Świetny pomysł na gówniany interes

Świetny pomysł na gówniany interes

Staram się nie pisać na tym blogu o nowościach sprzętowych – od tego mamy przecież dział newsów. Ale w tym akurat przypadku do słowa nowość zdecydowanie należałoby dodać cudzysłów, bo mówimy o obiektywach, które zaczęły być produkowane gdzieś w latach 60. ubiegłego stulecia.

Autentycznie – tak wygląda logo firmy.

Autentycznie – tak wygląda logo firmy.

Mimo to pojawiło się jednak coś nowego – zjawisko albo może raczej oferta firmy o dość zaskakująco brzmiącej nazwie:

Dog Schidt Optiks. A gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, skąd w tytule nawiązanie do fekalizmu (serio, jest taki kierunek w sztuce współczesnej…), to powinna je rozwiać podpowiedź samego producenta, jak należy tę nazwę wymawiać:

DOG SHIT OPTICS

ni mniej, ni więcej…

Angielski humor i KUPA zabawy

Monthy Pyton na rynku optyki – właśnie z tym kojarzy mi się przedsięwzięcie paru szalonych Angoli, którzy powołali do życia powyższą gównianą firemkę. Wpadli bowiem na pomysł tak absurdalny i szalony, że po pierwsze rzeczywiście budzi uśmiech na twarzy, a po drugie – kto wie, może w tym szaleństwie jest metoda?

W skrócie ich postępowanie można opisać w trzech krokach. Po pierwsze, zdobywają jakimś sposobem – czyli zapewne kupują używane na portalach aukcyjnych – stare Heliosy 44M-2 (sami wolą używać raczej nazwy Zeiss Biotar 58 mm f//2,0). Po drugie – psują je na różne sposoby. Po trzecie – sprzedają znacznie drożej. Proste, prawda?

Z gówna bata nie ukręcisz?

Wszystko oczywiście rozchodzi się o to psucie. Bo psuć też trzeba umieć, tak aby nabywca naszego obiektywu mógł bez cienia przesady wspomnieć coś o wdepnięciu w niezłe… Trzeba jednak przyznać, że Dog Schidt Optiks opanowała temat perfekcyjnie.

Po pierwsze, walczą o odblaski. Nie, nie z odblaskami, będącymi zmorą każdego obiektywu. O odblaski. Pierwszą rzeczą, którą robią, jest wygładzenie i wypolerowanie wnętrza obiektywu przed przednią soczewką (oryginalny Helios jest w tym miejscu czarny i karbowany). Już to wystarczy, żeby nazwa “nowych” obiektywów – dostępnych między innymi z mocowaniami Canona EF i Mikro Cztery Trzecie – była w pełni uzasadniona: Flare Factory 58.

Ale nic to, oni się dopiero rozkręcają (jak… w przeręblu). Przede wszystkim przerabiają przysłony obiektywów, przy czym do wyboru są cztery opcje:
1. Pozostawienie tradycyjnej przysłony działającej w zakresie f/2,0–16.
2. Ustawienie na stałe przysłony o kształcie owalnym (mniej lub bardziej wydłużonym, 1,5x lub 2x) o wartości – do wyboru – f/2,8, 4, 5,6, 8 lub 11.
3. Ustawienie na stałe przysłony trójkątnej – do wyboru: f/2,8, 4, 5,6, 8 lub 11.
4. Ustawienie na stałe (rozwiercenie?) przysłony okrągłej do wartości f/1,5 (sami przyznają, że wtedy jest już ekstremalnie niskokontrastowa i bardzo podatna na flarę).

Ale nic to, dalej się rozkręcają (w przeręblu…). Oprócz tego, że wywołują flarę, to jeszcze nadają jej jakąś wstrętną, przesłaniającą wszystko dominantę. Do wyboru, do koloru: flara neutralna, czerwona, zielona, niebieska, pomarańczowa i purpurowa.

Przykłady zdjęć wykonanych gównianymi obiektywami. Można dopatrzeć się różnych rodzajów flar czy kształtów przysłon.

Przykłady zdjęć wykonanych gównianymi obiektywami. Można dopatrzeć się różnych rodzajów flar czy kształtów przysłon.

Ale nic to (w przeręblu…). Klient może wybrać również poziom przenoszenia kontrastu przez obiektyw, a do wyboru mamy trzy opcje: kontrast niski, niższy i… idiotycznie niski.

Ale nic… No tak, mamy jeszcze dodatkowe opcje, takie jak różne poziomy wypolerowania blaszek samej przysłony (hurra, dodatkowe bliki!) czy polerowania innych elementów wnętrza obiektywu.

Ale… Jest chyba jakieś dno absurdu, poniżej którego nie można się już bardziej utytłać? Chyba tak – moim zdaniem mamy z nim do czynienia, jeśli wybierzemy opcję “random”. Innymi słowy – obiektyw niespodzianka! Najpierw płacimy, a później dostajemy za to “gówno w sreberku”, które dopiero po rozpakowaniu objawi nam swój pełen, że tak powiem, bukiet.

Jedyną rzeczą, która jest w tym wszystkim jak najbardziej na serio, jest cena. Za misternie sfekalizowany obiektyw przyjdzie nam zapłacić 100 funtów, czyli niecałe 500 zł. To znaaacznie więcej, niż kosztują używane Heliosy 44 na portalach aukcyjnych, ale – bądź co bądź – do wypolerowanych na glanc psich gówienek jeszcze im przecież daleko. S

Swoją drogą, na stronie sklepu z obiektywami Flare Factory 58 pojawiła się informacja, że będą opóźnienia w dostawach, bo wszystkie dotychczasowe egzemplarze – sruuuu – rozeszły się jak świeże…

No właśnie, co świeże? 😉