Wreck-it Ralph (Ralph Demolka) – recenzja filmu

Wreck-it Ralph (Ralph Demolka) – recenzja filmu

Stereotypy są w stanie złamać najsilniejszego człowieka. Tak łatwo piętnujemy nowych znajomych, tak szybko naklejamy im na czoło łatki. Praca definiuje też nas samych. Nie dostrzegamy tego, gdy przebywamy w grupie przyjaciół i siedzimy razem w jednej szufladce. Ale gdy jest się samotnym wśród tłumu osób, które na dodatek są od Ciebie różne pod każdym względem i nie potrafią Cię zaakceptować takiego jakim jesteś, ba! – wręcz zaślepieni poczuciem własnej wyższości ignorują Cię na każdym kroku i nawet nie zamierzają spojrzeć nieco szerzej, cóż – wtedy bardzo szybko można złapać doła.

Ralph Demolka

od 30 lat wykonuje wciąż tą samą czynność. Jest głównym antagonistą arcade’owej gry ”

Felix Zaradzisz

“, gdzie wzorem potworów z Rampage usiłuje zburzyć wieżowiec, krzyżując plany gracza sterującego sympatycznym Felixem. To nie rutyna wywołuje w Ralphie smutek, lecz to, że po pracy, gdy z salonu gier wychodzi ostatnie dziecko i gasną światła, zostaje kompletnie sam. Ze swojego domu, na wysypisku cyfrowych śmieci obserwuje apartamentowiec, w którym koledzy i koleżanki z jego gry bawią się do rana. Czara goryczy musiała w końcu się przelać i Ralph postanawia udowodnić wszystkim, że też zasługuje na miano bohatera, że też potrafi zdobyć złoty medal. A ponieważ w swojej grze nie byłoby to możliwe, chłopak wyrusza do innego automatu, w którym nikt go nie rozpozna…

Najnowsza animacja Disney’a choć porusza temat wałkowany już w swoich produkcjach tysiące razy, dzięki oryginalnej koncepcji przeniesienia świata akcji do wnętrza gier wideo zyskuje naprawdę sporo. Gwarantuję, że to uniwersum Was rozbroi w dwojaki sposób –

wywoła szczery uśmiech

(kilkuletni chłopiec siedzący dwa miejsca obok mnie wstawał co pewien czas i patrzył się zaniepokojony na mnie:P) i jednocześnie przywoła falę nostalgii. To powrót do naszego dzieciństwa, wyciskania rekordów na automatach i okrzyków przed NES-em (no dobra, Pegasusem ). Jak tu się nie wzruszyć widząc, gdzie spotykają się uczestnicy terapii negatywnych, kto stoi za pewnym barem i kto wegetuje na dworcu głównym. Wspaniałe jest to, że Disney mruga tu wielokrotnie do starszego widza-gracza, który wyłapie ulubione postacie z przewijającego się ciągle tła barwnych osobowości.  Pierwsza połowa filmu to barwny miks nieoczywistych dla reszty społeczeństwa dowcipów. Niestety, ku mojemu lekkiemu rozczarowaniu nawiązań nie ma aż tak wiele jak przypuszczałam.

Duża część filmu rozgrywa się bowiem w jednym świecie gry – ”

Mistrzu Cukiernicy

“, czyli kartingowych  wyścigach stylizowanych trochę na Mario Kart w krainie różu, czekolady i wszelkich innych słodkości. Owszem, ładne to, ale będąc fanem animacji takie rzeczy nie raz się już widziało. Na szczęście ten obraz rekompensuje w zupełności druga bohaterka filmu –

Wandelopa

, która podobnie jak Ralph została odepchnięta przez społeczność ze swojej gry. Dziewczynka ma usterkę (co pewien czas dziwnie mruga pikselami), która uniemożliwia jej branie udziału w wyścigach, o których skrycie marzy. Jej cała postać jest tak urocza, zabawna i charyzmatyczna, że przestaje się zwracać uwagę na to cukierkowe otoczenie. Na jej tle giną też trochę pozostałe postacie: Felix i sierżant Rurecka z gry ”

Ku polu chwały

“, chociaż nie znaczy to, że są one słabe, o nie. Mają wyraźne osobowości, a cały scenariusz splecie ich losy w zaskakujący sposób. Mimo to Wandelopa jest tutaj brylantem, który najmocniej świeci w całej koronie obsady filmu.

Dużą zasługą w pozytywnym odbiorze filmu jest także polski dubbing.

Olaf Lubaszenko

w roli Ralpha brzmi idealnie,

Jolanta Fraszyńska

w roli Wandelopy przechodzi samą siebie, a

 Edyta

Olszówka

ze swoim zachrypniętym głosem nie mogła być lepiej dobraną Rurecką. Jeśli chodzi o muzykę to też nie można mieć żadnych zastrzeżeń – gdzie nie gdzie pobrzękują motywy ze starych gier, ale są też utwory, które słyszymy na co dzień w radiu.

Nie mogę sobie przypomnieć, by któraś z ostatnich animacji Disney’a zrobiła na mnie tak pozytywne wrażenie. Disney to klasa sama w sobie, ale w ostatnich latach w jego produkcjach dostrzegam pewną wtórność pomysłów, żonglowanie tymi samymi dowcipami, podobnymi do siebie postaciami i archetypami. Problem, który porusza film wnosi z sobą pewną świeżość, bo bardziej dotyczy życia dorosłych niż dzieci. Niby jest to też opowieść o przyjaźni i akceptowaniu samego siebie, ale skłania do nietypowych refleksji.

Ralph Demolka to  uniwersalna animacja, choć najwięcej wyciągną z niej gracze

. Zaskakujące zwroty akcji sprawią, że nikt nie pomyśli nawet, że traci czas podczas seansu. To świetny moment, by iść do kina ze swoimi pociechami i pokazać im jak to kiedyś bywało.  ”

Teraz mówią o nas retro” – z dumą w głosie mówi Ralph w końcowej scenie i  to właśnie określenie, w swoich najbardziej pozytywnych znaczeniach najlepiej oddaje cały obraz filmu

.