Pół roku temu, gdy Wonderbook wchodził na rynek, dałam mu duży kredyt zaufania. Sony zaproponowało ciekawą alternatywę między graniem na konsoli, a oglądaniem filmów czy czytaniem książek. Księgę Czarów potraktowałam bardzo ulgowo wychodząc z założenia, że jest coś w rodzaju prototypu mającego ukazać nam możliwości samej platformy. Z resztą sama formuła podręcznika magii też wymusiła na twórcach pewne ograniczenia.
Detektyw Diggs
natomiast jest już normalną opowieścią, od której wymagałam znacznie więcej.
Stworzyć kryminał pozbawiony przemocy, z kolorowymi, ale zachowującymi specyficzną dla filmów noir powagę nie jest łatwo. Mimo to studiu Moonbot udało się to wyśmienicie. Mamy tutaj wszystkie elementy, jakich można oczekiwać od czarnego kina: miasto skąpane w deszczu, posępnego detektywa, famme fatale, jazzującą w tle muzykę i twist fabularny.
Wszystko zaczyna się w momencie, gdy mól książkowy i zarazem prywatny detektyw Diggs zostaje wrobiony w morderstwo swojego szefa Humpty’ego Dumpty’ego. Gracz przejmuje tu rolę pomocnika, który będzie towarzyszył robakowi w podróży przez różne zaułki Bibiliotekowa. By oczyścić się z zarzutów Diggs wyrusza tropem prawdziwego zbrodniarza i szybko orientuje się, że wywołał on w mieście większy zamęt niż początkowo się wydawało. W trakcie podróży zetkniemy się z postaciami znanymi z książek m.in. Mamą Gęsią, Robin Hoodem i Pastereczką. Do samej historii można mieć tylko jedno zastrzeżenie – jest zdecydowanie zbyt krótka. Czas gry wydłużają mini-gry, a i tak całą zabawę można skończyć w 3-4 godziny. To mało, zważywszy na fakt, że Wonderbook pół roku kurzył się na półce…
W Detektywie Diggsie kontroler Move spokojnie możemy odłożyć na bok. By ukończyć grę wystarczy sama książka. Do tego tytułu musicie podejść jak do interaktywnego filmu animowanego. Nie macie tu żadnego wpływu na bohaterów. Zadaniem gracza jest manipulowanie sceną w określonych momentach. Cały świat w grze wyrasta z Wonderbooka. Interakcja sprowadza się tutaj zatem do: zginania książki, obracania ją na płaskiej powierzchni, trzymania ją na ukos w celu zmiany płaszczyzny i kierowania jej w stronę kamery. Najlepiej ukazuje to zresztą gameplay, który Wam nagrałam. Są także momenty, w których klaskając w dłonie dajemy Diggsowi sygnał dźwiękowy do wykonania danej akcji.
Same mini-gry są fajnie skonstruowane. Wydawać by się mogło, że bez użycia standardowego kontrolera trudno będzie stworzyć tak zróżnicowane zagadki. Tymczasem mamy tutaj pościg samochodowy, elementy skradankowe, szukanie par, “uderz w kreta”, wspinaczkę po wieży, mały labirynt. Sęk w tym, że samych interakcji jest zdecydowanie mniej niż oglądania całej historii.
Po zakończeniu fabuły gry odblokowujemy tryb fotografa. Na każdej z plansz mamy do znalezienia parę obiektów. Chwytamy w dłoń Move’a i kierując go w daną stronę możemy z różnych kątów śledzić całą scenę i jeśli zauważymy poszukiwaną przez nas rzecz robimy jej zdjęcie. Nie jest to takie łatwe jakby się zdawało bo część obiektów pojawia się tylko w danej chwili i jeśli przegapimy ten moment musimy zaczynać od nowa. Taka zabawa podnosi regrywalność. A jeśli dzieciaki kolekcjonują PSN-owe trofea będą miały co robić. Osiągnięć jest dużo i wymagają one dużego refleksu i precyzji.
Dodatkowo młodsze dzieci mogą być zniecierpliwione faktem, że kamera PS Eye ma tendencje do przerywania zabawy. Niby siedzi się na podłodze w jednym miejscu, ale ciągłe obracanie książki, lub zwyczajnie wychylenie jej zbyt mocno w jednym kierunku powoduje problem z rozpoznaniem markerów. W przypadku Księgi Czarów tego problemu nie było, bo sterowanie odbywało się za pomocą Move’a, a sama platforma leżała nieruchomo.
Ścieżka dźwiękowa jest świetna. W tle ciągle gra muzyka, która wpada w ucho. Miałam pewne obawy jak poradzi sobie w polskiej wersji Artur Żmijewski, który do tej pory nie miał do czynienia z dubbingiem w grach, ale wypadł świetnie. Aktor tchnął ducha w Diggsa i brzmi niczym Humphrey Bogart w “Casablance”. Również i pozostałe głosy trzymają odpowiedni poziom. Co prawda w mini-grach moim zdaniem dograno zbyt mało różnorodnych kwestii, ale całościowo oprawa dźwiękowa stanowi miłe uzupełnienie wizji.
Pod względem graficznym zaś jest tak jak widzicie na gameplayu. Lokacje są kolorowe, postacie ładnie zanimowane. Diggs często patrzy prosto w ekran mówiąc jakby bezpośrednio do gracza, dzięki czemu faktycznie można się poczuć jakby było się częścią tej opowieści. Efekt rozszerzonej rzeczywistości psuje tylko jedno – jakość kamerki PS Eye, bardzo dającej się we znaki zwłaszcza w zbliżeniach. Tylko, że tak naprawdę podczas gry obserwuje się świat wirtualny, a nie nasz pokój więc absolutnie nie jest to wada, która znacząco wpływa na całą zabawę.
Detektyw Diggs przeznaczony jest dla dzieci w wieku od 7 lat. Ale prywatnie uważam, że 5 i 6-letnie dzieci także spokojnie dadzą sobie radę. Wszyscy powyżej 10 lat z kolei o ile potraktuję ten tytuł jak interaktywną opowieść, a nie grę mającą stanowić wyzwanie- również mogą być zadowoleni. Przed zakupem warto rozważyć jeszcze jedną kwestię. W PS Store cyfrową wersję gry dostaniemy w cenie 59 zł. W tradycyjnych sklepach zaś cena gry zaczyna się od 89 zł, co jak na tytuł skierowany dla dzieci i dodatkowo oferujący stosunkowo krótki czas zabawy jest ceną trochę wygórowaną.
A co z dziećmi, które nie mają zapędów detektywistycznych? Niestety póki co alternatyw brak. W tym roku mają się ukazać jeszcze Wędrówki z Dinozaurami, ale data premiery wciąć pozostaje nieznana. Być może podczas targów E3 Sony zdradzi dalsze plany co do platformy Wonderbook.
Plusy:
+ Klimat noir!
+ Bardzo dobra polska wersja językowa i ścieżka dźwiękowa
+ Mini-gry bez użycia dodatkowego kontrolera
+ Tryb fotografa
Minusy:
– Krótki czas przejścia (3-4 godziny)
– Kamera momentami gubi Wonderbooka
– Nie do końca dobrze wyważone elementy rozgrywki
Tytuł:
Detektyw Diggs (ang. Diggs Nightcrawler)
Producent:
Moonbot Studios/ Sony Computer Entertainment