W którym Intel odnosi ogromny sukces, a historia chichocze w tle
niemal
tygodnia
intensywnie
używam
telefonu
z
nadrukiem
“Intel
Inside”
i
wiecie
co?
Otóż
całkiem, zupełnie, absolutnie
nic.
Gdyby
nie
znaczek
na
obudowie
iświadomość, co
siedzi
wśrodku, nie
miałbym
podstaw
do
podejrzeń, że
to
konkretne
urządzenie
różni
się
od
pozostałych
androidów
ześredniej
półki.
To wielki sukces Intela i zarazem jego bardzo poważny problem. Zacznijmy od sukcesu.
Na pewno to słyszeliście: “X86 w telefonie? Ta, jaaaasne! Pewnie dodają do niego dwie walizki dodatkowych baterii, a sam smartfon ma wielki radiator i dwa wiatraki!” Przecież wiadomo, że tylko prosta architektura ARM może być zarazem wydajna i energooszczędna, prawda? Otóż nie – nieprawda. Jak się okazało, Atom Medfield jest zarazem wydajny i efektywny. Chcecie konkretów? Zarówno Motorola RAZR I jak i ZTE Grand X In wyposażone w chipy Intela (Motorola ma wersję taktowaną zegarem 2 GHz, a ZTE zegarem 1,6 GHz) doskonale radzą sobie z wszelkimi benchmarkami, w których punktowana jest szybkość przetwarzania sekwencyjnego. I tak, Motka i ZTE uzyskały odpowiednio: 4161 i 2988 punktów Quadrancie, 6206 i 6698 punktów w AnTuTu, oraz rewelacyjne wprost 1101 i 1321 sekund w przeglądarkowym Sunspiderze (ten ostatni wynik przebija wszystko, co potrafią procesory ARM!). W benchmarkach graficznych mamy wyniki analogiczne, jak u konkurentów, bo przecież w Medfieldzie siedzi rdzeń graficzny PowerVR, taki sam, jak w licznych ARM-ach. Problemy sprawił “intelowcom” benchmark CF-Bench, w którym udało się uzyskać odpowiednio 3007 i 2261 punktów, czyli o ok. 3x mniej, niż konkurentom. Przyjemnym zaskoczeniem był czas pracy na baterii, nie odbiegający od tego, co czego przyzwyczaiły nas smartofony ze Snapdragonami, Tegrami i im podobnymi.
Trudno przecenić skalę tego osiągnięcia – przyznaję, że jeszcze pół roku temu po prostu nie uwierzyłbym, że to możliwe! Oto smartfon z x86 w codziennym użytkowaniu nie różni się praktycznie od smartfona z CPU Qualcomma, Nvidii, Samsunga czy Texas Instruments! Intel osiągnął bardzo wiele w zaskakująco krótkim czasie. Ale z punktu widzenia rynku to wciąż za mało. Czemu? Właśnie przez ten brak różnic. Skoro ich nie ma, to czemu kupować właśnie ten telefon, jeśli dookoła jest tyle urządzeń z ARM-ami? Tanich, droższych i najdroższych, we wszystkich formach i rozmiarach z dowolnymi dodatkowymi możliwościami lub bez nich? No czemu? Historia ze złośliwym chichotem odwróciła kota ogonem, stawiając Intela w sytuacji AMD, kiedy ten wypuszczał kolejne procesory “niczym nie ustępujące tym od konkurencji”. Ma w ręku bardzo dobry produkt, ale nie ma jak go sprzedawać, bo “równie dobry” okazuje się być “nie dość dobry”, jeśli przeciwnik ma przytłaczającą przewagę na rynku…
W którym Finowie rzucają granaty z dachu, a Chińczycy walczą w kanałach
Wyobraźmy sobie rynek smartfonów jako ufortyfikowany budynek w środku walczącego miasta. Być może niektórzy z was wiedzą, że jedną z przyjętych taktyk walki w terenie zurbanizowanym (tak, ja też się sobie dziwię, ile zupełnie niepotrzebnych wiadomości zawala mi pamięć…) jest zdobywanie budynków od góry. Zaczyna od “oczyszczenia” dachu, a następnie, korzystając z przewagi, jaką daje pozycja (można na przykład po prostu zrzucać w dół granaty), zdobywać piętro za piętrem, aż do samej ziemi. Taki właśnie sposób postanowiła działać Nokia. Jej pierwsze dwa smartfony z Windows Phone 7 były drogimi urządzeniami pozycjonowanymi na górną półkę. Miały zdobyć “dach”, a wraz z nim uwagę użytkowników, przygotowując grunt dla oddziałów szturmujące niższe piętra, czyli niedrogich smartfonów przeznaczonych na masowy rynek. Zupełnie inaczej ten sam budynek zdobywają chińscy producenci tacy, jak ZTE czy Huawei. Zamiast desantu na sam szczyt, Chińczycy metodycznie umacniają swoje pozycje najpierw w kanałach i piwnicach (produkując sprzęt dla innych, ale nie sprzedając go pod swoją marką), uczą się i testują, a potem, krok po kroku zdobywając kolejne piętra: od parteru, supertanich, kiepskich smartfonów dla mas, aż do najwyższych pięter i sprzętów z najwyższych półek.
Na rynku smartfonów pierwsza taktyka jest idealna dla kogoś, kto ma produkt wyraźnie inny niż wszystkie (jak wierzy – lepszy) i chce pokazać jego przewagi. Druga sprawdzi się w wykonaniu firm będących wielkimi, samodzielnymi producentami sprzętu. Intel tu nie pasuje. Ma świetny, ale nie rewolucyjny procesor i nie produkuje samodzielnie smartfonów, a jedynie komponenty do nich. Co ma zrobić?
Obydwa smartfony z Medfieldem, jakie trafiły w moje ręce to urządzenia z kategorii “dobre i tanie”. Zarówno Motorola RAZR I jak i ZTE Grand X In stanowią świetny przykład dobrze przemyślanych i zrobionych urządzeń ze średniej półki: używanie ich to sama przyjemność, a cena (zwłaszcza ZTE) jest bardzo przystępna. Ktokolwiek kupi jeden z nich, z pewnością będzie zadowolony. Tu jednak wracamy do problemu podstawowego: cóż z tego, skoro ogromna większość zadowolonych użytkowników nawet nie pomyśli o tym, że są zadowoleni dzięki Intelowi?
Owszem, flagowe “supersmartfony” są często wybierane właśnie ze względu na ich komponenty. Telefon ze średniej półki – nie. Dziewięciu na dziesięciu posiadaczy takowego nie ma pojęcia, jaki w środku jest procesor i co więcej, nic a nic ich to nie obchodzi. Intel o tym wie i dlatego nie próbuje przekonać do siebie użytkowników. Próbuje przekonać producentów.
W którym okazuje się, że pieniądze szczęścia nie dają, ale mogą rozwiązać parę problemów
Przekonywanie producentów może odbywać się na dwa sposoby – można obniżać cenę sprzedawanych im komponentów, albo wspierać sprzedaż produktów, w których znajdują się wspomniane komponenty. Pierwszy sposób prowadzi do bardzo przykrych konsekwencji długofalowych. Jeśli raz zacznie się sprzedawać tanio, to nie będzie możliwości opuszczać cen w przyszłości (a to może przecież okazać się konieczne) – co gorsza, problemem będzie także podnoszenie cen – bo przecież nikt nie lubi płacić więcej, niż płacił do tej pory… Obcinanie swojej marży nigdy nie było dla Intela preferowaną taktyką, a w sytuacji, kiedy nad rynkiem androida zaczyna pojawiać się widmo wojny cenowej, pójście ta drogą byłoby bardzo krótkowzroczne. A teraz spójrzmy na drugi sposób. Intel doskonale wie, jak wspierać sprzedaż produktów ze swoimi procesorami – robi to od lat z komputerami, notebookami i serwerami wszystkich producentów. Ten sposób jest zdecydowanie korzystniejszy: pozwala samodzielnie decydować gdzie, kiedy i jak wydać pieniądze (a więc dobierać środki do wagi i potencjału danego rynku) oraz nie wpływa długofalowo na marże. Acha, jeszcze jedno! W świecie smartfonów do dyspozycji jest jeszcze jeden świetny sposób na pomaganie właściwych modeli i producentów w rynkowych zmaganiach, a mianowicie wspieranie operatorów, którzy mają coś na kształt magicznej różdżki, za pomocą której zmieniają telefony w hity sprzedaży. Jak? Decydując które z kilkunastu podobnie pozycjonowanych, kosztujących podobne pieniądze i oferujących podobne możliwości urządzeń trafią do najlepszych taryf w najniższych, promocyjnych cenach. Zapewniam was, że Intel, mimo iż nowy na tym rynku wie, za które sznurki należy pociągnąć i które przyciski ponaciskać. Zresztą, rozejrzyjcie się wokół siebie!
Pora
na
parę
słów
podsumowania. Wbrew sceptykom, przekonanym że architektura x86 nie może być wydajna i energooszczędna Intel stworzył procesor, który daje mu szansę – szansę, którą ten zamierza wykorzystać przekonując producentów, że warto robić smartfony z Medfieldami, bo wtedy można spodziewać się, że poważna ilość portretów martwych prezydentów USA zostanie przeznaczona na reklamę tychże smartfonów w mediach, kanałach sprzedaży i u operatorów.
To dobry plan. Ale czy wystarczająco dobry przekonamy się nie prędzej, niż za jakieś pół roku. Ja na wyniki tej batalii będę czekał bardzo niecierpliwie.