Zresztą jeśli ktoś choć odrobinę zgłębił temat wózków dziecięcych, to wie, że z tymi “czterema kółkami” to już nie zawsze prawda. Producenci prześcigają się w wypuszczaniu na rynek coraz bardziej nowoczesnych, sportowych modeli, które najczęściej mają tylko trzy kółka, ale za to wyglądają rzeczywiście fantastycznie (co niekoniecznie idzie w parze z praktycznością). Jednak nawet jeśli weźmiemy najdroższy, najbardziej wypasiony i najnowocześniej wyglądający wózek dziecięcy ze sklepu i porównamy go ze strollonem, to różnica będzie taka, jak między Polonezem a Ferrari. Znaczna.
Zresztą zobaczcie sami, czy nie warto pokazać czegoś takiego na portalu komputerowym:
Ideą, jaka przyświecała projektantowi (jest nim Amir Labidi), było zaoferowanie dziecku komfortu i wrażeń porównywalnych z użytkowaniem samochodu. Stąd właśnie wynika całkowita zabudowa “kokpitu” (który można też przenosić oddzielnie), z przednią i bocznymi szybami, wytłoczeniami imitującymi drzwi i ogólnie sportowy wygląd. Ale sportowy w zupełnie innym stylu – nie nowoczesnego wózka dziecięcego, a raczej jakiegoś myśliwca z Gwiezdnych Wojen czy bolidu Formuły 1.
Pomysł fajny (ciekaw jestem, ile będzie poduszek powietrznych i czy ABS, ESP i ASR będą na wyposażeniu seryjnym), wygląd wgniatający w ziemię, ale… dla mnie odpada. Czemu? Popatrzcie na rozstaw tych zielonych kółek. Nie zmieści się w podjeździe do kasy w jakimkolwiek hipermarkecie.
Czekam zatem na wersję 2.0, unoszącą się na poduszce powietrznej, lub 3.0, z wbudowanym modułem antygrawitacyjnym. A na razie z przyjemnością oglądam strollera na zdjęciach…