Pamiętam, gdy wiosną zeszłego roku otrzymałam od Artifex Mundi Nightmares from the Deep: The Cursed Heart . Nie byłam w ogóle przekonana do tego typu gier i pewnie gdyby wtedy moje doświadczenia zakończyły się inaczej nigdy więcej nie sięgnęłabym po
HOPA
(Hidden Obcject Puzzle Adventure). Ale gra była wciągająca i zachwycająco dobra pod względem graficznym. Nie mniej jednak moje czepialskie oko recenzenta wyłapało parę rzeczy, których wolałabym nie widzieć. Tymczasem półtora roku minęło jak z bicza trzasł, dostaję sequel z podtytułem The Siren’s Call i wiecie co? To wszystko co wtedy mnie irytowało zostało tutaj poprawione! Dla mnie jako recenzenta – już pal licho jako samego gracza – bardzo istotne jest to, by producent gry uświadomił sobie wady i zalety produktu, a następnie poprawił te pierwsze i rozwinął te drugie. Wszystko po to, by właśnie jego kolejne dzieło było lepsze i usatysfakcjonowało większą liczbę graczy. Mimo, że Nightmares from the Deep reprezentuje dość niszowy gatunek, w którym trudno tak naprawdę dołożyć innowacyjne elementy to Siren’s Call wcale nie jest odgrzewanym kotletem. Ba! Nawet śmiało mogę stwierdzić, że ta seria dumnie zmierza w kierunku pełnoprawnych gier przygodowych, zachowując przy okazji styl, jaki przyciąga do niej graczy casualowych.
Bohaterką gry ponownie jest Sara –kustoszka Karaibskiego Muzeum. Pewnej deszczowej nocy kobieta otrzymuje przesyłkę od tajemniczego posłańca. Chłopak o niebieskawym zabarwieniu skóry prosi ją o otworzenie pewnego artefaktu. Zanim Sara zdąży mu się dokładniej przypatrzeć zostanie wplątana w intrygę, u źródeł której znów leży sam morski diabeł – Davy Jones. Opowieść wciąga niczym syreni śpiew, ale na szczęście – nie zwodzi nas na manowce. Historia jest przemyślana od początku do końca. Mamy chciwego burmistrza, miasteczko obciążone klątwą, mitologiczne istoty i nieszczęśliwie zakochaną parę. Wszystko to zakrapiane najlepszym, karaibskim rumem.
Mechanika gry
z pozoru nie uległa zmianie – nadal przeszukujemy lokacje w celu odnalezienia użytecznych przedmiotów, bierzemy udział w sekwencjach hidden object (lub w partyjce Mahjonga – jak kto woli) i rozwiązujemy zagadki. Z tym, że teraz tempo akcji jest bardziej dynamiczne. Chociaż duża część wyspy jest już wyludniona to jednak wiemy, że nie jesteśmy na niej sami. Za każdym razem, gdy jesteśmy już blisko celu, ten nam się wymyka i zastawia kolejne pułapki. Samych zagadek logicznych jest też znacznie więcej (w sumie 28) , dzięki czemu nawet na moment nie mamy prawa się nudzić. Układamy rozsypane elementy obrazu, rozszyfrowujemy kod do sejfu, tworzymy środek usypiający, przekładamy książki – i choć zazwyczaj nie spędzimy nad nimi więcej niż 2 minut to jednak mamy poczucie, że rozruszaliśmy leciutko szare komórki i czujemy satysfakcję w przypadku przejścia dalej.
Największą zmianę widać w przypadku sekwencji z wyszukiwaniem obiektów. Teraz oprócz zadań z listą elementów są także warianty z wyszukiwaniem przedmiotów po samym tylko kształcie jego konturów. Te zadania bardzo przypadły mi do gustu wymagają od gracza nieco większego zaangażowania i interakcji z pozostałymi obiektami – większa część obiektów jest bowiem niedostępna dopóki nie złożymy i nie użyjemy pozostałych przedmiotów.
Nawigacja
jest prosta dzięki sprawdzonemu już interfejsowi. Mapa pozwala na szybką podróż do miejsc, w których dostępna jest akcja. W razie gdybyśmy pogubili się w warstwie fabularnej lub zapomnieli co dalej należy zrobić w każdym momencie możemy wejść do dziennika, w którym skrupulatnie odnotowywane są poszczególne zadania. Zawsze też można skorzystać z opcji wskazówek, które podpowiedzą co dalej należy zrobić. Dla najbardziej leniwych graczy przygotowano też poradnik szczegółowo opisujący całą grę.
W pierwszej części Nightmares from the Deep grafika była rewelacyjna tylko po części – tak jak ręcznie rysowane lokacje i przedmioty wprawiały w zachwyt tak animacje postaci i cut-scenki były sztywne i zdecydowanie dużo gorszej jakości. W Siren’s Call nastąpił pod tym względem niesamowity progres, co możecie zauważyć już nawet na trailerze gry. Bohaterowie wyglądają i poruszają się bardziej realistycznie, a pewnym scenom (moja ulubiona z Krakenem wyskakującym z wody!) nie sposób odmówić epickości. Gdy gra trafi już na tablety zdecydowanie będzie jedną z piękniejszych produkcji na te urządzenia. Graficy z Artifex Mundi korzystają z bogatej i oszałamiającej palety barw idealnie nakreślając klimat każdego pomieszczenia – nawet takiego, do którego zagląda się tylko raz. Różnego koloru światła odbijające się na powierzchniach, porządnie dobrane tekstury i animowane elementy tła, a przede wszystkim bogactwo detali to walory estetyczne, którymi niewiele gier przygodowych może się poszczycić. Za widoczny ogrom pracy należą się twórcom prawdziwe oklaski.
Oprawa audio stoi na nieco gorszym poziomie (głosy postaci to może nie mistrzostwo dubbingu), ale jest spójna z klimatem całej gry – jest mrocznie, ale nie strasznie; mistycznie, ale nie bajkowo. Da się także wychwycić motywy muzyczne obecne w pierwszej części.
Podsumowanie
Nightmares from the Deep: The Siren’s Call to jedna z najlepszych obecnie pozycji dla wielbicieli gier typu HOPA i tytuł obowiązkowy dla fanów pierwszej części. Równocześnie to gra, którą można polecić także miłośnikom bardziej klasycznych gier przygodowych – posiada fajną historię, przepiękną oprawę graficzną i satysfakcjonujący gameplay. Cena jest tym razem wyższa niż w przypadku pierwszej części, ale w połączeniu z aktualną promocją na stronie Artifexu da się to jeszcze przeboleć.
Ocena: 90/100
Plusy:
+ Wciągająca fabuła
+ Duża liczba zagadek
+ Urozmaicone sekwencje z szukaniem obiektów
+ Oprawa wizualna!!!
Minusy:
– krótki czas gry (4 godziny + ok. 40 minut dodatek do edycji kolekcjonerskiej)
– cena
Tytuł:
Nightmares from the Deep: The Siren’s Call
Producent:
Artifex Mundi
Platforma:
PC ( w przyszłości tablety i smartfony z iOS, Android, Windows Phone)
Data premiery:
24 lipiec 2013r.
Cena
: 54 zł