrała porzucenie swojego własnego produktu. Albo, że nie przetrwa żadna z nich. Ja jednak trzymam kciuki, żeby udało się im obu.