Dziś Samsung pokaże swój nowy, flagowy smartfon – Galaxy SIV. Czekają na niego wszyscy, nawet zebrani na konklawe kardynałowie z całego świata najwyraźniej starali się zdążyć z wyborem papieża tak, żeby przed dzisiejszym dniem móc powrócić do komputerów i spokojnie śledzić nowojorską premierę… 😉
Tymczasem, jak zwykle przed ważną dla branży premierą trwa koncert życzeń, rewia prognoz szał analizowania pojawiających się co chwilę mniej lub bardziej kontrolowanych przecieków. I tu pojawia się pewien rozdźwięk: podczas gdy życzenia sięgają nieba, przecieki wskazują na urządzenie znacznie bardziej przyziemne.
Jeśli przecieki się sprawdzą, zobaczymy smartfon o pięciocalowym ekranie Full HD (jak w Xperii Z), z jeszcze szybszym procesorem i chipem graficznym (do czego jak na razie brak zastosowań). Będzie miał obudowę z plastiku – ale nie monolityczną, z grubego poliwęglanu, jak smartfony Nokii, tylko estetyczną co prawda, lecz cieniutką i sprawiającą wrażenie taniej. Prawdopodobnie będzie oferował różne kolory, podążając za trendem, który rozpoczęła Nokia, a do którego dołączyły się już HTC, Huawei, ZTE, Sony… Zresztą, sam Samsung oferował już Galaxy SIII w dwóch wersjach barwnych. Może Wielką Nowością będzie zatem zastosowanie inteligentnego, opartego na śledzeniu ruchu oczu przewijania zawartości ekranu kiedy doczytamy do końca? Być może. Ale to tak naprawdę drobiazg, który połowa użytkowników zaraz wyłączy, a druga połowa nawet nie będzie wiedziała, że go ma.
Jeśli na podstawie tego, co napisałem do tej pory uznaliście, że moim zdaniem Galaxy SIV nie da powodów do zachwytu, to macie rację. Jeśli jednak doszliście do wniosku, że uważam, iż poniesie porażkę, to muszę was rozczarować. Galaxy SIV będzie ogromnym sukcesem sprzedażowym.
Samsung znów skopiował Apple!
Pisząc ten tekst, nie mogłem pozbyć się odczucia deja vu. Całkiem niedawno przeżyłem coś bardzo podobnego: wielkie oczekiwania, zachowawcze urządzenie, zbiorowy jęk zawodu ze strony dziennikarzy, blogerów i entuzjastów (macie rację, to najczęściej ci sami ludzie) oraz… rekordowa sprzedaż. Czy to był iPhone 5, czy 4S – nie jest teraz istotne. Ważne, że Samsung po raz kolejny odrobił lekcje i uczył się od najlepszych. A lekcja brzmi tak: póki jesteś na szczycie, wygrywasz. Automatycznie. Na pierwszy rzut oka nie wygląda to na coś, czego trzeba się uczyć, ale wbrew pozorom także zwycięstwo bez wysiłku (czytaj: wypracowane wcześniejszymi staraniami i działaniami), jeśli ma przynieść oczekiwane owoce, wymaga przestrzegania pewnych reguł. Pierwszą z nich jest “Udawaj, że wprowadzasz innowacje”. Drugą: “Nie wprowadzaj innowacji, jeśli nie musisz”. Dlaczego?
Obowiązuje zasada ekonomii sił. Liderowi rynku po prostu nie opłaca się wprowadzać innowacji. Póki kolejne urządzenia sprzedają się dzięki sile marki i zbudowanego wcześniej wizerunku (na co poszły potężne pieniądze), wspieranie ich wypracowanym przez dział R&D (za równie ciężką kasę) nowościami to czyste marnotrawstwo. Tym bardziej, że wszelkie nowości zwiększą koszt produkcji urządzenia, a więc obniżą nasz zysk (bo maksymalną dopuszczalną cenę dyktuje rynek)! Jak szczerze przyznał Y.H. Lee z Samsunga, firma ta produkuje swoje smartfony z tworzyw sztucznych, bo tak jest taniej i prościej. I bynajmniej nie chodzi o to, że gdyby robili je z metalu albo szkła, przestaliby zarabiać – jeśli macie wątpliwości, spójrzcie na Apple, które mimo stosowania aluminium jest w stanie utrzymać szalone marże na iPhone 5.
Drugą kwestią jest fakt, że pieniądze zarabia się na masowej sprzedaży, a masowo sprzedaje się rzeczy znane i wypróbowane – wszelkie nowinki niosą ze sobą ryzyko niezrozumienia i odrzucenia przez zwykłego użytkownika.
To nie tak, że Samsung czy Apple nie mają żadnych nowatorskich rozwiązań w zanadrzu. Jestem przekonany, że mają. Póki co jednak pozostają one ukryte w sekretnych skrzydłach działów Research&Developement, polerowane i doskonalone, czekające na chwilę, kiedy przyjdzie ich czas. A ten nadejdzie wtedy, kiedy pozycje Kultu Jabłka oraz Koreańskiego Giganta zostaną zagrożone przez konkurentów. Patrząc na to, co prezentuje Sony, Nokia czy HTC – kto wie, może stanie się to już całkiem niedługo?
Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym, że jako pierwszy coś naprawdę nowego pokaże Apple, zagrożone właśnie przez Samsunga. Ten z kolei wydaje się mieć więcej czasu, chociaż w królestwie Androida wszystko dzieje się szybciej, a dominacja Koreańczyków zaczyna już robić się niewygodna dla niektórych sił.
Tymczasem pora odpowiedzieć na zadane na początku pytanie.
Co musi zatem zrobić Samsung, żeby Galaxy SIV odniósł rynkowy sukces?
Jedną rzecz: dostarczyć go do sklepów.