Urządzenia, które rozdano, to tablety Motorola Xoom z dołączonym systemem ładowania baterii bazującym na energii słonecznej. Raz w tygodniu do wiosek przybywał technik i zamieniał stare karty pamięci w urządzeniach, na których zapisane były wszystkie wykonywane czynności na tablecie, na nowe.
Po kilki miesiącach dzieci z obu wiosek wciąż były zaangażowane w naukę i zabawę. Recytowały piosenki uczące alfabetu, literowały słówka, rysowały je w aplikacjach graficznych. Dzieci, które nie tylko nie były tego przez nikogo uczone, ale mieszkające w prawdziwej dziczy, bez kontaktu z materiałami drukowanymi, znakami drogowymi czy nawet opakowaniami po produktach, na których zazwyczaj pojawiają się jakiekolwiek wyrazy lub litery.
Tablety zostały rozdane w zapieczętowanych pudełkach, bez jakiejkolwiek instrukcji. –
Myślałem, że dzieci będą po prostu bawić się pudełkami. Już po czterech minutach pierwsze dziecko nie tylko otwarło pudełko, ale znalazło włącznik i uruchomiło tablet. W przeciągu pięciu dni dzieci wykorzystywały, średnio, 47 aplikacji dziennie. Po dwóch tygodniach śpiewały piosenkę o alfabecie, a po pięciu miesiącach shackowały Androida. Jakiś kretyn w naszej organizacji lub w Media Lab wyłączył aparat. Doszły do tego jak go naprawić hackując Androida — opowiada Nicholas Negroponte, założyciel One Laptop Per Child. Tablety miały też zablokowaną możliwość personalizacji. Dzieci znalazły metodę na to, by i to obejść, w efekcie pulpit każdego dziecka wyglądał inaczej.