Popularna “twarzoksiążka” to w tej chwili najpopularniejszy portal społecznościowy na świecie. Ma już ponad miliard zarejestrowanych użytkowników, a liczba ta ciągle rośnie, bo serwis dociera do nowych krajów, do nowych grup społecznych. Istnieje powszechne przekonanie, że jeśli nie masz konta na Facebooku, to nie istniejesz. Swoje profile posiadają aktorzy, prezenterzy, celebry ci, politycy. W gronie facebookowiczów znalazł się nawet Papież-emeryt. Portal to również doskonała okazja dla firmy, by zbliżyć się do obecnych i potencjalnych klientów, by ocieplić wizerunek swojej marki. Nie ma już chyba żadnego większego przedsiębiorstwa, które nie komunikowałoby się ze swoimi fanami przez portal założony przez Marka Zuckerberga.
Tak ogromne możliwości nierzadko są jednak wykorzystywane w niezbyt etyczny sposób, a fan –użytkownik portalu – staje się internetową walutą.
Handel ludźmi kwitnie
Nie trzeba być gangsterem, by handlować ludźmi. Ba, nie trzeba być nawet przestępcą. Proceder sprzedawania i kupowania fanów, a nawet całych fan page’y (tzw. farm fanów) jest niezwykle powszechny i ma swoje odzwierciedlenie także w Polsce. Założyciele niegdyś bardzo popularnych profili, gdy te przestają przynosić zyski lub zwyczajnie znudzi się im ich prowadzenie, próbują odsprzedać bazę zebranych fanów. Taki “nowy, stary” fan page może funkcjonować dalej, choć pod zmienioną nazwą, a czasem nawet w zupełnie innej branży. Nowy właściciel, który nabywa prawa do administrowania stroną, może ją wykorzystać w celach reklamowania swoich produktów.
Wbrew pozorom zdobycie sporej liczby fanów nie jest takie trudne. Wystarczy wpasować się w jakieś głośne wydarzenie społeczne. Przykładem może być tutaj “chytra baba z Radomia”, która dorobiła się kilku nieoficjalnych profili, po 25 tysięcy użytkowników każdy. Taki fan page następnie ląduje na popularnych serwisach aukcyjnych, gdzie czeka na swojego nowego właściciela. Ceny zaczynają się od 250 złotych za stronę z ponad 10 tysiącami fanów, aż po kilkanaście tysięcy złotych za farmy fanów z ponad 30 tysiącami klikających. Handel działa też w drugą stronę. Właściciele profili kupić mogą pakiety fanów – innymi słowy zlecić zewnętrznej firmie pozyskanie kilkuset lub kilku tysięcy fanów za opłatą. Choć owe firmy zarzekają się, że fani zostaną pozyskani zgodnie z prawem, to jakość tych fanów zwykle pozostawia wiele do życzenia. Kupiony fan to koszt około kilkudziesięciu groszy. Jak jest zdobywany? Najczęściej zleceniami pozyskiwania fanów zajmuje się administrator bardzo popularnych fan page’y. Wystarczy więc, że przekieruje ruch ze swojego profilu na konto klienta. Gdy użytkownik kliknie “lubię to” na interesującym go profilu, automatycznie jest sprzedawany fan page’owi klienta.
Po raz pierwszy, po raz drugi, sprzedany!
Jeśli bezmyślnie klikacie “lubię to”, już nie raz mogliście zostać sprzedani, nawet o tym nie wiedząc. Pokus do klikania na Facebooku jest bardzo wiele. Zwykle występują pod postacią krzykliwego tytułu z bardzo zachęcającą miniaturką zdjęcia. Zwykle taki odnośnik wklejany jest przez naszego znajomego. Zwykle prowadzi donikąd. “Przegrała zakład – zrobiła mu loda na środku drogi!”, a obok miniaturka zdjęcia, rodem z filmu dla dorosłych. Powiedzmy sobie szczerze, raczej nie kliknęlibyście w taki odnośnik, gdybyście natrafili na niego gdzieś w Sieci. Tu jednak jest Facebook, a link został zamieszczony na ścianie znajomego z dopiskiem “Warto poświęcić chwilę:-)”. Skoro znajomy poświęcił, to przecież i wy możecie. Po kliknięciu w link okazuje się, że aby obejrzeć film musicie zainstalować aplikację albo kliknąć “lubię to”. Jesteście już tak ciekawi puenty, że bez wahania zgadzacie się na wszystko, czego portal zażąda, ale po chwil okazuje się, że filmu wcale nie ma. To nic, aplikacja już zdążyła powiadomić waszych znajomych, co chcieliście zobaczyć i rozprzestrzenia się wirusowo na portalu. Wy natomiast zawiedzeni zaczynacie szukać innych ciekawych rzeczy.
Ale, czy o czymś nie zapomnieliście? Złośliwa aplikacja czy kliknięcie “lubię to” żyje już własnym życiem – dla przykładu mogło zostać sprzedane. Bardzo często zapominacie o tym, by niechciany profil “znielubić”, a zbędną aplikację odinstalować. Nawet, gdy zaczynają was irytować, publikując nachalne reklamy na ścianie, wolicie ukryć wszystkie zdarzenia publikowane przez profil, niż go permanentnie usunąć.
Kolejną plagą są konkursy. “Do rozdania mamy pięćset iPhone’ów 5. Z powodu, iż nie ma na nich folii, nie możemy ich wprowadzić do sprzedaży, dlatego postanowiliśmy rozdać je za darmo, organizując ten konkurs. Jedyne, co musisz zrobić, to kliknąć lubię to i udostępnić to zdjęcie na swojej ścianie”. Wszystko to okraszone działającym na wyobraźnię zdjęciem kilkunastu pudełek po iPhone’ach. Czy nie brzmi to nader podejrzanie? Skoro tak, to dlaczego tak wielu z was daje się nabrać? Odpowiedź jest prosta – a nuż się uda, przecież to nic kosztuje. Oczywiście, tylko pozornie. Wykonanie powyższych czynności w nawet najmniejszym stopniu nie przybliży was do zdobycia upragnionego sprzętu, a w ten sposób stajecie się częścią farmy fanów, która albo zostanie sprzedana, albo zostanie wykorzystana do kreowania ruchu na innych stronach.
Pamiętajcie – zgodnie z nową polityką prywatności portalu, na Facebooku o konkursie można jedynie informować, a nie go organizować.
I see dead people
Jak wynika ze statystyk Facebooka, aż 8,7 procenta jego użytkowników to konta fałszywe, fikcyjne lub błędnie oznaczone. Przy liczbie ponad miliarda zarejestrowanych, daje to blisko 100 milionów nieaktywnych użytkowników, choć zupełnie nieaktywnymi nazwać ich nie można. Niczym Haley Joel Osment swoim szóstym zmysłem możemy zobaczyć na własne oczy, jak zmarli polecają nam profil firmy, której za życia nie cierpieli. Sytuację taką na swoim blogu readwrite.com opisuje B ernard Meisler, który na trop aktywności zmarłych na Facebooku wpadł dzięki swojemu koledze. Pewnego dnia Brendan spostrzegł, że jego dawny znajomy Alex właśnie polubił firmę Discover. Było to dziwne nie tylko dlatego, że przez całe życie nie znosił on korporacji, ale także dlatego, że zmarł kilka miesięcy przed polubieniem fan page’a.
Zainspirowany tym zjawiskiem Meisler postanowił zgłębić temat wśród swoich znajomych, prosząc ich o dokumentowanie wszystkich dziwactw, na jakie natrafią na Facebooku. Wkrótce okazało się, że tego typu sytuacje zdarzają się znacznie częściej. Portal tłumaczy się tym, że jeśli nikt nie powiadomi o śmierci użytkownika i konto nie zostanie “upamiętnione”, to Facebook ciągle działa, zakładając, że właściciel profilu żyje. Działania te to między innymi okresowe przypominanie znajomym użytkownika o jego kliknięciach “lubię to”. Na zarzuty, że w tym konkretnym przypadku Alex nie mógł polubić czegoś, czego przez całe życie nie znosił, Facebook odpowiada – mógł kliknąć przez przypadek. Takie przypadkowe kliknięcia według portalu najczęściej zdarzają się w aplikacji mobilnej. Tym bardziej musimy uważać na wszystko, w co klikamy, zawsze zachowując zdrowy rozsądek.