Uwielbiam to uczucie, gdy słyszę o zapowiedzi jakiejś gry i z każdym kolejnym udostępnionym materiałem zatracam się w jej uniwersum coraz silniej. Potem dochodzi do właściwej konfrontacji i wyczekiwana produkcja zwala mnie z nóg. Miałem tak przy pisaniu zapowiedzi, a potem recenzji zeszłorocznego Deus Ex, który był niesamowicie intrygującym tyłem na tle konkurencji. Nie liczyłem, że coś zaskoczy mnie także w tym roku, ale Bethesda Softworks we współpracy z Arkane Studios dały radę stworzyć tytuł godny uwagi. W taki sposób światło dzienne ujrzała jedna z najciekawszych gier roku 2012 – Dishonored, czyli fuzja kilku gatunków, z której wyszły wyłącznie same dobre rzeczy. A my lubimy dobre rzeczy, prawda?
Kraina Tranem Płynąca
Jesteś zaufanym strażnikiem cesarzowej Jessamin Caldwin i nic nie zapowiada totalnej katastrofy. Powracasz po długiej podróży w innych częściach Cesarstwa, mającej na celu pozyskanie pomocy w walce z groźną zarazą. Władczyni bardzo cieszy się z Twojego przybycia, bo jako Lord Protektor odpowiadasz za jej bezpieczeństwo. Niespodziewanie jednak, Jej Wysokość zostaje zamordowana na twoich oczach, a komuś wyraźnie zależy nas tym, abyś to ty został obarczony winą za jej śmierć. Przy małej pomocy udaje Ci się zbiec z więzienia po 6-miesięcznej odsiadce i jedynym zajęciem, jakiemu się teraz poświęcisz, będzie chęć dokonania zemsty u boku grupy Lojalistów w zamieszkujących miejsce zwane Hound Pits. Porzuć więc wszelkie dotychczasowe szlabany moralne i humanitarne – wszak czegoś takiego w wewnętrznym słowniku Twojego protagonisty nie ma.
Ogólnie rzecz ujmując fabuła głowy nie urywa, ale nie ukrywajmy, że stanowi ona tylko tło dla zupełnie przewspaniałego modelu rozgrywki, który według ujawnionych materiałów daje naszej postaci niesamowite pole do popisu. Zanim jednak przejdziemy do morderczych specjalizacji naszej postaci, nakreślmy z lekka ramy świata, po którym przyjdzie się nam poruszać. Projektanci opracowali dla nas świat złożony z leżących w znacznej odległości od kontynentu Pandyssian, składającego się z czterech wysepek: Tyvia, Morley, Serkonos i Gristol. Mimo tego, że historia rozgrywa się we wszystkich wspomnianych miejscach, nam przyjdzie działać tylko na ostatniej, a dokładnie w mieście Dunwall – XIX-wiecznej stolicy o wyraźnym, steampunkowym charakterze.
Niegdyś było to dobrze prosperujące miastu wielorybnicze, ale straciło na znaczeniu stając się swoistym ucieleśnieniem tyranii i chaosu. Po śmierci cesarzowej do władzy doszedł nowy reżim niejakiego Lorda regenta sprawującego surowe, brutalne prawa. Człowiek ten, o imieniu Hiram Burrows, był królewskim mistrzem szpiegów za czasów życia władczyni, dzięki czemu kunszt wojenny jest mu bardzo dobrze znany. Na dokładkę w mieście panuje mordercza w skutkach zaraza – konieczne więc było odizolowanie części miasta. Elita pławi się w bogactwach, a biedni skazani zostali na “pożarcie” przez epidemię. I tu właśnie przyjdzie nam walczyć. Pośród mnóstwa wrogów, wśród ludzi gotowych zrobić wszystko aby tylko pomnożyć swój majątek, wśród biedoty nastawionej do nas złowrogo i szczątków ciał rozkładanych przez panosząca się chorobę. Nic przyjemnego, ale kto powiedział, że droga do oczyszczenia własnego imienia będzie usiana różami? W naszym wypadku będzie, choć nie tymi pięknymi kwiatami, a ciałami zabitych przez nas wrogów…
A z kim będziemy się bić?
Żeby nie było zbyt monotonnie, deweloperzy zdecydowali się przygotować kilka rodzajów przeciwników. Tallboy, to strażnicy rażący nas bombami i korzystający z mechanicznych nóg dających im przewagę wysokości. Denerwujący wrogowie, ponieważ posiadają dosyć silny pancerz i nie mniej mocne uzbrojenie. Zazwyczaj jest ich w danym miejscu paru, a to raczej niczego nie ułatwia. Dzięki nim rozgrywka nabiera jednak lekko cyberpunkowego charakteru i część z Was na pewno to doceni. Oprócz nich są zwykli przestępcy, stróżowie prawa, elitarna straż (nieco bardziej profesjonalni od swoich kolegów z niższą rangą), agenci Opactwa Wszechludzi – zmilitaryzowanej grupy religijnej, czy sam Lord Regent. Uważać trzeba także na stada żarłocznych szczurów, niekiedy występujące psy czy po prostu zarażonych obywateli cesarstwa. Mięsa armatniego do bezkarnego mordowania raczej na pewno nie zabraknie. Co ciekawe, nasze działania ukierunkowane na eliminowanie określonych jednostek, mają wyraźne odzwierciedlenie w dynamicznie zmieniającym się środowisku. Jeśli będziecie bowiem zarzynać wszystkich bez żadnych zahamowań, przyczynicie się do rozprzestrzeniania zarazy i narodzin większej ilości szczurów.
Zrobisz to, jak chcesz
Nasz bohater posiada przebogatą listę różnorodnych zdolności bojowych, które można odblokować, zdobywając określoną liczbę run – możliwość teleportacji, widzenia przez ściany, spowolniania czasu, opętania dowolnego stworzenia (na pierwszym etapie są to szczury, potem można już pokierować nawet przeciwnikami!), wezwania armii morderczo skutecznych gryzoni (istnieje też możliwość przyczepienia ładunku wybuchowego do jednego z nich) i tak dalej. W praktyce prezentuje się to o wiele bardziej smakowicie. Szczególnie dlatego, że możemy każde zadanie wykonać według opracowanego wcześniej planu – skradać się w ciemności, chować ciała zabitych strażników (np. w śmietnikach albo po jakichś ciemnych kątach) i starać się wykonać zlecenie jak najciszej, bez wzbudzania niepotrzebnego alarmu. Wchodzimy na przykład do jakiegoś pomieszczenia i robimy rekonesans. Zauważamy, że w paru miejscach palą się świecie, a w drugim kącie pokoju znajduje się pianino. Zdmuchujemy jedyne źródło światła, podchodzimy do wspomnianego instrumentu i tworzymy dźwięk. Jeśli strażnicy są wystarczająco blisko (albo przynajmniej jeden z nich), przydają zobaczyć, co się dzieje. Wtedy możemy cichaczem wymknąć się z pomieszczenia albo zafundować jakiemuś delikwentowi bełt prosto w łepetynę i tym samym błyskawicznie zakończyć jego żywot. Przemiana we wspomnianego gryzonia natomiast nie tylko sprawi, że przemkniemy zupełnie niezauważeni, ale i pozwoli zmieścić się do małych dziur czy szybów wentylacyjnych, a tymi można dojść do danego miejsca szybciej, niż tradycyjną drogą.
Nic nie stoi też na przeszkodzie, aby działać spontanicznie i zacząć wyżynać wszystkich jak leci. W takim wypadku możemy robić prawdziwe combosy. Trzeba jednak pamiętać, że nie jest to łatwa droga. Przeciwników na każdym etapie jest dosyć sporo, a warto pamiętać, że nie są to chłopcy do bicia, a bardzo mądre bestie. Jeśli zatem zdecydujecie się na uzyskanie pseudonimu “Rambo”, dobrze rozważcie rozkład sił w danym etapie, ale także i fakt, czy posiadacie dostateczną ilość uzbrojenia – amunicję do pistoletu, bełty do kuszy, strzałki usypiające czy manę wykorzystywaną do uruchamiania poszczególnych zdolności. Często bowiem, będąc pewnymi zwycięstwa, możecie zobaczyć ekran ładowania i przygotować się na konieczność wczytania ostatniego zapisu rozgrywki.
Dishonored zachwyca grywalnością i danymi nam możliwościami. Narzędzi mordu mamy stosunkowo sporo (są to już wspomniane kusza czy pistolet, które możemy załadować amunicją różnorakiego sortu, granaty, miny czy długie ostrze), ale z amunicją trzeba obchodzić się dosyć ostrożnie, bo tej za wiele nie ma.
Idealny wręcz efekt psuje jednak, moim zdaniem, nieco oprawa wizualna. Jest ona bowiem trochę za bardzo sterylna i czasami pozbawiona pewnych szczegółów. Twarze znakomitej większości postaci także do ładnych nie należą i niekiedy są po prostu brzydkie. Tytuł posiada jednak bardzo specyficzny, ciemny i brudny klimat. Ciekawostką jest, że grę współtworzy Wiktor Antonova odpowiedzialny między innymi za świat powstały w Half-Life 2. To między innymi dzięki niemu całość zyskała wyrazistość i kreskę charakterystyczną dla obrazów malarzy. O artystyczną stronę przedmiotu niniejszej recenzji nie trzeba się zatem obawiać, a ewentualne braki czy niedoróbki usprawiedliwione są wspaniałą grywalnością.
Podczas zabawy nie zauważyłem żadnych większych błędów oprócz nieco spowalniającego ekranu menu (nie wiem, czemu tak jest, ale nie mogłem nic na to poradzić) i pewnej wpadki w polskich napisach – “Główny klucz do Golden Cat needen!”. Jednak raczej nie uznamy tego za dużą wadę, prawda? 😉
Zemsta rozwiązuje wszystko
“Gra roku!”; “Najświeższa produkcja ostatnich lat!”; “Czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy!”. Takimi hasłami już od kilku tygodni rzucają wszyscy Ci, którzy grali tudzież nadal grają w Dishonored. Mówcie co chcecie, ale to naprawdę jest najbardziej intrygujący tytuł ostatnich paru ładnych lat. Ma w końcu wszystko to, czego oczekiwać mogą fani wciągających gier akcji, ale jednocześnie jest składanką dającą tak potwornie dużą ilość możliwości w rozwiązywaniu misji, co niektóre RPG.
Kupujcie, kupujcie, kupuje, bo choć sama gra nie należy do najdłuższych (w zależności od stylu zabawy, szukania znajdziek itp. można ją ukończyć w 7-10 godzin), a wątkiem fabularnym można się czasem zakrztusić jak kołkiem, to grę można przechodzić po kilka razy i za każdym z nich odkrywać coś całkowicie nowego.
Polecam!
OCENA: 95%
PLUSY:
+ Wolność i mnóstwo możliwości
+ Świetny symulator zabójcy
+ Artystyczna strona gry
+ Sztuczna inteligencja
MINUSY:
– Mało szczegółowa grafika
– Fabuła nie należy do najciekawszych