Ogromna baza użytkowników LinkedIn, która zawiera ponad 200 milionów kont, może się wkrótce zmniejszyć. A to za sprawą zmian w regulaminie serwisu:
Zabrania się udostępniać treści, które – nawet jeśli są legalne w kraju, w którym znajduje się udostępniający je użytkownik – w jakikolwiek sposób promują prostytucję.
Serwis już wcześniej zabraniał promowania “niepraworządnych”, bądź “nielegalnych” treści, jednak legalna w wielu krajach prostytucja nie podlegała pod ten punkt starego regulaminu.
Tara Commerford, odpowiedzialna za komunikację z użytkownikami i mediami w wypowiedzi na temat zmiany w regulaminie powiedziała, że portal LinkedIn od zawsze był przeciwny promowaniu najstarszego zawodu świata. Zmiana w regulaminie czyni ten sprzeciw wyraźniejszym.
Niektórym użytkownikom zmiany w regulaminie, delikatnie rzecz biorąc, nie przypadły do gustu. Głos w tej sprawie zajął bur… dom uciech o sympatycznej nazwie Sheri’s Ranch, który legalnie funkcjonuje w stanie Nevada, USA. Na ich stronie możemy przeczytać następujące oświadczenie:
“Zabraniając legalnie pracującym prostytutkom korzystania z LinkedIn, serwis społecznościowy i jego właściciele przekazują wiadomość: LinkedIn nie wierzy, że prostytucja powinna być legalna i nie uznaje jej za zawód, chociaż z punktu widzenia prawa tak właśnie jest.
Czy ta decyzja naprawdę leży w gestii LinkedIn? Czy serwis społecznościowy powinien decydować o tym, które zawody są legalne, a które nie są? Oczywiście, każdy serwis ma prawo do zmiany swojej umowy z użytkownikami, tak samo jak może usunąć dowolne treści ze swoich stron. W tym przypadku jednak forsowanie swoich poglądów jest naszym zdaniem niesprawiedliwe i niebezpieczne. Decyzja o tym, czy prostytucja powinna być legalna, czy nie należy do twórców prawa, nie do twórców LinkedIn.”