Do dzisiaj Farmville jest drugą, najbardziej dochodową grą firmy Zynga, z której zyski to 16% całkowitych dochodów firmy. Zynga Poker generuje 20%, a Farmville 2: 15%. Żaden z pozostałych tytułów nie przebił bariery 10%.
Jak to możliwe, że firma, która w 3 miesiące wydaje ok. 200 milionów dolarów (wliczając w to pensje pracowników) na produkcję gier, traci w drugim kwartale 2013 15,8 miliona dolarów i, uwaga, 33 miliony swoich “codziennych” użytkowników. W drugim kwartale zeszłego roku w gry Zyngi codziennie grało 72 miliony ludzi. Strata 45% użytkowników w ciągu roku? Nie jest dobrze. A tak na marginesie: potraficie sobie wyobrazić Wiedźmina 3, gdyby CD Projekt Red miałby do wydania 200 milionów dolarów co kwartał?
Geneza upadku (piękne, górnolotne sformułowanie milordzie) wygląda następująco:
Zaczęło się pięknie, od lawinowo rosnącej popularności Facebooka. Facebook, oprócz portalu społecznościowego, dla milionów ludzi stał się ich pierwszą konsolą do grania. Osoby, które nigdy wcześniej nie przejawiały jakiegokolwiek zainteresowania na dźwięk takich słów jak Counter-Strike, Starcraft, Quake, czy Mario, nagle otrzymują wiadomość od swojego znajomego z czasów studiów, w której prosi on o pomoc w prowadzeniu swojej farmy. Zaczyna się. Klik, klik, klik, proste, bezstresowe, codziennie powtarzane zadania. Coś dla każdego. Coś co wciąga. Pamiętacie, co czuliście po ukończeniu swojej pierwszej gry komputerowej? Chcieliście więcej. Lepszej gry. Wielu graczy Farmville, czy Mafia Wars, po tym jak już odkryło, że lubi gry komputerowe, zaczęło szukać po prostu lepszych, ładniejszych i nieco bardziej skomplikowanych tytułów. Dzięki temu rynek free2play na pecetach rozwija się w lawinowym tempie. Dzięki temu w World of Tanks, League of Legends, czy Dota 2 gra już kilkadziesiąt milionów ludzi. Konkurencja Zyngi też nie przespała tamtego okresu, doprowadzając do sytuacji, w której facebookowym graczom oferowano kilkadziesiąt darmowych, tak samo prostych i opierających się o te same zasady rozgrywki tytułów.
2008 rok to czas, w którym reklama na Facebooku była jeszcze śmiesznie tania. Znane marki pozostawały sceptyczne co do reklamowania się w mediach społecznościowych, przez co Zynga mogła szaleć jeśli chodzi o kupowanie powierzchni reklamowych na portalu Zuckerberga. 10% zysków Facebooka ze sprzedaży reklam z tamtego okresu to właśnie reklamy Zyngi. Inwestycja zwracała się szybko – wystarczy, że jeden z dziesięciu nowy graczy, którzy dowiedzieli się o Farmville z reklam zapragnął nieco przyspieszyć rozwój swojej farmy i za prawdziwe pieniądze kupował sobie jedną, albo dwie krowy. Niestety, wraz z postępem czasu coraz więcej firm zaczęło przekonywać się o skuteczności reklamy na Facebooku. Ceny reklam wzrosły, przez co rekrutowanie nowych graczy za ich pomocą przestało być aż tak bardzo opłacalne.
Kolejnym gwoździem do trumny była zmiana polityki na Facebooku, która w ogromnym skrócie polegała na pozbyciu się spamu z gier społecznościowych, który zaśmiecał ludziom ich tablice. Facebookowe gry projektowane były w oparciu o społeczne interakcje. Bez ciągłego spamowania znajomych prośbami o wydojenie tej czy innej krowy, liczba tych interakcji zaczęła spadać. Tak samo jak zyski. Apropo zysków: mniej więcej w tym samym okresie Facebook zaczął pobierać 30% od wszystkich mikrotransakcji dokonywanych w facebookowych aplikacjach. W tym, w grach wyprodukowanych przez Zyngę.
A potem casualowi gracze, którzy dotychczas grali sobie spokojnie na swoich laptopach i desktopach odkryli smartfony. Ci którzy z Facebooka nie przerzucili się na bardziej wyrafinowane, pecetowe tytuły, coraz częściej zaczęli grać na swoich telefonach. Sukces Angry Birds jest najlepszym dowodem tej tezy. Zynga próbowała ewoluować i opuścić wyeksploatowaną niszę. Firma dokonała kilku zakupów: kupiono m. in. firmę Newtoy, producenta Words With Friends. OMGPOP – producenta Draw Something, jednak konkurencja na rynku mobilnym była (i jest) zbyt silna, żeby Zynga mogła czerpać z tego segmentu rynku satysfakcjonujące ją zyski. Do tego dorzućmy bańkę, którą okazał się być debiut Facebooka na giełdzie, rosnąca konkurencję, niezmienną od ponad 5 lat filozofię tworzenia gier i astronomiczne koszty utrzymania molocha, w którym po zwolnieniu 520 pracowników w czerwcu 2013, nadal pracowało ponad 2000 osób i mamy doskonałą receptę na powolną śmierć firmy, która wydawała astronomiczne sumy pieniędzy na robienie najprostszych, tylko w teorii darmowych gier dla mas.
Zynga, notując nawet kwartalną stratę w wysokości 15,8 miliona dolarów nie zbankrutuje tak szybko. Firma nadal posiada ok. 1,4 miliarda dolarów (gotówka i inwestycje), więc proces wykrwawiania się może potrwać jeszcze kilka lat. No chyba, że stanie się cud i nowy CEO Zyngi, Don Mattrick, który wcześniej pracował w Microsofcie i był szefem działu rozrywki dokona cudu. Chociaż nawet on prognozuje, że raporty finansowe za następne dwa kwartały 2013 informować będą o kolejnych stratach.
Nie chcę się chwalić, ale od początku wydawało mi się, że gry typu Farmville to chwilowe zjawisko, które zniknie tak samo szybko, jak się pojawiło. Facebook od zawsze był koszmarną platformą do grania, a same gry, które pojawiały się na niej kojarzyły (i nadal kojarzą) mi się z piramidą finansową. Chcesz bonusy? Zaproś znajomych. Chcesz dodatkowe ulepszenia? Zaproś znajomych. Chcesz cokolwiek, co sprawi, że nasza gra zacznie sprawiać wrażenie pełnej i dającej satysfakcję? Zaproś znajomych. A gry mobilne, co tu dużo mówić, są o wiele bardziej dostępne i wygodniejsze dla casualowych graczy niż codzienna “orka”, wysyłanie zaproszeń i publikowanie bezsensownych statusów o naszej wirtualnej farmie po zalogowaniu się na Facebooku. Swoją drogą.. za kilka lat podobny tekst napiszę o samym Facebooku. I jestem w stanie się o to założyć.
Na miejscu Mattricka, mając jeszcze te bajońskie sumy pieniędzy zainteresowałbym się tworzeniem gier AAA. Premiera nowej generacji konsol już niedługo.