Kilka lat temu Windows nie miał godnego konkurenta dla Kowalskiego. Dlatego też, w momencie w którym Microsoft zintegrował go z przeglądarką internetową, cierpliwość urzędników się wyczerpała. Mimo dotkliwych kar, firma Billa Gatesa i tak wyszła z tego obronną ręką, groził jej bowiem nawet podział.
Dziś mamy powtórkę z rozrywki. Są inne wyszukiwarki, niż Google. W niektórych krajach całkiem nieźle radzą sobie Bing i Baidu. Ale nawet w nich, Google i tak jest potęgą. W reszcie… po prostu nie ma alternatyw. Przynajmniej tych sensownych. A nawet jeżeli takowa istnieje (jak nasz polski Netsprint), tak mało kogo one obchodzą. Federalna Komisja Handlu ma powoli tego dosyć, tak samo, jak nie miała już cierpliwości do Microsoftu.
Według informacji, jakie podała agencja Reuters, większość członków FTC uważa, że powinno zostać uruchomione dochodzenie przeciwko Google. Czterech komisarzy już teraz, po rocznej analizie, uważa, że internetowy gigant w sposób nielegalny nadużywa swojej pozycji na rynku, by zaszkodzić swoim konkurentom. Tylko jeden jest sceptyczny. Ostateczna decyzja, czy wszcząć postępowanie, ma zostać podjęta na przełomie listopada i grudnia.
Skargi pojawiają się z wielu stron. Nextag, z uwagi na jego powiązania z Microsoftem, można zignorować. Ale Yelp, jak twierdzi, przetrwał nie dzięki znakomitej usłudze, którą oferuje, a dzięki pomocy Apple i popularności iOS-a. Skarg jest wiele od konkurentów Google. Większość z nich jest zdania, że gigant ręcznie przenosi ich witryny niżej w wynikach wyszukiwania, przez co internauci nie są w stanie do nich dotrzeć, koncentrując się na wyżej wypozycjonowanych usługach Google. Sam Google nieraz już wypierał się tych działań, uważa je za oszczerstwa.
Nie zamierza jednak, mimo zaleceń komisji, udostępnić oprogramowania lub dokumentacji, która pozwoli porównać wartość i zasięg reklamy w Google z Bingiem czy Yahoo!. Komisja też ma zastrzeżenia do posiadanych przez Google patentów i chce sprawdzić, czy te są licencjonowane zgodnie z ustalonymi praktykami.
Unia Europejska również ma coraz więcej zastrzeżeń do Google, jego rynkowej dominacji i sposobu, w jaką ją zdobył. Jeżeli ta przyjmie podobne stanowisko, co Federalna Komisja Handlu, Google jest w tarapatach.
W mojej ocenie, zupełnie niezasłużenie. Wierzę, że Google wyżej pozycjonuje swoje produkty, niż cudze. Zapewne dlatego, że ma do tego prawo. A przynajmniej powinien mieć. Sam też wolałbym polecać produkty, za które sam odpowiadam. Bo wiem, że nie są to buble, znam ich wszystkie jawne i ukryte wady. Dominacją nie trzeba się przejmować. Lepszy produkt zawsze w końcu wyprze ten dominujący. Przykładów nie trzeba daleko szukać. Internet Explorer, niegdyś praktycznie jedyna przeglądarka internetowa na świecie, obecnie walczy równą batalię z Chrome i Firefoxem. Macbooki z systemem OS X są coraz chętniej kupowane, nawet w Polsce. A wyszukiwarka Google? Bing ma już w USA niecałą jedną trzecią rynku. Jak poradził sobie tam, w końcu poradzi sobie gdzie indziej.
Chcę, byśmy my sami decydowali, swoim czasem i portfelem, z czego będziemy korzystać. Binga nieraz używam już dziś, mimo że nie istnieje wersja tej wyszukiwarki dla naszego kraju. Wyszukiwarka Bing ma lepszy moduł do wynajdywania grafik. Z kolei do szukania informacji korzystam z Google. Bo tu jest najlepszy. Mapy? Niekoniecznie Google. Te od Nokii są świetne, również webowo. Google+? Wolę Facebooka.
Urzędnicy ułatwiają zadanie konkurencji. Bo tak jak faktycznie dominacja jednego produktu jest szkodliwa, tak dzięki tej dominacji konkurent musi wejść na niego z prawdziwym przebojem i rewolucją. Chcę takiego przeboju. Nie chcę, by Google został osłabiony tylko po to, by identyczny usługodawca dzielił z nim pozycję lidera. Chcę, by Google został pokonany mimo jego potęgi. Czymś, co zwali rynek z nóg. Urzędnicy eliminują potrzebę wykreowania takiego produktu. A szkoda.