w końcu zaczęło się u nas coś dziać. Skromne polskie usługi zajmujące się muzyką na żądanie zaczynają być całkowicie wypierane przez międzynarodowe giganty. Nie wszyscy są już u nas dostępni, ale w końcu mamy w czym wybierać.
Jak to wszystko się zaczęło?
Jak w przypadku wielu internetowych rewolucji, zmianę w myśleniu przemysłu rozrywkowego wymusiło podziemie. Wszystko bowiem zaczęło się od internetowego piractwa. Dopóki szerokopasmowe łącza internetowe nie były powszechne (są w większości domów w większych miastach), nielegalna muzyka była tam, gdzie jej miejsce: w podziemiu. By zdobyć nielegalną kopię ulubionego albumu należało samemu kupić nośnik (kasetę, a w późniejszych czasach płytę CD), udać się do znajomej osoby i ją skopiować. Ewentualnie udać się na targowisko i kupić piracką kopię od handlarza. W momencie pojawienia się ryczałtowych opłat za łączność z Internetem nagle okazało się, że możemy pobierać dowolną ilość danych bez konieczności wstawania od komputera.
Okazję tę wykorzystali piraci. Możliwości, jakie dał format MP3, pozwoliły na umieszczanie na serwerach względnie niewielkich plików, które następnie mógł pobrać każdy zainteresowany. Trudno ocenić, który serwer lub usługa jako pierwsze zdobyły popularność. Ale wskazanie winowajcy, który rozjuszył wytwórnie muzyczne, jest proste. To był Napster. Usługa zadebiutowała w 1999 roku i podbiła serca internautów. Głównie dzięki łatwej obsłudze aplikacji. Wystarczyło ją uruchomić, wpisać nazwę piosenki, kliknąć raz myszką i… czekać. Po kilku minutach wybrana piosenka była gotowa do odsłuchu. W przemyśle muzycznym zawrzało. Wielu artystów, pod przewodnictwem zespołu Metallica, wypowiedziało wojnę Napsterowi. W efekcie usługa została zamknięta w 2001 roku. Niczego to jednak zmieniło. Usługi podobne do Napstera zaczęły się mnożyć niczym grzyby po deszczu, a zyski wytwórni muzycznych zaczęły maleć w dramatycznym tempie. Koncerny muzyczne powoli zaczęły zdawać sobie sprawę, że ścigając piratów i ciągając ich po sądach, tej wojny nie wygrają.
Czym jest muzyka na żądanie?
Witryny działające na krawędzi prawa przyzwyczaiły konsumentów do tego, że muzyka jest tania i wszechdostępna. Torrenty nigdy nie wyglądały tak przyjaźnie, nawet mimo świadomości, że są nielegalne. Nikt o tym nie wie tak dobrze jak twórcy Spotify. Wszak pochodzą oni z tego samego kraju co The Pirate Pay. Wpadli oni na prosty pomysł. A co jeśli uczynić legalną ofertę atrakcyjniejszą od tej pirackiej? Model jest prosty: udostępnić wszystkim użytkownikom legalną muzykę za darmo. W zamian użytkownicy są zmuszeni do słuchania reklam i mają ograniczone możliwości korzystania z serwisu. W momencie opłacenia niewysokiego abonamentu serwis muzyczny staje otworem, oferując dowolny z dziesiątek milionów utworów w każdej chwili, a zyskami usługodawca dzieli się z właścicielami praw autorskich. Ów kompromis wydaje się idealny. Płacisz abonament, który kosztuje cię tyle co pół oryginalnej płyty i możesz legalnie, bez dalszych opłat, strumieniować i pobierać dowolne utwory dowolnego artysty na swój komputer, tablet czy smartfon. Jest jednak pewien problem: w momencie rezygnacji z usługi tracisz dostęp do całej muzyki oferowanej przez usługodawcę. Nie kupujemy więc muzyki, a ją tylko wynajmujemy. Warto o tym pamiętać, decydując się na którąkolwiek z usług.
Deezer
Chociaż to Spotify jest prekursorem usług muzyki na żądanie, francuski Deezer jako pierwszy zdecydował się dać szansę polskiemu rynkowi muzycznemu. Ma on już 26 milionów użytkowników, dzięki czemu zdołał przekonać ponad dwa tysiące wytwórni i firm chroniących prawa autorskie do współpracy. Przełożyło się to na ofertę składającą się z ponad dwudziestu milionów utworów, a tych przybywa praktycznie co tydzień.
Wersja darmowa
usługi jest, niestety, bardzo uboga. Bez uiszczenia jakiejkolwiek opłaty możemy z niego korzystać wyłącznie przez przeglądarkę internetową, mamy dostęp jedynie do generowanych przez automat stacji radiowych. Na szczęście Deezer daje nam dużo czasu na zaznajomienie się z możliwościami serwisu. Przez okrągłe sześć miesięcy korzystamy z jego zasobów za darmo. Dopiero po upłynięciu okresu testowego jesteśmy skazani na wyżej wspomniane strumieniowane stacje radiowe. Niestety, wersja testowa nie obejmuje możliwości korzystania z aplikacji mobilnych. By z nich skorzystać, musimy zapłacić abonament.
Wersja tańsza, nazwana Deezer Premium, kosztuje 9,99 złotych miesięcznie. Po jej aktywacji z serwisu znikają wszystkie reklamy, a my zyskujemy nielimitowany dostęp do dwudziestu milionów
utworów o jakości 320 kb/s i tematycznych stacji radiowych. W ramach abonamentu możemy też korzystać ze społecznościowych funkcji Deezera, takich jak polecanie utworów i płyt znajomym. Niestety, najtańszy abonament dalej zmusza nas do korzystania z usługi wyłącznie za pomocą przeglądarki internetowej. By móc korzystać z Deezera za pomocą smartfonu lub tabletu, musimy wybrać wyższy abonament o nazwie Premium+. Kosztuje on 19,99 złotych i nie oferuje żadnych dodatkowych beneficjów poza wyżej wspomnianą możliwością słuchania muzyki w biegu. Deezer nie oferuje też aplikacji do systemów Windows i OS X, nawet w najwyższym abonamencie, więc dalej musimy korzystać z przeglądarki internetowej. Na szczęście istnieje dodatkowa zachęta, przynajmniej dla abonentów sieci Orange. Abonament Premium+ jest wliczony w cenę taryf Pelikan II 150 i Pelikan II 225. Posiadacze innego rodzaju umów z Orange nie mają naliczanych opłat za dane wysyłane z i do Deezera przez sieć 3G.
WiMP
W postaci usługi WiMP drugi z międzynarodowych gigantów pojawił się w naszym kraju. Serwis pochodzi ze Skandynawii i, podobnie jak Deezer, ma w ofercie ponad 20 mln utworów, których cały czas przybywa. Wszystkie utwory zapisane są w formacie AAC+ 96 lub AAC 320 (do wyboru, w zależności od przepustowości naszego łącza). WiMP w wersji podstawowej dostępny jest za darmo. Cechuje go jednak inny rodzaj ograniczeń niż Deezera. Od razu mamy dostęp do całego katalogu muzycznego, w zamian za pewne niedogodności. Nie możemy pobierać utworów na dysk, więc za każdym razem są one strumieniowane z Internetu. Same utwory są przerywane reklamami, do tego obowiązują limity ograniczające ilość muzyki, której możemy dziennie posłuchać. Nie możemy korzystać za darmo z WiMP-a na urządzeniach mobilnych ani przez przeglądarkę. Jedyną metodą na skorzystanie z usługi jest instalacja dedykowanych aplikacji, które są dostępne dla systemów Windows i OS X.
Jeśli będziemy płacić 9,99 złotych miesięcznie w ramach abonamentu Basic, zniknie większość ograniczeń. Dalej nie skorzystamy z przeglądarki internetowej, bo WiMP dostępu webowego tak po prostu nie oferuje. Usunięte będą jednak reklamy i wszelkie ograniczenia dotyczące czasu spędzonego na WiMP-ie. Dochodzą do tego możliwości tworzenia list odtwarzania, a także mechanizm polecania utworów naszym znajomym. Unikalną zaletą WiMP-a okazuje się warstwa redakcyjna. Usługa bowiem już w najtańszym abonamencie serwuje nam wiadomości ze świata muzyki, recenzje płyt napisane przez profesjonalistów oraz listy odtwarzania stworzone przez znanych muzycznych dziennikarzy, w tym polskich.
Najdroższy abonament, o nazwie Premium, to koszt 19,99 złotych miesięcznie. Za dodatkowe 10 złotych zyskujemy nielimitowany dostęp do biblioteki muzycznej WiMP-a z poziomu smartfonu i tabletu oraz możliwość zapisywania utworów muzycznych w pamięci urządzenia, na wypadek gdybyśmy chcieli później ich posłuchać w miejscu bez dostępu do Internetu. WiMP Premium jest dostępny na próbę przez 30 dni za darmo. Zdecydowanie najatrakcyjniejszy wyda się WiMP abonentom Play. Opłata abonamentowa za usługę co prawda nie jest wliczona w żadną taryfę operatora, ale Play nie nalicza opłat za dane wysłane z i do WiMP-a.
Spotify
Prekursor całej omawianej rewolucji muzycznej pojawił się w naszym kraju jako ostatni. Podobnie jak konkurenci, chwali się również biblioteką, na którą składa się ponad 20 milionów utworów i która jest sukcesywnie powiększana. Utwory możemy odtwarzać i pobierać w trzech stopniach kompresji, w zależności od przepustowości naszego łącza: 96 kb/s, 160 kb/s i wreszcie “audiofilskie” 320 kb/s. Podobnie jak w przypadku WiMP-a, dostęp do serwisu uzyskujemy wyłącznie poprzez dedykowaną aplikację.
W
wersji darmowej
Spotify jest zaskakująco przystępny. Mamy co prawda tylko dostęp z komputera osobistego i nie możemy korzystać z zaawansowanych funkcji usługi, ale nie są nam narzucane restrykcyjne limity, jeżeli chodzi o długość dziennego słuchania muzyki. Musimy się jednak liczyć z przerywnikami reklamowymi oraz z tym, że osiągalna jest wyłącznie najniższa jakość strumieniowanej muzyki. Tak jak u konkurencji, za darmo nie skorzystamy ze Spotify na smartfonie ani tablecie. Za podstawowy abonament Unlimited zapłacimy 9,99 złotych miesięcznie. Opłacając go, odblokowujemy wszystkie funkcje serwisu, takie jak instalowanie dodatkowych aplikacji (o których za chwilę) czy współdzielenie ulubionej muzyki ze znajomymi. Owe aplikacje to wyróżnik Spotify na tle konkurencji, aczkolwiek trafniejsza nazwa dla nich to rozszerzenia. Dzięki nim za darmo zwiększyć funkcjonalność aplikacji klienckiej.
Chcesz widzieć tekst piosenki, która jest aktualnie odtwarzana? Zainstaluj TuneWiki. A może chcesz poznać rekomendacje znanego czasopisma traktującego o muzyce rockowej? Dzięki dedykowanemu rozszerzeniu przesłuchasz i pobierzesz każdą recenzowaną przez nie piosenkę czy płytę. Owych aplikacji-rozszerzeń w momencie publikacji tego tekstu jest około stu, a co tydzień pojawiają się nowe.Wysokość najdroższego abonamentu, nazwanego Premium, wynosi 19,99 złotych miesięcznie. Tak jak w przypadku konkurencji, odblokowuje on możliwość słuchania muzyki za pomocą smartfonu i tabletu oraz pobierania utworów do pamięci, by się nimi cieszyć potem w miejscu, gdzie nie mamy możliwości lub ochoty strumieniować ich bezpośrednio z Internetu. Przez pierwszych 30 dni za darmo możemy testować wersję Premium. Niestety, Spotify dotąd nie podpisał umowy z żadnym polskim operatorem. Musimy się więc liczyć z tym, że gdy opuścimy miejsce z darmowym dostępem do Wi-Fi i nie pobraliśmy uprzednio utworów do pamięci lokalnej, będziemy ponosić niemałe koszty w związku z odbiorem znacznej ilości danych poprzez sieć 3G.
Co wybrać?
Muzyka na żądanie, biorąc pod uwagę niewysokie opłaty, wydaje się bardzo rozsądną alternatywą. Za najdroższe abonamenty zapłacimy wartość połowy jednej płyty kompaktowej sprzedawanej w sklepie muzycznym, a w zamian zyskamy natychmiastowy dostęp do milionów utworów.
Darmowa alternatywa
Czwartym wielkim graczem jest Grooveshark. Co ciekawe, cała usługa udostępniana jest za darmo. Dlaczego? Otóż Grooveshark nie oferuje licencjonowanej zgodnie z prawem muzyki. Wszystkie utwory są udostępniane przez jej użytkowników. Oznacza to, że znajdziemy w nim praktycznie całą muzykę świata, nawet tę “garażową”. Niestety, właściciele Groovesharka nie kontrolują materiałów umieszczanych przez użytkowników. W efekcie większość utworów tam umieszczonych pochodzi z nielegalnych źródeł, a sam Grooveshark obecnie walczy w sądzie o swoją przyszłość, pozwany przez
wytwórnie muzyczne. W świetle polskiego prawa jest on legalny. Z etycznych powodów postanowiliśmy go jednak nie uwzględniać w porównaniu.