Dostawcy specjalnie spowalniają nam Internet

Ojciec World Wide Web – Tim Berners-Lee – jest fizykiem i informatykiem, więc można byłoby sądzić, że – jak wielu naukowców – będzie posługiwał się mało zrozumiałym żargonem. Jednak jego wypowiedź na łamach magazynu “Scientific American” z końca 2010 roku, objaśniająca znaczenie skomplikowanego terminu “neutralność Sieci”, była porażająco jasna. W dość wolnym tłumaczeniu, Berners-Lee stwierdził, że kto płaci za łącze internetowe o szybkości 300 Mb/s, powinien surfować z dokładnie taką prędkością. Nie ma przy tym znaczenia, czy akurat ogląda strumień wideo, pobiera duży plik czy rozmawia z babcią za pośrednictwem usługi VoIP – opłacone 300 Mb/s to zawsze 300 Mb/s.
Dostawcy specjalnie spowalniają nam Internet
fot. thomasbonte

fot. thomasbonte

Trudno o prostszą definicję neutralności Sieci – a jednak rzeczywistość znacząco od niej odstaje. Wygląda na to, że w prawdziwym świecie neutralność Sieci w rozumieniu Tima Berners-Lee w zasadzie nie istnieje. Doświadczają tego choćby użytkownicy smartfonów chcący obniżyć koszty połączeń, rozmawiając przy ich pomocy przez Skype’a czy inną usługę VoIP. Próba nawiązania połączenia bardzo często kończy się rozczarowaniem, bo wielu operatorów telefonii mobilnej na całym świecie blokuje tego typu usługi. W takiej sytuacji, nawet jeśli wykupiliśmy dostęp do Internetu przez sieć komórkową, nasz smartfon umożliwia komunikację przez VoIP jedynie po podłączeniu do sieci WLAN. Spać spokojnie nie mogą również użytkownicy łączy mobilnych. W ankiecie na portalu CHIP.pl kilkuset naszych czytelników wyraziło przekonanie, że szybkość ich łączy często spada, kiedy korzystają z usług streamingu multimediów. Takie badanie oczywiście nie jest reprezentatywne, ale obok nastrojów Internautów trudno przejść obojętnie.

Czy takie relacje o hamowanych połączeniach są wyimaginowane? Jest już jasne, że nie – potwierdziły je badania przeprowadzone w całej Europie przez Organ Europejskich Regulatorów Komunikacji Elektronicznej (w skrócie: BEREC). Równoprawna transmisja wszelkich treści w Sieci (tzw. Best Effort Internet) już od dawna jest iluzją – w rzeczywistości korzystamy z Internetu dwóch prędkości (Managed Internet). W taki sposób można podsumować wyniki ankiet, które objęły ponad 400 dostawców kablowych i mobilnych łączy Internetowych działających w UE.

Informacje o sposobach spowalniania łączy przez providerów można ująć w formie trzech podstawowych tez. Po pierwsze, najpopularniejszą metodą “zarządzania siecią” jest blokowanie bądź hamowanie transmisji P2P oraz telefonii internetowej (to drugie przede wszystkim u operatorów komórkowych). W tym celu wykorzystuje się standardowo kontrowersyjną technologię głębokiej inspekcji pakietów (DPI), pozwalającą analizować zawartość przesyłanych pakietów danych. Po drugie: jeden na czterech providerów korzysta z metod zarządzania siecią, aby zapewnić niezawodność i stabilność oferowanych łączy – w ramach tych działań mieści się często hamowanie dostępu do określonych rodzajów treści, na przykład strumieniowania multimediów. Po trzecie, co trzeci dostawca usług internetowych manipuluje przepustowością łączy, aby promować własne usługi takie jak IPTV czy telefonia internetowa.

Kogo dokładnie dotykają takie działania? Klienci których providerów surfują z pełną szybkością, a kto musi zadowolić się łączem drugiej klasy? Tego anonimowe dane podawane przez BEREC niestety nie mówią. Daleko nie zaprowadzi nas również bezpośredni kontakt z przedstawicielami operatorów: przykładowo, Karol Wieczorek – Kierownik ds. Komunikacji Korporacyjnej w firmie Netia – uspokaja: “Nie mamy zakusów, żeby ograniczać lub zarządzać ruchem na podstawie DPI”. “Plus, jak każda zaawansowana technologicznie firma, ma takie możliwości, lecz nie wykorzystujemy ich w naszych ofertach. Użycie takich technik powinno być jasno opisane w regulaminie promocji.” – to z kolei Arkadiusz Majewski z Zespołu Komunikacji Korporacyjnej operatora Plus. Niepokoi tylko fakt, że rzecznicy wielu spośród najważniejszych polskich providerów internetowych w ogóle nie odpowiedzieli na zadane im pytania dotyczące neutralności Sieci i stosowanych metod zarządzania ruchem danych.

Bajki o neutralności Sieci

Tymczasem w innych krajach operatorzy zaczynają otwarcie mówić o problemach z zapewnieniem odpowiedniej przepustowości swoich łączy. Przykładowo działający za naszą zachodnią granicą operator Deutsche Telekom – właściciel obecnej również w Polsce sieci komórkowej T-Mobile, już w 2011 roku poinformował, że ze względu zbyt małej przepustowości swojej sieci nie jest w stanie zapewniać stałej szybkości transmisji klipów z serwisu YouTube przez swoje łącza kablowe. Firma zapowiedziała wówczas rozbudowę swojej sieci szkieletowej przy bezpośrednim wsparciu Google, odpowiedzialnego za zwiększony ruch. Dziś rzecznik Deutsche Telekom twierdzi, że zapowiedziane działania zwiększające przepustowość zostały podjęte, ale brakuje jakichkolwiek szczegółowych informacji, nie mówiąc już o potwierdzeniu udziału Google w fi – nansowaniu inwestycji. Podobno rozmowy z Amerykanami na temat dalszej rozbudowy Sieci niemieckiego operatora wciąż trwają.

Ale czy rzeczywiście chodzi tylko o problemy operatorów z przepustowością? W ramach testu wzięliśmy pod lupę połączenie z serwisem YouTube przez łącze jednego z europejskich operatorów. Jak często, odtwarzanie filmów odbywało się z opóźnieniami i przerwami. Następnie na tym samym łączu zestawiliśmy szyfrowane połączenie przez (płatną) usługę blackVPN – tą drogą klipy ładowały się bez najmniejszych opóźnień. Krótko mówiąc, pakiety rozpoznawalne jako fi lmy z YouTube były przesyłane przez sieć wolniej od tych, których pochodzenie zostało ukryte. Czy oznacza to, że operator blokuje nie tyle określone typy treści, co konkretne strony? Być może hamuje pobieranie klipów, aby zmniejszyć atrakcyjność YouTube w porównaniu z własnymi, płatnymi usługami VoD. Te ostatnie mają przecież przynosić fi rmie zyski, jednak przyćmiewa je właśnie YouTube.

Z technicznego punktu widzenia, taki sposób zarządzania siecią przez operatora jest jak najbardziej możliwy. Pozostańmy przy przykładzie YouTube: pakiety danych z wideoportalu Google można łatwo rozpoznać po adresie IP nadawcy oraz numerach docelowych portów. Specjalne routery providera mogą przesyłać je z opóźnieniem albo po prostu zatrzymywać, nie wpływając jednocześnie na pozostały ruch. W obu przypadkach użytkownik może zapomnieć o płynnym odtwarzaniu klipów, ponieważ przesyłanie strumienia danych zostało sztucznie spowolnione albo dlatego, że zatrzymane pakiety muszą zostać ponownie wywołane. W takiej sytuacji denerwujemy się na YouTube i zerkamy łaskawszym okiem na konkurencyjne, płatne strony działające na tym samym łączu bez żadnych problemów.

Kto zapłaci za drogie światłowody?

To oczywiście horror dla każdego zwolennika neutralności Sieci, jednak trzeba powiedzieć, że dziś nie ma już mowy o absolutnej równoprawności wszystkich rodzajów danych, wymaganej przez ortodoksyjną definicję neutralności Sieci – jej zachowanie jest niemożliwe ze względów praktycznych. Przykładowo, telefonując przez usługę Voice over IP oczekujemy stabilnego połączenia bez zakłóceń. Gdyby pakiety mowy były przesyłane przez Sieć na takich samych prawach, jak pozostałe dane, przy silnym obciążeniu łącza dochodziłoby do problemów – nie dałoby się na przykład utrzymać maksymalnej latencji równej 150 milisekundom. Oglądając strumień wideo HD i jednocześnie telefonując, słyszelibyśmy rozmówcę z zakłóceniami, opóźnieniem, a może nawet z przerwami. Aby temu zapobiec, niektórzy operatorzy rezerwują określoną część pasma na rozmowy VoIP, tworząc osobne wirtualne połączenie. Podczas rozmowy z tej części pasma nie może korzystać żadna inna usługa. Patrząc z ortodoksyjnego punktu widzenia, takie działania stoją w sprzeczności z ideą neutralności Sieci. Z drugiej strony, bez podobnej elastyczności nie dałoby się zapewnić odpowiedniej jakości realizacji niektórych usług.

Obok priorytetyzacji usług jest też inna dziedzina, w której już dawno operatorzy odeszli od zasady neutralności Sieci. Analizują oni mianowicie przesyłane dane, aby rozpoznawać i blokować spam oraz ataki na infrastrukturę informatyczną. Dzięki temu możliwe jest na przykład powstrzymywanie ataków DDOS. Providerów nie interesuje przy tym zawartość pakietów danych, a tylko metadane, czyli informacje o tym, z jakiego adresu IP pochodzą te pakiety, do jakich portów w komputerze docelowym są zaadresowane czy jaki jest format przesyłanego pliku. W ten sposób można identyfikować i blokować szkodliwe treści czy ataki internetowe, często inicjowane przez botnety.

Dotychczas operatorzy przeciwdziałali niedostatecznej przepustowości, stosując proste mechanizmy zarządzania siecią bądź rozbudowując własną infrastrukturę. Aby obsłużyć rosnący ruch w Internecie, nie wystarczą jednak klasyczne łącza DSL – niezbędna jest instalacja szybszych, ale też znacznie droższych światłowodów. To kosztowna operacja, za którą providerzy nie chcą płacić tylko z własnej kieszeni. Alternatywę dla niej stanowi inteligentne zarządzanie siecią, z wykorzystaniem znacznie potężniejszych metod analizy danych takich jak głęboka inspekcja pakietów (DPI). Wymieniona metoda pozwala operatorom analizować nie tylko informacje o pochodzeniu oraz nagłówki pakietów, zawierające liczne metadane, ale też właściwą zawartość tych pakietów.

Dysponując dużymi możliwościami technicznymi, providerzy mają w ręku mocne (choć raczej nie wyrażane otwarcie) argumenty przeciwko dostawcom treści generującym wzmożony ruch. Być może zmuszą one tych drugich do fi nansowego wsparcia inwestycji infrastrukturalnych. Niezależni dostawcy treści multimedialnych obawiają się, że jeśli providerzy zaczną uzależniać priorytetkomunikacji z określonymi usługami od uiszczenia przez ich operatorów dodatkowych opłat, korzystanie z wielu niszowych serwisów stanie się utrudnione lub niemożliwe. Tego rodzaju obawy są w pełni uzasadnione: “Priorytetyzacja ruchu i gwarancje jakości usług mogą być okazją do uzyskania dodatkowych przychodów pozwalających na pokrycie przynajmniej części kosztów niezbędnej rozbudowy infrastruktury” – informuje Biuro Prasowe Orange. Za stosowną opłatą dostawca treści może na przykład wykupić u providera usługę CDN (Content Delivery Network). Tego rodzaju usługi polegają na umieszczeniu na serwerach providera obrazu danego serwisu internetowego, co pozwala przyspieszyć komunikację między serwisem a abonentami tego providera. Takie usługi oferuje już między innymi Orange: “Niezależni dostawcy treści mogą negocjować z nami odpowiednie umowy” – podaje Biuro Prasowe operatora. Nałożenie na dostawców treści dodatkowych opłat powinno martwić każdego internautę – konieczność zrównoważenia budżetów może skłonić ich do wprowadzenia odpłatności za korzystanie z dotychczas darmowych serwisów.

Księgowi providerów patrzą łakomie nie tylko na dostawców treści multimedialnych. W kwietniu Maciej Witucki – prezes Orange Polska – w wywiadzie dla dziennika “Rzeczpospolita” stwierdził, że już za trzy do pięciu lat możemy pożegnać się z łączami internetowymi bez limitu transferu. Tym samym łącza kablowe upodobniłyby się do łączy mobilnych oferowanych przez sieci telefonii komórkowej – po przekroczeniu limitu określonego w umowie musielibyśmy dodatkowo zapłacić za kolejne pakiety danych umożliwiające dalsze korzystanie z Sieci. Zdaniem prezesa Wituckiego, będzie to naturalna konsekwencja rosnącej popularności usług takich jak IPTV, wymagających przesyłania w krótkim czasie dużych ilości danych i zachowania niskiej latencji. Płacąc za dodatkowe pakiety danych, abonenci dofinansują modernizację przestarzałej infrastruktury. Inni polscy providerzy najwyraźniej czekają na to, co wydarzy się na globalnym rynku usług telekomunikacyjnych. Zapytany o możliwość wprowadzenia przez Netię limitów transferu na łączach przewodowych, Karol Wieczorek odpowiada: “W chwili obecnej nie planujemy tego typu działań, choć nie możemy tego na 100 proc. wykluczyć w przyszłości.”

Cała nadzieja w konkurencji

Kto mógłby rozwiązać konflikt, którego ostatecznymi ofiarami są internauci? Neelie Kroes, komisarz europejski ds. agendy cyfrowej, ufa zdolności rynku do autoregulacji. Inaczej widzą sprawę organizacje pozarządowe – ich zdaniem to ustawodawca jest powołany do zabezpieczenia neutralności Sieci. Przykładem kraju, w którym wprowadzono odpowiednie regulacje, jest Holandia. Zatwierdzona tam w maju ustawa o neutralności Sieci chroni internautów przed ograniczeniami narzucanymi przez providerów.

W Polsce o podobnym rozwiązaniu możemy na razie tylko pomarzyć. Praw internautów powinien bronić Urząd Komunikacji Elektronicznej, jednak nie sposób dowiedzieć się, jakie działania w kwestii ochrony neutralności Sieci podejmuje. Pozostaje nam więc liczyć na wolną konkurencję: zwróćmy uwagę, że wprowadzenie limitów danych na łączach przewodowych zapowiedział otwarcie tylko prezes Orange, oferującego relatywnie drogą Neostradę. Jeśli te zapowiedzi się potwierdzą, a inni operatorzy – w tym zwłaszcza telewizje kablowe oferujące szybkie łącza internetowe i dysponujące własnymi sieciami światłowodowymi – dostrzegą w tym okazję do przejęcia tysięcy niezadowolonych abonentów, polski rynek telekomunikacyjny czekają znaczące zmiany.