United States Foreign Intelligence Surveillance Court
(FISC) to bardzo specyficzny sąd. Nakazy wydawane przez niego są tajne, co oznacza, że nikt oprócz amerykańskimi władzami i firmą, której nakaz dotyczy, nie wie o jego istnieniu. Taka sytuacja sprawia, że ocena skali inwigilacji internautów jest praktycznie niemożliwa, a firmy, które znalazły się na liście opublikowanej przez Edwarda Snowdena tracą zaufanie użytkowników.
David Drummond oświadczył na oficjalnym blogu Google’a, że jego firma chce i jest w pełni gotowa do publikowania informacji na temat częstotliwości i liczby otrzymywanych przez FISC nakazów. Facebook i Microsoft popierają giganta z Mountain View w tej kwestii.
Oprócz “popierania”, Microsoft zwrócił się z osobną prośbą do władz USA. W swoim 9-stronicowym oświadczeniu, firma z Redmond powołuje się na pierwszą poprawkę do Konstytucji Stanów Zjednoczonych (“Kongres nie może stanowić ustaw wprowadzających religię lub zabraniających swobodnego wykonywania praktyk religijnych; ani ustaw ograniczających wolność słowa lub prasy, albo naruszających prawo do spokojnego odbywania zebrań i wnoszenia do rządu petycji o naprawę krzywd.”), twierdząc, że tajne nakazy FISC ignorują gwarantowaną w Ameryce wolność słowa.
To miło, że ogromne korporacje stoją po naszej stronie i starają się pohamować zapędy władz amerykańskich. Pamiętajmy jednak, że wszystkie podjęte przez wyżej wymienione firmy działania zaczęły się dopiero po opublikowaniu przez Edwarda Snowdena tajnych dokumentów dotyczących m. in inwigilacji internautów. Gdyby nie to, nigdy nie dowiedzielibyśmy się o tym, że jesteśmy szpiegowani.