Ponad 800 milionów użytkowników (z których co drugi loguje się codziennie) to dowód, że Facebook jest najbardziej lubianą siecią społecznościową. Nie zmienia to faktu, że nowe funkcje, konieczność częstych uaktualnień statusu oraz budząca wątpliwości polityka ochrony danych osobowych wywołują powszechne protesty wśród zarejestrowanych na FB. Jest to młyn na wodę nowo powstających serwisów społecznościowych, które zamierzają konkurować z z Facebookiem. Jeden z takich serwisów, Diaspora, znalazł się w centrum uwagi opinii publicznej w maju 2010 roku po związanym z Facebookiem skandalu. Ujawniono wtedy, że firmy reklamowe mogły bez pytania posługiwać się danymi osobowymi wielu jego użytkowników. W tym samym czasie błąd programowania spowodował, że publicznie dostępne były prywatne protokoły czatu niektórych użytkowników. Diasporze, jako respektującej ochronę prywatności alternatywie dla Facebooka, poświęcono wtedy wiele uwagi, dzięki czemu – za pośrednictwem platformy internetowej Kickstarter – uzyskała ona kapitał początkowy w wysokości 200 000 dolarów, dwudziestokrotnie przewyższający kwotę, o którą zabiegali jej twórcy. Głównym zarzutem wobec Facebooka jest to, że użytkownik nie jest informowany, co firma robi z jego danymi osobowymi. Traci on również kontrolę nad obrazami, tekstami i wszelkimi informacjami, które umieszczał w postach na swojej tablicy. Dane spoczywają na jednym z wielu serwerów Facebooka, gdzie są analizowane, a potem udostępniane w celu wyświetlania reklam. Tymczasem Diaspora ma być obsługiwana nie przez centrum komputerowe należące do konkretnej firmy, lecz przez liczne serwery prywatne. Jako użytkownik możesz sam zdecydować, czy chcesz się zarejestrować na serwerze publicznym, czy też wolisz założyć serwer własny, aby mieć lepszy nadzór nad swoimi danymi.
Każdy, kto chciałby sprawdzić, jak działa Diaspora, może zarejestrować się na największej niemieckiej stronie geraspora.de. Oprócz niej funkcjonuje ponad 50 innych stron, których serwery (zwane w Diasporze podami) wyszczególnione są na liście pod adresem podupti.me. Na stronie oficjalnej prowadzonej przez programistów (joindiaspora.com) na razie można rejestrować się tylko dzięki zaproszeniu od innego użytkownika, ponieważ serwer działa jeszcze jako zamknięta alpha. Termin udostępnienia fazy open beta był już wielokrotnie przesuwany, ma to jednak nastąpić w najbliższych tygodniach. Kto zarejestrował się na jednej z tych stron, może logować się tylko na niej, ponieważ dane z jego profilu znajdują się wyłącznie na tym serwerze. Tym niemniej ma możliwość – i to jest clou Diaspory – komunikowania się z każdym zarejestrowanym na którymkolwiek innym podzie, a więc śledzenia aktualizacji statusów czy wysyłania osobistych wiadomości (patrz: schemat u góry strony).
Większa kontrola nad własną prywatnością
Dla użytkownika zarejestrowanego na podzie publicznym aktualne pozostaje pytanie zadawane w przypadku innych serwisów: kim są administratorzy i co robią z moimi danymi? Programiści strony ofi cjalnej są znani – to trzech studentów Uniwersytetu Nowojorskiego (czwarty z grupy założycieli zmarł w listopadzie 2010). Prowadzą oni Diasporę jako organizację pożytku publicznego, która utrzymuje się wyłącznie z darowizn. Kwestię fi nansowej przejrzystości pozostawia się w gestii samych administratorów innych serwerów publicznych. “Wielu administratorów podów daje obecnie dobry przykład i udziela szczegółowych informacji czy to o sobie samych, czy o ochronie danych, czy też o warunkach użytkowania” – mówi Falko Kraft, członek stowarzyszenia i niemiecki głos Diaspory. Na przykład niemiecki serwer Geraspora dokumentuje na stronie hearts.geraspora.de zarówno swoje wydatki (niecałe 2000 euro), jak i przychody z darowizn (dotychczas równe 1400 euro).
Oczywiście możesz też uruchomić serwer, który będzie zarządzać tylko twoimi danymi. Oznacza to maksymalną kontrolę, ale bez konieczności rezygnowania z którejkolwiek funkcji sieci społecznościowej. Kiedy zechcesz przeprowadzić się z poda publicznego na własny, możesz wtedy przenieść wszystkie dane z serwera za pomocą funkcji eksportu. Oprogramowanie wymagane do uruchomienia własnego poda pobierzesz bezpłatnie ze strony github. com/diaspora/diaspora/wiki. Instalacja jest – z punktu widzenia laika – nieco skomplikowana, ale opis całej procedury, krok po kroku, zamieszczono na stronie. Funkcję poda prywatnego może pełnić zwyczajny PC. Samej niemieckiej Gerasporze, która gromadzi równo 20 000 użytkowników, wystarczają do działania tylko dwa komputery. Są to – jak nam zdradza Dennis Schubert z Geraspory – dwa Intel Xeony E3-1245 Quad-Core z 16 GB pamięci operacyjnej i dyskiem twardym o pojemności 3 TB. Jeśli chciałbyś udostępnić serwer innym osobom, musisz zadbać o to, aby jeden komputer ze stabilnym łączem DSL był przez cały czas online. W przeciwnym razie nikt nie będzie mógł się na Diasporze zalogować.
Czy to na serwerze własnym, czy na publicznym – sposób korzystania z Diaspory oraz interfejs są takie same. Gdy we wrześniu 2010 upubliczniony został kod źródłowy, w serwisie dostępny był tylko jeden skromny strumień aktualności, widok znajomych oraz możliwość wysyłania zdjęć. Od początku przepływ danych w sieci Diaspora kodowano za pomocą szyfru GnuPN, używanego w przypadku poczty elektronicznej. W późniejszych wersjach zaoferowano opcję dołączenia konta na Diasporze do kont na Facebooku i Twitterze, aby na życzenie użytkownika uaktualnienia jego statusów pojawiały się jako posty także i tam. Następna nowość to “Aspekty”, co jest nietypowym określeniem na kręgi znajomych. Ich koncepcja została potem przejęta przez Google’a i przybrała postać “Kręgów” w Google+. Z kolei Diaspora zaadaptowała layout Google+. Również dalsze funkcje podpatrzyła Diaspora u konkurencji: hashtagi, które ułatwiają odnajdywanie poszczególnych haseł, system wiadomości bezpośrednich czy przycisk “Lubię to”. Stąd użytkownicy, którzy zdecydują się na przeprowadzkę do Diaspory, zapewne szybko poczują się zadomowieni – a przy tym będą mogli rozkoszować się istotnymi zaletami serwisu. Diaspora jest wolna od reklam, można tu używać wszelkiego rodzaju pseudonimów, a dane nie są przekazywane żadnym firmom.
Jednak ochrona i kontrola danych nie są jedynymi obszarami Facebooka, które wymagają poprawienia. Facebook jest duży i miejscami tak nieprzejrzysty, że użytkownik może szybko się pogubić. Wynika to z przyjętej przez Facebooka metody rejestrowania relacji między użytkownikami na tak różnorodne sposoby, jak to tylko możliwe – w zgodzie z credo firmy, która pragnie uczynić świat jednocześnie bardziej otwartym i mocniej powiązanym. Natomiast tematyczne sieci społecznościowe (special interest networks) kładą nacisk na wspólny temat lub cel użytkowania. Takie portale istnieją już od dawna, np. YouTube czy serwis fotograficzny Flickr, lecz ich twórcy nie mieli na względzie możliwości łączenia użytkowników w sieć społecznościową. I właśnie tę lukę wypełniają nowe serwisy, w których występują zarówno silne powiązania między użytkownikami, jak i silne powiązanie z tematem.
Uporządkowany strumień aktualności
Bardzo dynamicznie rozwijają się w ostatnim czasie dwa portale: Tumblr i Pinterest, które ułatwiają dzielenie się treściami wyszukanymi w sieci (sharing). Możesz wprawdzie dzielić się nimi także na Facebooku, lecz strumień aktualności nie bardzo jest do tego przystosowany. Widzisz treści wstawiane przez wszystkie zaprzyjaźnione osoby i instytucje, ale nie możesz uszeregować postów tematycznie, np. wyświetlić wyłącznie zdjęć krajobrazów. Dlatego interesujące dla ciebie wpisy szybko przemieszczają się w dół na liście aktualności. Tumblr, który działa od roku 2007, może być – w przeciwieństwie do innych serwisów – przeszukiwany według kryterium tematycznego, co pozwala na szybkie odnalezienie interesujących cię treści, np. z dziedziny designu, literatury czy technologii. Relacje z innymi użytkownikami kształtują się podobnie jak na Twitterze: możesz śledzić każdego innego użytkownika, bez konieczności przyjmowania przez niego zaproszenia do grona znajomych. Inaczej jednak niż na Twitterze tu każdy użytkownik reprezentowany jest przez mikroblog, którego URL ustalił on przy rejestracji – nie jest więc zalogowany jako konkretna osoba. Na mikroblogu każdy mógłby zamieszczać posty. Pod tym względem Tumblr funkcjonuje podobnie do platformy blogowej WordPress, tyle że jest prostszy w obsłudze i wyposażony w komponenty społecznościowe, takie jak “fascynacje” i reblogowanie materiałów zamieszczonych przez innych. Jeśli chcesz zamieścić post, mogą to być nie tylko obrazy, linki czy teksty, ale – w przeciwieństwie do Facebooka – także pliki audio. Dzięki słowom kluczowym (tagom) precyzyjnie wyszukasz poszczególne treści. Możesz także śledzić tagi: w efekcie otrzymasz nowe wpisy również od użytkowników, których nie obserwujesz. Kolejną platformą sharingową jest Pinterest. Ta cyfrowa tablica zawierająca zdjęcia i fi lmy wideo ma w USA ponad 12 milionów użytkowników. Także i ta strona podzielona jest na kategorie, dzięki którym odnajdziesz innych użytkowników i będziesz śledził ich aktywność. Ponadto wiele osób tworzy w swoim profilu tablice (boards), które sortują zasoby według kryterium tematycznego. Przycisk »Pin it«, mała skryptozakładka w Javie, którą instaluje się w przeglądarce, umożliwia szybkie pobieranie dowolnych obrazów i filmów ze stron internetowych w celu “przypięcia” ich w swoim profilu. Na początku strony internetowe nie mogły zapobiegać temu, by ich treści były w ten sposób rozpowszechniane, jednak w międzyczasie pojawiła się taka możliwość. Ma to związek z kwestią prawną: czy w ogóle wolno publikować obrazy pochodzące z jednej strony internetowej na innej stronie, np. we własnym profilu na Pintereście? Ściśle rzecz biorąc – nie, gdyż na serwerze Pinterest tworzona jest wtedy kopia obrazu publikowanego tym samym na nowo i bez zgody autora. Ponieważ Pinterest to serwis publiczny, a przy tym łatwy do przeszukiwania, właściciele mogą tu jeszcze szybciej wpaść na trop przypadków łamania ich praw. Ryzyko otrzymania upomnienia okazuje się więc w wypadku Pinterest większe, jak pisze na spree.recht.de prawnik Thomas Schwenke. Pytanie tylko, jak szybko sam Pinterest znajdzie się w centrum zainteresowania wspomnianych właścicieli, ponieważ żaden przypadek udzielenia upomnienia nie jest jeszcze znany.
Więcej propozycji od znajomych
Nowe sieci społecznościowe wywierają wpływ nie tylko na konsumpcję zasobów sieciowych, lecz także na konsumpcję telewizji. I tak użytkownicy serwisu Couchfunk wymieniają się poglądami na temat aktualnego programu TV podczas jego trwania – np. na temat tego, kto zabił. Takie dyskusje mają miejsce również na Facebooku czy Twitterze, które w trakcie ważnych wydarzeń, takich jak np. ceremonia rozdania Oscarów, odnotowują ogromny wzrost liczby przesyłanych wiadomości. Brakuje tam jednak możliwości oddzielenia się od użytkowników, których to nie interesuje. Na serwisach specjalnych użytkownicy tacy są po prostu u siebie. A takich jak oni będzie coraz więcej. W USA już dzisiaj 40 proc. telewidzów podczas oglądania używa też jednocześnie smartfonu albo tabletu. Aplikacje telewizyjne do smartfonów mogą ten trend jeszcze wzmocnić. Kolejny rodzaj sieci społecznościowych, który formuje się obok Facebooka, to serwisy bazujące na lokalizacji, np. rozpowszechniony już Foursquare. Działają one jako aplikacje do smartfonów, w których można “meldować się” w swoich ulubionych miejscach i poszukiwać w pobliżu przyjaciół albo otrzymywać oferty specjalne, np. rabaty. W ramach zwiększania motywacji za wykonanie zadań związane z “meldowaniem się” (check-in) Foursquare nagradza użytkowników punktami i odznakami, wykorzystując przy tym ich upodobania do gier. Także Facebook próbuje na tym polu swoich sił, tworząc funkcję “Places”, która ani nie oferuje jednak systemu płatności, ani nie kusi ofertami specjalnymi i dlatego jest niemal nieużywana. Wzrost popularności smartfonów, dzięki którym można być przez cały czas online, sprawia, że serwisy lokalizacyjne, np. z aplikacjami zakupowymi do szukania cenowych okazji w pobliżu miejsca pobytu użytkownika, są coraz bardziej lubiane, czego dowodzi wzrastająca liczba korzystających z nich osób.
Takie serwisy ułatwiają użytkownikowi podejmowanie decyzji także na podstawie doświadczeń innych ludzi – najchętniej z jego własnego środowiska. Jednak korzystanie z większej liczby sieci społecznościowych oznacza też więcej zachodu dla internauty. Ułatwieniem byłby protokół, za pomocą którego użytkownicy mogliby komunikować się ze sobą, przekraczając granice serwisów – podobnie jak standard SMTP umożliwia wymianę emaili. Nad takim złączem o nazwie OneSocialWeb pracuje od 2010 r. koncern Vodafone, jednak do tej pory projekt pozostaje wyłącznie w sferze idei. Facebook i Google nie chcą się na ten temat wypowiadać.