Aktualnie rozbawił mnie Haselblad – fotograficzna marka z pięknymi tradycjami, która aktualnie zmienia się w coś w rodzaju zakładu stolarskiego. Kilka dni temu pokazali swój najnowszy model: Hasselblad Stellar i trzeba przyznać, że wygląda on jeśli nie klasycznie i elegancko, to przynajmniej niezwykle. Ma kosztować – według różnych źródeł – od 1600 do 2000 dolarów, czyli na polskim rynku zapewne około 6000 zł.
Co w tym zabawnego? Choćby to, że Stellar to nic innego, jak Sony RX100 z doklejonym uchwytem i innym kolorem obudowy, czyli rzeczywiście udany aparat kompaktowy, który kupimy za ok. 2100 zł. No to teraz proste zadanie matematyczne: ile kosztuje drewniany uchwyt i logo Hasselblada? A żeby było jeszcze śmieszniej, na rynek wchodzi właśnie Sony RX100 II, lepszy od modelu RX100 i kosztujący ok. 3300 zł. Stellar okazuje się zatem niemal dwa razy droższy i… przestarzały.
Ale przecież nie o to chodzi! Pamiętacie apkę “I Am Rich”, dostępną w sklepie App Store? W Europie kosztowała 800 euro (bez jednego centa), a jedyną jej funkcją było wyświetlanie czerwonego brylanciku. Nic więcej! Chodziło tylko o pokazanie, że “A co? Nie stać mnie?”. Kupiło ją osiem osób.
Ze Stellarem jest przynajmniej tak, że robi zdjęcia. I to całkiem dobre, bo Sony RX100 to naprawdę niezły kompakt. Funkcja “I Am Rich” jest zatem tylko dodatkiem, a zresztą co ja się czepiam – dołączany uchwyt wygląda na tak wygodny, że z pewnością wart jest tych kilku tysięcy złotych różnicy. Tym bardziej, że możemy wybrać rodzaj drewna, z jakiego będzie wykonany (do wyboru między innymi mahoń, drzewo oliwkowe, orzechowe i kilka innych szlachetnych odmian, których nawet nie potrafię przetłumaczyć. Istnieje też – jak kto woli – wersja z uchwytem z włókna węglowego. Pełną kolekcję możemy obejrzeć na stronie producenta.
Gwoli przypomnienia, to już druga taka akcja Hasselblada we współpracy z Sony. Pierwszą jest Lunar, czyli aparat z wymienną optyką, oparty na modelu Sony NEX-7. Też niedawno wszedł na rynek, podczas gdy “model macierzysty” zostanie pewnie niebawem wymieniony na nowszy… I też jedyne różnice między aparatami polegają na dodaniu monstrualnego uchwytu i ogólnym rozdmuchaniu obudowy.
Warto też dodać, że Hasselblad nie jest jedyną firmą, która bawi się w “przeklejanie logo”. Wiele kompaktów firmy Leica to nic innego, jak aparaty Panasonica w mniej lub bardziej dyskretnie zmienionej obudowie. Różnica w cenie? A jakże. Jest się z czego pośmiać. Dlatego lubię oglądać produkty dla snobów…