Dane zebrane na tej niezwykłej mapie pochodzą ze wszystkich tweetów z danymi geolokalizacyjnymi, utworzonych w Stanach Zjednoczonych między czerwcem 2012 roku a kwietniem 2013 roku i zawierających jakieś elementy “mowy nienawiści”. W praktyce przełożyło się to na ponad 150 000 tweetów zebranych w ramach projektu DOLLY z Uniwersytetu w Kentucky. Ponieważ jednak żaden automatyczny algorytm analizujący nie był w stanie jednoznacznie określić, czy w danym kontekście wybrane “słowo nienawiści” miało wydźwięk pozytywny, neutralny lub negatywny, wprowadzony został jeszcze ” czynnik ludzki” (czyli wspomniana wyżej trójka biednych studentów…). Musieli oni przeczytać wszystkie 150 000 tweetów, a następnie wybrać z tylko te, w których “słowa nienawiści” użyte były rzeczywiście w kontekście negatywnym. I tylko na tych tweetach bazuje mapa Dr Stephens.
Wszystkie te nienawistne tweety, wysyłane ze smartfonów (dzięki czemu zawierały informacje o lokalizacji wysyłającego) posłużyły do obliczenia “średniej krajowej”. Następnie na mapę naniesione zostały kolory oznaczające miejsca przewyższające tę średnią w sposób umiarkowany (na niebiesko) lub radykalny (na czerwono). Informuje zresztą o tym legenda w prawym dolnym rogu mapy.
Dodatkowa funkcjonalność “Mapy nienawiści” to możliwość prześledzenia występowania geograficznego poszczególnych obelżywych określeń. Zamiast śledzić ogólnie homofobów, możemy na przykład sprawdzić, w jakich rejonach nadużywane jest słowo Queer (po polsku “ciota”) albo Fag (“pedał”). To samo dotyczy mapy tweetów o tematyce rasistowskiej – można je podzielić między innymi na określenia dotyczące “żółtków” (Chink) albo “czarnuchów” (Nigger). Jest także zakładka Disability, lokalizująca na mapie skupiska negatywnych tweetów na temat osób kalekich.
Wszystko prezentuje się naprawdę czytelnie i jest proste w obsłudze, ale… cały projekt budzi jednak wiele wątpliwości. Osoby, które go oceniają, zwracają chociażby uwagę na fakt, że oparcie się na tweetach wysyłanych z zaawansowanych, drogich modeli telefonów, mogło przyczynić się do pominięcia wielu warstw społecznych, chociażby osób biednych lub starszych. Same wyniki tych szeroko zakrojonych badań też nie okazały się jakimś szczególnym zaskoczeniem – jeśli porównamy je z mapą gęstości zaludnienia USA, to okaże się, że tam, gdzie mieszka więcej ludzi, pojawia się też więcej negatywnych tweetów. Trudno uznać to za jakieś epokowe odkrycie.
Można mieć też pewne obawy, że taka mapa przysłuży się do… wzrostu nienawiści w społeczeństwie amerykańskim. Przypięcie homofobicznej “łatki” danej miejscowości lub regionowi ma być może w założeniu spowodować ogólnospołeczną skruchę (burmistrz czym prędzej zorganizuje kilka parad?), ale równie prawdopodobną reakcją może być przecież frustracja i złość osób napiętnowanych.
Na szczęście mapa nie jest zintegrowana ze Street View i nie daje możliwości przybijania na poszczególnych budynkach wirtualnych szpilek z napisem “tu mieszkają homofobi”. To oczywiście tylko żart, ale patrząc na to w szerszym kontekście – być może należałoby jako jedną z zakładek dodać również mapę narastającej homofobiofobii? Ciekawe, jak byłaby pokolorowana.