Office’a 2013 i Office’a 365 używam już od 1,5 miesiąca. Z premedytacją jednak zwlekałem z recenzją tego produktu. To nie jest zwykły pakiet aplikacji, który można “przeklikać”, sprawdzić jego możliwości, a następnie ocenić. To narzędzie pracy, z którym zarówno ja, jak i większość innych jego użytkowników, codziennie spędza długie godziny. Tu liczy się każdy detal, każda ikonka. Wystarczy, że jedno rozwiązanie będzie wymagało o jeden klik za dużo, a po miesiącu używania ta drobna pojedyncza usterka przekłada się na kilka godzin straconych roboczogodzin. Tego typu programy trzeba gruntownie przebadać, używać ich jako podstawowe narzędzie pracy przez dłuższy czas, by wreszcie wydać rzetelną opinię.
W końcu jednak ta chwila nadeszła. Nie zamierzam jednak wymieniać każdej pojedynczej zmiany, bo skutkowałoby to artykułem o objętości niejednej książki. Czas, jaki sobie dałem z nowym Office’m, pozwolił mi na wyrobienie opinii, które zmiany faktycznie wpływają na zwiększenie produktywności i przyjemności związanej z wykonywaną pracą, a które są zupełnie nieistotne, lub wręcz stanowią krok wstecz. To jaki jest więc ten nowy Office?
Wspominałem wcześniej, że Microsoft chce traktować Office’a nie jako produkt, a jako usługę. Oznacza to nowe możliwości pakietu, ale też wyższe ceny. Z jednej strony dalej możemy kupić klasyczną licencję na jeden produkt, ale z drugiej Microsoft wyraźnie nas zachęca do przejścia na nowy model. Co też, na potrzeby testu, uczyniliśmy. Testowana przez nas wersja Office 365 Premium dla Użytkowników Domowych kosztuje około 315 złotych… rocznie. Oznacza to, że już za rok, jeżeli nie opłacimy kolejnego abonamentu, stracimy możliwość edycji naszych dokumentów!
Microsoft na szczęście nie zwariował, i w zamian za to dość znaczne podwyższenie ceny, oferuje nam wiele plusów. Po pierwsze wielką integrację z chmurą, która pozwala nam na dostęp do naszych dokumentów i ich edycję z dowolnego miejsca na świecie i dowolnego komputera. Po drugie, kupujemy usługę, której aplikacje klienckie są tylko częścią składową. Oznacza to, że w momencie, w którym wyjdzie następca Office’a 2013, pobierzemy go i zainstalujemy bez dodatkowych opłat. Po trzecie, w ramach licencji, którą testujemy, użytkownik może zainstalować pakiet na pięciu różnych komputerach wyposażonych w system Windows lub OS X. Niestety, nie przekłada się to na pięciu różnych użytkowników, bo licencja weryfikowana jest na podstawie Konta Office lub konta firmowego. Po czwarte, otrzymujemy w ramach usługi dodatkowe 40 gigabajtów na e-dysku SkyDrive. I wreszcie, po piąte, miesięcznie otrzymujemy 60 darmowych minut miesięcznie w komunikatorze Skype do wykonywania połączeń telefonicznych. Jak widać, po uwzględnieniu wszystkich bonusów, roczna opłata 315 złotych przestaje się wydawać aż tak wysoka.
Word
Po uruchomieniu edytora tekstu wita nas zupełnie nowy ekran startowy. Po lewej Word wyświetla ostatnio edytowane przez nas dokumenty. Po prawej zaś najpopularniejsze szablony, które możemy wykorzystać do stworzenia nowego dokumentu. Dopiero po wybraniu którejś z opcji uruchamiana jest właściwa część aplikacji, czyli edytor tekstu. Na pierwszy rzut oka (i na kilka kolejnych) nie zauważymy praktycznie żadnych zmian w rozmieszczeniu poszczególnych opcji. Jest za to o wiele czytelniej i estetyczniej. Nie ma już “efekciarstwa”, jakim cechowały się poprzednie edycje Office’a. Jest schludnie i czytelnie, ale nie spartańsko. Filozofia wzornictwa Metro się tu jak najbardziej sprawdza.
Na wstążce pojawiła się jednak dodatkowa karta. Nazwana jest “Projektowanie” i pozwala na szybkie wybieranie motywów graficznych i innych elementów, mających uatrakcyjnić wizualnie nasz dokument. Ta zmiana najlepiej ilustruje jedno z istotniejszych usprawnień w nowym Wordzie. Microsoft w końcu zrozumiał, że chcemy, by narzędzia nie tylko były funkcjonalne, ale też przyjemne dla oka. Czemu więc nie ułatwić nam również “upiękniania” naszych dokumentów?
Manipulowanie elementami wreszcie działa jak należy. Możemy przeciągać obrazki i tabele w dokumencie, a tekst i reszta dokumentu inteligentnie je oblewa. Oczywiście, możemy efekty autodopasowań samodzielnie w wygodny sposób modyfikować.
Wspomniane wyżej dodatkowe elementy można wstawiać z wielu źródeł. Word jest teraz pięknie zintegrowany z chmurą, jak i ogólnie potrafi całkiem sprawnie pobierać dane z zewnętrznych źródeł. Nie ma problemu z umieszczaniem elementów znalezionych w takich usługach, jak YouTube, SkyDrive, Flickr czy Facebook. Naszą pracę możemy udostępniać również w którejś z chmur, a jeżeli będzie to SkyDrive, możemy wspólnie z kimś, równocześnie, pracować na pojedynczym dokumencie. Mechanizm ten wymyślił Google w swoich Dokumentach i dobrze, że Office nadgonił już konkurencję (warto zaznaczyć, że nie od dziś – darmowe Office Web Apps pozwalają na to już od dłuższego czasu). Word, tak jak i cały Office, jest na tyle zintegrowany z chmurą, że nawet domyślną lokalizacją zapisu jest… SkyDrive lub SharePoint, a nie lokalna Biblioteka Dokumenty. Wszystkie zapisane dokumenty można zapisywać do pliku PDF, a same PDF-y można też edytować, co jest bardzo przyjemną zmianą.
Word działa też jako czytnik dokumentów. Po pobraniu pliku z Internetu otwiera się on w trybie tylko do odczytu, w uproszczonym, wygodnym interfejsie.
Excel
Tak jak Word, również i Excel integruje się z chmurą, pozwalając na wygodną pracę kolaboratywną czy też wymianę zasobów z serwerami u usługami zdalnymi. Podobnie też jak Word, również ma odświeżoną warstwę estetyczną.
A co z samą pracą? Tu widać “magię” dopiero po dłuższej pracy z arkuszami. Ten najpopularniejszy edytor arkuszy kalkulacyjnych w końcu stał się przyjazny dla osób, których pasją nie jest księgowość. Excel przestał być wszechpotężnym kalkulatorem z tysiącami użytecznych narzędzi. Od wersji 2013 aktywnie pomaga nam w pracy, jednocześnie nie irytując narzucanym autouzupełnianiem. Excel pod tym względem stał się – nie boję się użyć tu tego słowa – niesamowity!
Przykładowo, potrzebowałem stworzyć arkusz, w którym dane zależne były od konkretnych pracowników firmy. W tej firmie adresy pocztowe generowane są według szablonu “imię[email protected]”. Po uzupełnieniu kolumny adresami mailowymi zacząłem uzupełniać same nazwiska. Ku mojemu zdziwieniu, Excel szybko “odkrył” samodzielnie zależność pomiędzy danymi i zaczął sam autouzupełniać kolumnę z nazwiskami, oszczędzając mi dobrą godzinę pracy, bez jakiejkolwiek sugestii z mojej strony czy predefiniowania właściwości komórek. Brawo!
Sam Excel nie udostępnia więc żadnych nowych narzędzi jeżeli chodzi o przeliczanie wartości czy tworzenie nowych formuł. Niesamowicie jednak ułatwia pracę z istniejącymi. Czy to za pomocą genialnych wizualizacji analitycznych, czy też dzięki szybkiemu autouzupelnianiu, czy też automatycznemu tworzeniu tabel czy wykresów, Excel w zauważalny sposób skróci twój czas pracy nad arkuszem. To zdecydowanie najciekawsza aktualizacja w całym Microsoft Office, mimo iż teoretycznie nie otrzymaliśmy tu nowych narzędzi do wprowadzania danych. Przynajmniej, jeżeli chodzi o narzędzia w klasycznym rozumieniu tego pojęcia.
Outlook
To najbardziej rozczarowujący element nowego Office’a. Jeżeli liczyliście na jakąś rewolucję lub chociaż znaczne usprawnienia, poczujecie się zawiedzeni. Mimo, iż na pierwszy rzut oka to właśnie Outlook doczekał się największych zmian. Niestety, to złudzenie, które wywołane jest gruntownym odświeżeniem wizualnej strony tego organizera. Mała ilość zmian nie oznacza jednak ich całkowitego braku, a te, które są, są mile widziane.
Największym problemem Outlooka z poprzednich wersji był jego interfejs. Microsoft stworzył potężne narzędzie, praktycznie niezrównane, jeżeli chodzi o jego możliwości, ale nie poradził sobie właściwie nigdy z okiełznaniem ich za pomocą interfejsu użytkownika. Outlook 2013 to krok w dobrą stronę, aczkolwiek, niestety, wciąż niewystarczający.
Jedną z pierwszych zmian jest integracja z popularnymi sieciami społecznościowymi, takimi jak Facebook czy LinkedIn. Outlook sam jest w stanie uzupełnić dane na temat naszych kontaktów na podstawie tych, które one same udostępniły. “Nowość” ta jednak obecna była również w Outlooku 2010. To, co się zmieniło, to brak konieczności instalacji wtyczek z Centrum Pobierania Microsoftu. Teraz są one już wbudowane.
Poza “posprzątaniem” w interfejsie (jak już wspominałem, nie tak gruntownym, jakie by się przydało), pojawiły się też podręczne informacje przy samym najechaniu myszką na dany element. Dla przykładu, nie musimy wchodzić w kalendarz, by sprawdzić ewentualne zaplanowane zadania czy wydarzenia. Wystarczy najechać kursorem myszki na opcję “Kalendarz”, a ten pojawi się na ekranie. W samym kalendarzu dodano też informacje pobierane z chmury, takie jak prognoza pogody na nadciągające dni.
PowerPoint
Jak można było się spodziewać, PowerPoint również ma schludniejszy, czytelniejszy interfejs, tak jak cały pakiet Office. Podobnie jak inne aplikacje z pakietu, również ten edytor prezentacji stawia na chmurę, ułatwiając wymianę danych z usługami zdalnymi i traktując SkyDrive’a jako domyślne miejsce na edycję prezentacji. Czy jednak zmieniło się coś poza tym?
Jak najbardziej. Zmian jest niewiele, ale ułatwiają życie. Przede wszystkim, Microsoft w końcu zrozumiał, że prawie wszystkie nowoczesne monitory i projektory działają w trybie panoramicznym. Domyślne proporcje slajdów są więc w formacie 16:9 (co, rzecz jasna, można zmodyfikować do 4:3 lub innego formatu).
Dodatkowo, mechanizmy przeciągania elementów, które chwaliłem w Wordzie, również są obecne i w PowerPoincie. Skończyły się czasy, w których przeciągniecie jakiegoś elementu graficznego całkowicie rujnowało układ tekstu. Elementy zgrabnie są oblewane tekstem, a inne obiekty przemieszczają się w odpowiednie miejsca, co pozwala uniknąć frustracji i żmudnego “dłubania” w zakotwiczeniach obiektów.
Ciekawostką, dla wielu użyteczną, jest większa integracja z Excelem. PowerPoint nie tylko pozwala na łatwe importowanie arkuszy kalkulacyjnych, ale również i ich edycję w zaawansowany sposób, dzięki czemu, w dużym uproszczeniu, można to opisać jako wbudowanie Excela w PowerPointa.
Podsumowanie
Office 365 Premium dla Użytkowników Domowych i klient w formie Office 2013 jest produktem trudnym do ocenienia, z bardzo wielu powodów. Już na samym początku warto się zastanowić, czy jego zakup nam się w ogóle opłaca. 315 złotych rocznie to dużo pieniędzy, nawet biorąc pod uwagę fakt elastycznej licencji, gratisowe dodatki czy też możliwość darmowej aktualizacji do nowej wersji, jeżeli taka się pojawi. Microsoft udostępnia darmową wersję Office’a, w postaci Office Web Apps. Działa ona tylko w przeglądarce internetowej i jest okrojona do podstaw. Te podstawy mogą jednak okazać się wystarczające. Do napisania wypracowania do szkoły, życiorysu zawodowego czy śledzenia domowych wydatków, wystarczają w zupełności. Istnieje również całkiem sensowne rozwiązanie konkurencyjne w postaci Dokumentów Google.
Jeżeli wymagasz więcej, posiadasz Office 2010 i zastanawiasz się nad aktualizacją, to tu również warto się zastanowić. Przyjemniejszy interfejs to za mało, by wydać tak duże pieniądze. Stanowczo zbyt duże!
Kiedy więc warto się zdecydować na aktualizację? Moim zdaniem tylko (lub aż) w dwóch przypadkach. Po pierwsze, jeżeli często korzystasz z Internetu do współdzielenia dokumentów i pracy zespołowej, czerpiąc też wiele zasobów z Sieci. Po drugie, jeżeli dużo pracujesz w Excelu. Office 2013 w bardzo istotny sposób usprawnia w tych aspektach pracę, oszczędzając nasz czas, a Office 365 dodaje do tego jeszcze większą elastyczność.
Jeżeli jednak nasze potrzeby nie spełniają powyższych założeń, to na szczęście nowy Office oferuje teżwiele pomniejszych ułatwień, które także są atrakcyjne. Nie jestem pewien jednak, czy na tyle, by płacić za nie tak duże pieniądze…
Jeżeli natomiast nie posiadasz jeszcze żadnego pakietu biurowego, a takiego potrzebujesz, to tu decyzja jest bardzo łatwa. Office 365/2013 udowadnia, czemu jest liderem w branży. To najpotężniejsze narzędzia tego typu, które z wersji na wersję stają się coraz wygodniejsze, i pozwalają na coraz większą produktywność. To najlepszy produkt w historii Microsoftu. Windows, Xbox, Windows Phone i inne: te wszystkie produkty są mniej lub bardziej udane, ale mają też solidną konkurencję. Office ma, co najwyżej, tanie alternatywy, które mogą się okazać wystarczające dla niektórych użytkowników, dla których cena pakietu Microsoftu jest zbyt wysoka. Nie istnieje jednak równie dobry zestaw narzędzi, a jego nowa wersja jest, tak po prostu, jeszcze lepsza.