Na bezlusterkowego Canona EOS M trzeba było długo czekać. Wysoka sprzedaż klasycznych lustrzanek pozwoliła Japończykom spokojnie obserwować sukcesy i porażki konkurentów i wyciągać z nich wnioski.
Na pierwszy rzut oka widać, że Canon EOS M opiera się na podobnej koncepcji, jak Nikon 1 J2. Oba bezlusterkowce są skierowane do początkujących i hobbystycznych fotografów, którym zależy na dobrej jakości zdjęć bez skomplikowanej regulacji ustawień. Aby spełnić ich oczekiwania, ograniczono do niezbędnego minimum liczbę elementów sterujących. Podczas gdy w lustrzankach pokrętło trybu pracy daje dostęp do wielu różnych funkcji, w EOS-ie M ma ono tylko trzy pozycje: tryb automatycznego wyboru programu tematycznego, tryb normalny umożliwiający ręczną ingerencję w ustawienia ekspozycji oraz tryb filmowania w rozdzielczości Full HD.
Poręczna obudowa i zewnętrzna lampa błyskowa
Projektantom Canona udało się stworzyć poręcznego bezlusterkowca o wymiarach aparatu kompaktowego. Jakość obudowy wykonanej z wytrzymałego stopu magnezowego nie budzi zastrzeżeń. Co prawda nie ma tu prawdziwego uchwytu, ale mimo to aparat wygodnie trzyma się jedną ręką.
Cała koncepcja obsługi EOS-a M wskazuje na to, że Canon chce wyraźnie rozgraniczyć swoje aparaty bezlusterkowe od klasycznych lustrzanek. Ma to swoje uzasadnienie i odpowiada filozofii przyjętej również przez Nikona. Mimo niewielkich wymiarów EOS M posiada stopkę do podłączania opcjonalnych akcesoriów. Ponieważ w korpusie zabrakło miejsca na lampę błyskową, w zestawie znalazła się niewielka lampa zewnętrzna umożliwiająca nawet bezprzewodowe sterowanie zewnętrznymi fleszami Speedlite.
Podzespoły z EOS-a 650D
Pod względem technicznym EOS M jest oparty na pochodzącej ze stajni Canona lustrzance średniej klasy EOS 650D. Podobieństwa zaczynają się od trzycalowego wyświetlacza dotykowego o wysokiej rozdzielczości 1040000 punktów. Nie stracił on przy tym właściwości, które chwaliliśmy w teście 650D: ekran szybko i płynnie reaguje na gesty – nawet te wykonywane w rogach wyświetlacza. Struktura menu przypomina to, co znamy z lustrzanek Canona.
Chcąc ręcznie zmienić tryb ekspozycji, należy dotknąć ikonę “P”, “A”, “S” lub “M” z grupy widocznej w lewym górnym rogu ekranu. Później możemy też bezpośrednio na ekranie ustawić czas naświetlania albo stopień otwarcia przesłony. Obsługa dotykowa spisuje się szczególnie dobrze podczas przeglądania zdjęć, ponieważ ekran reaguje na gesty wielodotykowe, na przykład “rozciąganie” ekranu palcami w celu powiększenia obrazu, znane ze smartfonów i tabletów.
W trybie filmowania EOS M rejestruje materiał w rozdzielczości Full HD z szybkością 25 klatek na sekundę. Czułość mikrofonu można regulować ręcznie, a jeśli wbudowany mikrofon nie wystarczy, możemy podłączyć również zewnętrzny.
Wysoka jakość obrazu
Sercem EOS-a M jest kolejny element znany już z EOS-a 650D: 18-megapikselowa matryca CMOS formatu APS-C. Pod względem jakości obrazu EOS M nie różni się więc od swojego odpowiednika o klasycznej budowie. Decyzja inżynierów Canona o wyposażeniu bezlusterkowca w standardową matrycę APS-C odbiega od rozwiązania przyjętego przez Nikona – w modelach z systemu “1” stosowane są mniejsze matryce formatu CX. Przewagę jakościową matryc APS-C podkreślają wyniki oceny jakości zdjęć: podczas gdy EOS M otrzymał w tej kategorii 89 punktów, Nikon 1 J2 nazbierał ich tylko 72.
Dobra ocena EOS-a M wynika z wyników pomiarów laboratoryjnych. Rozdzielczość zdjęć wynosi maksymalnie 1627 par linii na wysokość obrazu przy czułości ISO 100. Dopiero przy czułości ISO 3200 ostrość zaczyna spadać nieco wyraźniej – do poziomu 1441 par linii. Pod względem wierności odwzorowania detali EOS M nieco ustępuje świetnemu 650D.
W kwestii poziomu szumu EOS M praktycznie nie różni się od 650D. Do czułości ISO 3200 zdjęcia można spokojnie drukować w formacie A3. Na pełnowymiarowych fotografiach oglądanych na ekranie komputera szum pojawia się przy czułości ISO 1600. Zakres dynamiki jest przeciętny i obejmuje od dziewięciu do dziesięciu stopni przysłony.
Powolny autofokus
Gdyby zakończyć test w tym momencie, EOS M plasowałby się w czołówce rankingu. O znacznie gorszym ostatecznym rezultacie zadecydowała jednak jego szybkość pracy. Co prawda 4,2 klatki na sekundę w trybie zdjęć seryjnych to przyzwoity rezultat, jednak w serii można zrobić tylko od trzech do sześciu zdjęć, a to mało. Prawdziwym problemem jest jednak autofokus: z opóźnieniem spustu migawki wynoszącym okrągłą sekundę nie ma szans na złapanie na zdjęciu spontanicznej sytuacji. Nowe bezlusterkowce konkurencji robią ostre zdjęcia już w czasie 0,2-0,5 sekundy.
Podsumowanie
Premiera Canona rozczarowuje – powolny autofokus EOS-a M dyskwalifikuje go jako aparat do spontanicznych ujęć. Hobbystyczni fotografowie robiący zwykle zdjęcia bez większych przygotowań znajdą bardziej odpowiednie propozycje w ofercie konkurencji. Canonowi nie pomaga też wysoka cena – za ta pieniądze inne formy oferują już modele półprofesjonalne. Po dodatniej stronie bilansu trzeba za to odnotować bardzo kompaktowe wymiary oraz łatwość obsługi za pomocą tylko kilku przycisków i wyraźnego ekranu dotykowego. Jakość obrazu wypada minimalnie poniżej najwyższej noty, ale nie odbiega od tego, co oferują lustrzanki Canona z tej samej półki cenowej. Generalnie najsilniejszą stroną EOS-a M jest jego bliskie pokrewieństwo z lustrzankami systemu EOS, dzięki któremu nowy bezlusterkowiec zainteresuje w pierwszej kolejności dotychczasowych użytkowników klasycznych Canonów szukających bardziej kompaktowego korpusu.
Alternatywa
Bardzo wysoką jakość zdjęć zapewnia również Sony NEX-5R. Jego 16-megapikselowa matryca spisuje się dobrze zarówno podczas fotografowania, jak i podczas filmowania. Kolejne mocne strony aparatu to szybki autofokus i poręczna obudowa. NEX-5R kosztuje ok. 2700 zł (z kitowym obiektywem 18-55 mm).
Canon EOS M
Poręczny i prosty w obsłudze bezlusterkowiec zapewniający wysoką jakość zdjęć. Autofokus reaguje jednak zbyt wolno.
PLUSY:
łatwy w obsłudze
wyraźny wyświetlacz dotykowy
kompaktowa obudowa
wysoka jakość zdjęć
MINUSY:
powolny autofokus
brak zintegrowanej lampy błyskowej
wysoka cena