XCOM: Enemy Unknown – Recenzja

XCOM: Enemy Unknown – Recenzja

Głupio się przyznać, ale o nowym X-COM usłyszałem dopiero podczas tegorocznego pokazu Borderlands 2. Wstyd to o tyle duży, bo jestem starym wyjadaczem turowych gier taktycznych. Szarpałem w UFO jeszcze na Amidze, potem przyszedł czas na Fallout Tactics (ileż wspomnień, ech) by wpaść w sidła serii Silent Storm. I Ja nie wiedziałem, że nadchodzi X-COM… To jednak nic straconego, bo przyjemnością jest nadrabiać takie zaległości!

Cytując Arthura C. Clarke: “Są tylko dwie możliwości: albo jesteśmy sami we Wszechświecie, albo nie. Obie są równie przerażające.” Prawda okazała się tym straszniejsza, że zostaliśmy zaatakowani przez przybyszów z kosmosu. Nie przynieśli nam pokoju, jakby można było sądzić po zaawansowanych osiągnięciach technicznych. Najprawdopodobniej też nie przepadają za homo sapiens, a niszczenie miast traktują jak wyjście na kręgle. Żadne Ziemskie państwo nie było w stanie odeprzeć ich ataków, ale wspólny wróg łączy ludzkość i tak oto powstaje organizacja X-COM, której celem jest odparcie kosmicznego agresora.

Jako gracz mamy okazje wcielić się w bezosobową postać dowódcy organizacji X-COM. Odpowiadamy jedynie przed radą dwunastu państw, a jej decyzje są nam przekazywane przez tajemniczego wysłannika. Zadanie, które przed nami postawiono, nie jest łatwe. Czeka nas walka, ale także mądre inwestowanie w bazę. Zacznijmy od tego drugiego.

Nasza siedziba jest zakopana pod ziemią gdzieś w stanach. Jej wygląd przypomina mrówczą farmę, którą możemy oglądać i rozbudowywać o kolejne, podziemne pomieszczenia. Każde pomieszczenie możemy w każdej chwili powiększyć, aby popatrzeć co też robią nasi podwładni. Wybudowanie każdego nowego elementu kosztuje odpowiednio wiele zasobów oraz pieniędzy i wpływa na nasze przyszłe przychody, bądź ich brak. Zauważymy to albo od razu, albo po dwudziestu turach, ale niewłaściwe decyzje dość szybko kończą rozgrywkę. Z czasem przeciwnicy będą coraz mocniejsi, a bez odpowiedniego wsparcia technicznego stracimy jakiekolwiek szanse w walce. Jeżeli więc wyjątkowo cienko sobie radzimy zaufanie rady będzie spadać, a rosnąca panika będzie skutkować obcinaniem naszych finansów. Gdy odejdzie ośmiu członków rady X-COM zostanie rozwiązany, a gra się skończy. Ucierpi także nasza duma i wirtualne sumienie, bo gra potrafi wciągnąć emocjonalnie w obronę naszej planety.

Podczas przebywania w bazie będziemy także formować odziały terenowe. Z czasem trzeba zbudować flotę (może to za dużo powiedziane, skoro mowa maksymalnie 4 maszynach) obronną na wybranych kontynentach. Skonstruowane pojazdy trzeba także uzbroić, najlepiej bronią obcych zdobytą podczas walki, albo wyprodukowaną w bazie już ze zdobyczy technologicznych. Wszystko to jednak kosztuje i wymaga dużo czasu.

Twórcy gry zrezygnowali z setek okienek i tabelek przy okazji zarządzania bazą główną ale to wcale nie oznacza zbytnich uproszczeń. Wszystko jest łatwe w obsłudze, jednak ilość dostępnych opcji potrafi z początku odrobinę przytłoczyć. Pomimo wszystko całość rozwiązano bardzo intuicyjnie, co jest szczególnie ważne dla posiadaczy konsol.

Gdy już zarządzanie mamy za sobą, a pojazdy obcych leżą zestrzelone gdzieś na planecie, trzeba wyruszyć na akcje grupą (maksymalnie sześciu) komandosów. Podzielono ich na cztery kategorie: ciężkozbrojny, szturmowiec, snajper oraz żołnierz wsparcia. Sprawdza się to doskonale i można tworzyć drużynę pod ulubione strategie działania. Osobiście grałem drużyną ciężkozbrojnych i snajperów, opierając się na taktyce flankowania. Gra umożliwia wiele sposobów rozgrywania misji w zależności od upodobań Gracza. Za to duży plus.

Taktyka to jednak nie wszystko. Naszych podopiecznych należy też rozwijać i zapewnić im odpowiedni sprzęt. Na początku nie jest łatwo. Pancerze są słabe, broń strzela misiami Haribo, a slot na dodatkowe wyposażenie zawiera tylko jedno miejsce. Co zabrać ze sobą? Apteczkę czy granat? Oto jest pytanie. Jednak nawet dobre wyposażenie nie uratuje żółtodzioba przed samym sobą. Ataki paniki, brak umiejętności specjalnych czy braki w ekwipunku – wszystko kończy się często śmiercią. Gdy uda nam się przeprowadzić wojaka przez wszystkie możliwe stopnie wojskowe, co wiąże się z przebyciem kilkudziesięciu misji, możemy być pewni zaprawienia w bojach. Taki komandos ma parę zdolności specjalnych, dzięki którym wachlarz dostępnych ruchów w turze diametralnie wzrasta i jest po prostu ciekawiej!

X-COM to gra strategia Turowa, jeżeli jeszcze ktoś nie wie – wszystkie jednostki poruszają się na przemian niczym w grze planszowej. Sztuczna inteligencja daje sobie z tym radę. Przeciwnicy flankują, często używają granatów i są przerażająco celni. Kończy się tym, iż źle rozstawienie wojaków może być tragiczne w skutkach. Szczególnie dla żółtodziobów którzy giną bardzo szybko. Niestety, droga na szczyt wojskowej hierarchii bywa trudna…

Fabuła jest prosta. Nie ma zwrotów akcji, a przed Graczem postawiono jedno zadanie – ochronić Ziemię. Miedzy żołnierzami też trudno doszukiwać się jakiś niewyobrażalnych uwarunkowań socjalnych, co nie znaczy, że gra pozbawiona jest klimatu. Na budowanie atmosfery składają się po prostu inne czynniki, niż na przykład w grach RPG. Tutaj klimat buduje się poprzez monologi specjalistów w bazie, ich przemyśleniom dotyczącym badań nad obcymi oraz słowom uznania, gdy cały odział wraca szczęśliwie. Jesteśmy ostatnią obroną ludzkości i wiele elementów o tym przypomina. Czuć pokładaną w nas odpowiedzialność i ogólną powagę sytuacji.

Najlepsze jest to, że

rozgrywka niesamowicie wciąga jak za dawnych lat i można spędzić przy nowym X-COM masę czasu

. Już same potyczki potrafią dostarczyć ciekawych wrażeń, nie widzianych do tej pory w niewielu innych produkcjach. Żołnierze zachowują się zgodnie e swoim doświadczeniem i początkujący często wpadają w panikę – jak to na wojnie. Takie akcje świetnie symulują człowieczeństwo prowadzonych jednostek i angażują Gracza emocjonalnie. Strata każdego członka oddziału porusza, ale w grze jest więcej takich sytuacji.

Z czasem trzeba także wybierać do którego kraju wysłać swoje jednostki, bo nie można być wszędzie. Jednak regularne pomijanie poszczególnych państw skutkuje wzrostem ogólnej paniki i coraz większą niechęcią do finansowania naszych działań. Ciężkie bywają wybory w XCOM.

Grę napędza silnik Unreal Engine 3 i gra nie wygląda źle. Ludziom przyzwyczajonym do ostrych wodotrysków X-COM nie wydaje się grą wyjątkowo ładną, ale komiksowy styl może się podobać i ma swój własny rok. Miejscówki są wykonane porządnie, a niektóre elementy map zostają zawsze rozłożone losowo, tak samo jest z przeciwnicy. Postacie także wykonano starannie, a kosmici potrafią się ciekawie zaprezentować.

W oczy rzuca się kilka błędów dotyczących samej gry, jak chociażby strzelanie przez ściany! Często zdarzało mi się ginąć, bo przeciwnik strzelał przez osłonę. Niby działa to także w drugą stronę, ale wolę żeby o powodzeniu misji decydowały umiejętności, a nie błędy w grafice. Zdarzają się też dziwne ustawienia kamery podczas pokazywania śmierci przeciwników. Bywa, że postać się w niego wtapia, albo w ogóle strzela w innym kierunku. Trafienie naturalnie jest uznawane, ale to tragiczna niedoróbka.

XCOM: Enemy Unknown jest zdecydowanie grą łączącą starodawną mechanikę z dzisiejszymi rozwiązaniami i oprawą, dają wspaniały rezultat.

Zadowoleni będą ludzie pamiętający czasy Amigi oraz miłośnicy strategii turowych, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę. To świetna gra, nawet pomimo paru błędów. Szczerze polecam.

OCENA: 98%

PLUSY:

+

System turowy

+

Klimat!

+

Zarządzanie organizacją i rozbudowa bazy

+

Sztuczna inteligencja przeciwników

MINUSY:

Problemy z kamerą

Celne strzały przez osłony

Fabuła mogłaby być lepsza