Telefony komórkowe rejestrują coraz lepszej jakości zdjęcia i filmy – o tym nie trzeba już nikogo przekonywać. Wystarczy spojrzeć na dane rynkowe i spadającą na całym świecie sprzedaż aparatów kompaktowych. Bo po co komuś jeszcze jakiś kompakt, jeśli telefonem może wykonać naprawdę niezłej jakości fotografie?
Ostatnio coś się jednak zmieniło. Producenci telefonów jeszcze nigdy tak mocno i natarczywie nie reklamowali możliwości fotograficznych tych urządzeń. Można wręcz odnieść wrażenie, że podstawową funkcją wchodzących na rynek modeli jest właśnie rejestrowanie zdjęć i filmów, a rozmowy telefoniczne to jakaś dodatkowa opcja. Wystarczy przypomnieć sobie ostatnią premierę HTC One i umiejętnie podsycany szum wokół tajemniczej matrycy o jakoby niezwykłych właściwościach i obiecująco brzmiących “ultrapikselach”. W ten sam bęben waliła wcześniej Nokia, prezentując światu najpierw model PureView 808, a potem Lumię 920. Tak samo postąpił też Apple w przypadku iPhone’a 5 i tak samo czynili też inni producenci, mocno podkreślający ogromne możliwości foto-wideo swych nowych modeli.
Smartfonowa rywalizacja przeniosła się na obszar fotografii, więc i my poszliśmy tym tropem. Mówimy: sprawdzam! Chcemy dowiedzieć się, jak dobrze najlepsze współczesne telefony komórkowe zastępują aparaty i który z nich robi to najlepiej.
Fotografia pół żartem, pół serio
Na początku tego testu musieliśmy przyjąć pewne założenia. Z jednej strony zrobiliśmy wszystko, żeby pomiary laboratoryjne czy porównania poszczególnych funkcji były miarodajne i obiektywne, a z drugiej – stale mieliśmy świadomość tego, co testujemy. Można to określić również tak: tkwiliśmy w samym środku paradoksu i staraliśmy się sprawić, by był to środek złoty.
Popularność, Matryce i HDR
Na możliwości fotograficzne smartfonów da się patrzeć na wiele sposobów, na przykład społeczny, techniczny albo funkcjonalny. Każdy jest ciekawy i… każdy mówi nam coś ważnego.
Paradoks polegał chociażby na tym, że traktowaliśmy testowane smartfony poważniej, niż robili to ich producenci. Pierwszy z brzegu przykład to nasza chęć dotarcia do dokładnych parametrów technicznych wbudowanych w nie aparatów. Wydawałoby się, że sprawa jest banalna – skoro jakaś firma reklamuje zaawansowaną “fotograficzność” swojego telefonu, to na pewno podaje tak absolutnie podstawowe dane, jak ogniskowa obiektywu albo otwór przysłony. Otóż… nic pewnego. Poza kilkoma wyjątkami dotarcie do wielu zawartych w końcowej tabeli parametrów wymagało wnikliwego przeszukiwania zakamarków Sieci oraz stosowania detektywistycznych technik badawczych bezpośrednio na zdjęciach. Bo producenci podkreślają zaawansowanie wbudowanych w telefony aparatów, nie mówiąc o nich niemal nic konkretnego – rzeczywiście paradoksalne, prawda?
Jeden z najważniejszych na świecie serwisów do publikacji zdjęć – Flickr – na bieżąco informuje, jakimi telefonami komórkowymi wykonywane są zdjęcia w nim zamieszczane. Jak widać, fotograficzna dominacja iPhone’ów jest niemal niezagrożona. Warto przy tym dodać, że wygrywają one pod względem popularności nawet ze zwykłymi aparatami.
Inny paradoksalny przykład: jakiś czas temu miała miejsce szeroko zakrojona akcja reklamowa iPhone’a 5, podkreślająca jego wyjątkowe zdolności fotograficzne. Trzeba przyznać, że ten telefon rzeczywiście dobrze sprawdza się w roli aparatu, ale… jego prymitywizm jest wręcz uderzający! Ustawianie czułości ISO? Po co? Balans bieli? A na cóż zawracać sobie tym głowę… Obie te funkcje znajdziemy w każdym, najtańszym z najtańszych aparacie cyfrowym, przy czym nikomu nie przyjdzie do głowy, by zachwalać go w telewizji.
Jest jednak również druga strona medalu – oczekiwania użytkowników, o których też nie wolno nam było zapomnieć. Są one w przypadku aparatów wbudowanych w telefony komórkowe wyjątkowo skromne: ważna jest skuteczna automatyka. Jeśli telefon “sam robi dobre zdjęcia”, to może nie oferować żadnych zaawansowanych funkcji foto-wideo. Nie będą raczej potrzebne…
I jeszcze drugie założenie: testowaliśmy wyłącznie funkcjonalność opartą na oprogramowaniu fabrycznie instalowanym w telefonach. Można je ogromnie i na różne sposoby wzbogacać, instalując odpowiednie aplikacje, ale… to już zupełnie inna historia.
Matryce światłoczułe wykorzystywane w telefonach są maleńkie – mniejsze nawet od tych, które znaleźć można w tanich aparatach. Ale nawet między tymi maleństwami są wyraźne różnice, które przekładają się na jakość zdjęć. No i jest jeszcze Nokia 808 – jej sensor światłoczuły to już całkiem inna bajka… Na zdjęciu moduł aparatu z iPhone’a 5.
Możliwości tradycyjne i nowoczesne
Pełna automatyka, zwłaszcza jeśli jest skuteczna, sprawdzi się w większości sytuacji zdjęciowych – więc po co komu jakaś regulacja czułości ISO czy balansu bieli albo korekcja ekspozycji? Z takiego założenia wyszli twórcy oprogramowania sterującego aparatami w testowanych telefonach firm Apple i BlackBerry. I można się z nimi częściowo zgodzić, niemniej problem polega na tym, że nawet w normalnym, codziennym życiu są dziesiątki sytuacji, w których automatyka sobie nie radzi. Nie jest wszechwiedząca.
Pierwszy z brzegu, trochę wydumany przykład: fotografujemy wyścigi samochodowe przy pięknej, słonecznej pogodzie. Automatyka ustawi niską czułość ISO, bo zdjęcie i tak będzie nieporuszone. Ale w takiej sytuacji warto by było ustawić wyższą czułość, bo szybko przemieszczające się samochody wymagają dużo krótszego czasu naświetlania. W trybie “Auto” auta będą rozmazane…
Inna, bardziej ogólna sytuacja to brzydka pogoda. Automatyczny balans bieli sprowadza wtedy wszystko do neutralnej szarości, a ta – jak to szarość – wygląda buro i ponuro. Jeśli mamy możliwość ustawienia balansu bieli na “chmurkę” albo “cień”, to wpływamy na ocieplenie kolorystyki obrazu – zdjęcia nabierają barw i życia!
Jednym z elementów testu było wypróbowanie funkcji zdjęć HDR w tych modelach telefonów, które ją oferują. We wszystkich przypadkach sposób jej działania okazał się jednak podobny: brak kontroli użytkownika, ale efekty zauważalne. Takie jak na przykładach poniżej, zarejestrowanych iPhone’em 5 ( 1 ) bez funkcji HDR ( 2 ) i z włączoną funkcją HDR.
Mówiąc bardziej ogólnie – tryb “Auto” to w telefonach rzecz najważniejsza i święta, lecz warto mieć w zanadrzu możliwość regulacji niektórych ustawień, tak na wszelki wypadek. Czułość ISO, balans bieli, korekcja ekspozycji, ale również tryb działania układu ustawiania ostrości, sposób pomiaru ekspozycji, specjalne programy tematyczne – to wszystko czasem może się przydać, więc w naszym teście doliczaliśmy za to cenne punkty.
Możliwości systemów
Oczywiście możliwości foto-wideo zależą w dużej mierze od konkretnego modelu telefonu, ale widać także wyraźne prawidłowości w tym zakresie, jeśli chodzi o systemy operacyjne urządzeń.
Przyznawaliśmy je również za mniej tradycyjne, za to bardziej spektakularne możliwości, takie jak rejestrowanie obrazów typu HDR (w przypadku Xperii Z i HTC One również filmów HDR!) albo panoram z ręki. To niemal wyposażenie obowiązkowe, obecne w większości testowanych modeli. Miłym i docenianym przez nas dodatkiem były też najróżniejsze efekty specjalne, które można nałożyć na zdjęcie. Ich pełna lista byłaby bardzo długa, bo każdy producent aparatu stara się pokazać coś własnego, ale najczęściej powtarzały się różnego rodzaju wariacje naśladujące Instagram. Pojawiały się też prawdziwe perełki, takie jak sterowanie aparatem przy pomocy głosu (LG 4x HD i Samsung Note II) albo zabawne przekształcenia zarejestrowanych twarzy (Huawei Ascend P1). Warto też pamiętać o dostępnej we wszystkich testowanych modelach opcji geotagowania zdjęć – niezastąpionej podczas wakacyjnych wojaży.
Wszystkie testowane przez nas telefony z tym systemem oferowały bogate możliwości fotograficzne i wiele opcji regulacji najróżniejszych ustawień. Były wśród nich ciekawe efekty specjalne nakładane na zdjęcia, takie jak te widoczne na ekranie HTC One.
Podsumowując tę część, można zaryzykować pewne uogólnienie. Najbardziej “fotograficznym” z testowanych systemów okazał się Android, nieco wyprzedzając mobilne “Okienka” i dość szczególną wersję Symbiana przygotowaną dla Nokii PureView 808. Nie należy jednak zapominać o drugiej stronie medalu – jeśli planowalibyśmy rozbudowę możliwości fotograficznych telefonu za pomocą dodatkowych aplikacji, to najlepiej sprawdzą się pod tym względem Androidy oraz… ubożuchny na starcie iPhone.
To stanowczo nie jest rozwiązanie dla pasjonata fotografii. Nie da się na przykład regulować czułości ISO ani balansu bieli, nie ma korekcji ekspozycji. Ale… ma to sens: biznesmen nie musi zajmować się szczegółami, wystarczy, że wyceluje Z10 i naciśnie spust.
Liczy się również hardware
Na pierwszy rzut oka smartfonowe aparaty niewiele się od siebie różnią. Z jednej strony korpusu widać czarną dziurkę, która dumnie mieni się obiektywem, a z drugiej – potężny, dotykowy ekran. Reszta to szczegóły – i właśnie w nich, jak zwykle, tkwi diabeł.
Tak jak w przypadku BlackBerry, rozwiązania zastosowane przez Apple’a są szokująco ograniczone. W tym szaleństwie jest oczywiście metoda: zrezygnowanie ze wszystkiego, co wydawało się zbędne, uczyniło aparat iPhone’a 5 niezwykle prostym w obsłudze.
Poczynając od wnętrza telefonów, różne są już same matryce, w jakie wyposażono poszczególne modele. Chodzi tu zwłaszcza o ich rozmiary, bo w przypadku smartfonów również sprawdza się zasada, że to wielkość matrycy przekłada się na jakość obrazu. W przypadku tak mocno napakowanych pikselami sensorów każdy milimetr różnicy ma ogromne znaczenie! To rzeczywiście widać w wynikach naszego testu, przy czym są dwa telefony, na które warto zwrócić szczególną uwagę.
Rozwiązanie skrojone na miarę kosmicznej Nokii PureView 808 trudno traktować jak standardowego reprezentanta systemu Symbian. W każdym razie możliwości fotograficzne tego telefonu są naprawdę imponujące – jedne z najbardziej rozbudowanych w naszym teście.
Pierwszy to Nokia PureView 808. W porównaniu z innymi modelami jej matryca to… inna liga – nasuwa się skojarzenie z Guliwerem w Krainie Liliputów. Potężne rozmiary (większe niż w wielu aparatach!) i niebotyczna rozdzielczość 41 mln pikseli zrobiły swoje – telefon Nokii zdecydowanie wygrał w teście jakości obrazu. Trzeba jednak zauważyć, że jego przewaga nie była aż tak duża, jak można się było spodziewać.
To rozsądny kompromis między możliwościami fotograficznymi a prostotą obsługi aparatu. Wiele rzeczy da się regulować (np. czułość ISO czy balans bieli), jest też sporo opcji dodatkowych, ale obsługa – na przykład Nokii Lumii 920 – pozostała wygodna i intuicyjna.
Drugi wyróżniający się telefon to HTC One. Niestety, w teście jakości zdjęć poniósł sromotną porażkę. Trochę szkoda, bo HTC nieźle kombinowało – włożyło w swój topowy model jedną z większych smartfonowych matryc i równocześnie zredukowało liczbę pikseli do 4 milionów. Dzięki temu wielkość pojedynczego piksela z przyległościami (tzw. pixel pich) wynosi w przypadku HTC One 2 microny, podczas gdy większość konkurentów (np. Samsung SIII albo Nokia 808) bazuje na wielkości 1,4 microna. Mało tego, jak ktoś dobrze policzy, to tzw. limit dyfrakcyjny dla tej wielkości sensora wynosi właśnie ok. 4 mln pikseli, więc w teorii dalsze “rozdymanie” rozdzielczości mija się z celem. W praktyce HTC One oferuje zdjęcia totalnie pozbawione szczegółów – najgorsze w całym teście! Nadrabia nieco, gdy idzie o poziom szumów przy wyższych czułościach ISO, oferuje też niezwykle rozbudowane, pomysłowe i świetnie dopracowane funkcje fotograficzne, ale to pozwoliło mu jedynie wybronić się przed zajęciem ostatniego miejsca.
Testy laboratoryjne
W przypadku aparatów wbudowanych w telefony komórkowe jakość zdjęć nie jest może sprawą kluczową, ale nadal jest istotna. Aby ją porównać, skorzystaliśmy ze standardowych testów w laboratorium.
Jak to możliwe? Po pierwsze nowoczesne matryce typu BSI (Back Side Illumination), stosowane w miejsce starszej technologii FSI (Front Side Illumination), pozwoliły na autentyczne wykorzystanie zwiększonej rozdzielczości sensorów. W największym skrócie – chodzi o “odwrócenie” sposobu budowy matryc, tak aby wrażliwe na światło komórki krzemowe umieszczone były bezpośrednio pod filtrem barwnym, dzięki czemu pada na nie znacznie więcej światła. Po drugie w sukurs napakowanym pikselami sensorom przychodzą też nowe algorytmy elektronicznej korekcji spadku rozdzielczości spowodowanej dyfrakcją. W sumie wygląda więc na to, że wyścig na megapiskele jeszcze się nie skończył…
Deklaracje wytwórców bardzo często nijak się mają do tego, co rzeczywiście oferują ich produkty. W tym teście było podobnie, na przykład realna rozdzielczość 41-megapikselowej Nokii 808 to ok. 17 mln pikseli. A jak sprawowały się aparaty 8-milionowe?
Oprócz matryc warto zwrócić uwagę na jeszcze dwie sprzętowe cechy telefonów, które przydają się przy fotografowaniu. Pierwszą jest wbudowany slot kart pamięci typu MicroSDHC (a coraz częściej również MicroSDXC, czyli powyżej 32 GB). Taka pamięć nie jest może niezbędna, ale przydaje się, jeśli naprawdę dużo fotografujemy i filmujemy.
Test bardzo wyraźnie pokazał, że poszczególni producenci mają zupełnie inne podejście do algorytmów odszumiania obrazu. W niektórych przypadkach działały one znacznie mocniej (ze szkodą dla szczegółowości zdjęć), w innych zaś wyraźnie słabiej.
Ostatnia sprawa, to realnie istniejący przycisk spustu migawki. Oczywiście wszystkie telefony oferują przyciski wirtualne, wyświetlane na ekranie (w wielu można też ustawić opcję wyzwalania migawki po dotknięciu ekranu w dowolnym miejscu), ale chodzi o to, że ekrany pojemnościowe nie mogą być obsługiwane w rękawiczkach. A zima w Polsce potrafi być długa… W wielu modelach po wejściu w tryb fotografowania spustem migawki stają się przyciski zwiększania/zmniejszania głośności (czasami służą też do regulacji cyfrowego zoomu), lecz najlepszy jest mały przycisk dedykowany, taki jak w Sony Xperia Z. Wystarczy w dowolnym momencie przytrzymać go nieco dłużej, by telefon automatycznie przeszedł w tryb fotografowania.
Są trzy sposoby przechowywania zdjęć i filmów. ( 1 ) Pamięć wewnętrzna telefonu rozszerzana kartą pamięci Micro SDHC (najrzadsze rozwiązanie, tu: Sony Xperia Z). ( 2 ) Pamięć plus karta Micro SDHC, której slot schowany jest pod obudową (częste rozwiązanie, tu: LG 4X HD). ( 3 ) Wyłącznie pamięć wewnętrzna (coraz częstsze, tu: iPhone 5).
Walka o jakość i szybkość
Niezależnie od fizycznej wielkości matryc niezwykle ważnym elementem mającym wpływ na jakość obrazu są wewnętrzne algorytmy jego obróbki. W dużym uproszczeniu chodzi o to, by zdjęcie miało jak najwięcej szczegółów (a więc wyostrzanie, podnoszenie kontrastu itp.), a także by nie było na nim widać zakłóceń (tzw. szumów), co osiąga się przez rozmywanie obrazu. Cała sztuka polega więc na tym, aby te dwa przeciwne sobie dążenia opanować i wypracować jakiś kompromis.
Niektórym producentom udaje się to lepiej, innym gorzej. Na przykład Nokia Lumia 920 to udany kompromis z lekkim przegięciem w kierunku odszumiania: traci nieco więcej szczegółów, ale zdjęcia przy wysokich czułościach ISO nadal wyglądają co najmniej dobrze. iPhone 5 pokazuje zdjęcia bardziej szczegółowe, ale też bardziej zaszumione – niemniej i tu możemy mówić raczej o udanym kompromisie. Natomiast przykładem negatywnym może być Huawei Ascend P1, który odszumia obrazy niesamowicie mocno. Nawet pliki zarejestrowane przy ISO 800 wyglądają jak cera niemowlaka wygładzana Photoshopem – ich szczegółowość traci na tym ogromnie.
Test na najszybszy autofokus zasłużenie wygrał iPhone 5, natomiast nie do końca zasłużenie dobry wynik osiągnęło BlackBerry Z10. Ten telefon działa po prostu w innym trybie – błyskawicznie wyzwala migawkę, niezależnie od tego, czy ostrość została ustawiona, czy też nie. Trochę bez sensu…
Podsumowanie testu
Wbrew pozorom ten test ma nie jednego zwycięzcy. Wszystko zależy od tego, jakie parametry uznamy za najważniejsze. My ustaliliśmy wagi poszczególnych ocen na 30, 30 i 40 proc., ale dla kogoś na przykład możliwości fotograficzne albo jakość obrazu mogą mieć mniejsze znaczenie. Dlatego tak naprawdę zwycięzców jest co najmniej trzech.
Ogólny zwycięzca testu
to Sony Xperia Z – dzięki wysokim ocenom we wszystkich kategoriach testowych: oferuje bardzo bogate możliwości fotograficzne i filmowe, działa szybko i sprawnie ustawia ostrość, a zrobione przez niego zdjęcia mają wysoką jakość. Jedynym problemem, który w przypadku tego telefonu może denerwować podczas fotografowania i filmowania, są słabe kąty widoczności ekranu.
Zdecydowanym zwycięzcą w kategorii jakość obrazu
została Nokia PureView 808. Tu nie było żadnych wątpliwości – szczerze mówiąc, zapewne wyszłaby zwycięsko także z porównania z wieloma prawdziwymi aparatami kompaktowymi. Jej główną wadą okazał się przeciętnie skuteczny autofokus, zaś możliwości fotograficzne – choć ogólnie spore – nie obejmowały wielu najnowszych “gadżetów”.
Najskuteczniejszy w teście
okazał się natomiast iPhone 5. Najszybciej usatwia ostrość i robi też dobrej jakości zdjęcia (a także panoramy i obrazy HDR), więc jeśli ktoś nie jest zainteresowany zaawansowanymi możliwościami fotograficznym, powinien rozważyć jego zakup. W sumie do fotografowania uczciwie polecić możemy aż sześć telefonów. Z różnych względów wystrzegać należy się tylko ostatniej czwórki, chyba że wykorzystywanie wbudowanego aparatu nie jest dla nas istotne.