Zdaniem analityków, do roku 2017 wartość rynku wzrośnie nawet do 191 miliardów euro. E-handel rozwija się szybko również w Polsce – w przyszłym rynku wartość rodzimego rynku internetowego prawdopodobnie przekroczy 4 proc. wartości całkowitej sprzedaży detalicznej. Mimo kryzysu potencjał wzrostów nadal jest duży – w Niemczech rynek e-commerce stanowi już 8 proc. sprzedaży detalicznej, a w Wielkiej Brytanii – prawie 11 proc. Na przeszkodzie dalszemu rozwojowi stoją jednak dwa problemy. Klienci skarżą się z jednej strony na wysokie koszty wysyłki i długi czas oczekiwania, a z drugiej na zbytnie skomplikowanie procesu dokonywania zakupu i brak dogodnych metod płatności.
Póki co, większość klientów trzyma się starych przyzwyczajeń: 70 proc. środków wydawanych na e-zakupy przekazujemy sprzedawcom klasycznym przelewem bądź płacąc gotówką przy odbiorze. Rośnie jednak zaufanie do bardziej nowoczesnych metod: podczas gdy kwotowy udział płatności za pobraniem w łącznych obrotach e-handlu spadł w ciągu ostatnich dwóch lat o ponad 20 proc., wartość e-przelewów w tym czasie zwiększyła się dwukrotnie. Korzystając z kart kredytowych i debetowych, wpłacamy zaledwie 6,6 proc. środków, ale i tu odnotowano wzrost o około jedną piątą. Typowo wirtualne metody płatności, których przykładem jest usługa PayPal, są u nas wciąż raczej egzotyczne – korzystamy z nich przede wszystkim podczas zakupów w zagranicznych e-sklepach.
Obok bezpieczeństwa, podczas zakupów w Internecie liczy się przede wszystkim szybkość i wygoda – konsumenci nie akceptują długich, wieloetapowych procedur. Badanie przeprowadzone w angielskiej wersji portalu Amazon wykazało, że wydłużenie oczekiwania na stronie internetowej tylko o sekundę wywołałoby spadek dochodów w skali roku o 1,6 miliarda dolarów. W tym artykule podpowiadamy, którą metodę płatności wybrać, by bezpiecznie, wygodnie i szybko przekazać pieniądze sprzedawcy w kraju lub za granicą.
Płatności w sieci: Stare i nowe metody
Choć na świecie coraz popularniejsze są prawdziwie internetowe sposoby płatności, w Polsce wciąż królują tradycyjne metody: przelewy, gotówka i karty płatnicze. Są one dobrze znane klientom, a to budzi zaufanie. Poza tym, zaletą zwykłych przelewów jest fakt, że pieniądze płyną bezpośrednio od nabywcy do sprzedawcy, nie obciążając żadnej ze stron dodatkową prowizją. Przy płatności za pobraniem klient z reguły ponosi dodatkową opłatę, jednak jest to metoda bez porównania najlepiej chroniąca jego interesy – towar można obejrzeć przy kurierze jeszcze przed zapłaceniem. Sprzedawcy oczywiście preferują przedpłatę. Płacąc z góry, najczęściej wybieramy klasyczny przelew, choć w gruncie rzeczy nie jest on wygodnym rozwiązaniem, a realizacja płatności trwa od kilku godzin do nawet kilku dni. Dobrą alternatywą są e-przelewy. Płacąc w ten sposób, po wybraniu formy płatności trafiamy do serwisu internetowego naszego banku, bezpośrednio na ekran wypełnionego formularza przelewu, który wystarczy zatwierdzić. Stosowane są przy tym takie same zabezpieczenia, jak w przypadku zwykłego przelewu, nie ma ryzyka pomyłki przy wpisywaniu danych, a środki trafiają do odbiorcy już po kilku minutach.
Klientów może zniechęcać do przedpłaty problematyczność dochodzenia zwrotu pieniędzy w przypadku ewentualnych problemów. Pod tym względem dogodnym kompromisem są płatności kartami, gdzie mamy możliwość skorzystania z usługi chargeback, czyli obciążenia zwrotnego. Kiedy dotrze do nas wadliwy towar albo w ogóle nie otrzymamy paczki, możemy zwrócić się do banku o zwrot poniesionych kosztów z konta sprzedawcy. Wówczas to na nim spoczywa obowiązek udowodnienia, że transakcja przebiegła prawidłowo. Dodatkową zaletą kart płatniczych, w porównaniu z przelewem, jest szybkość – potwierdzenie transakcji następuje błyskawicznie, więc sprzedawca może od razu przystąpić do realizacji zamówienia. Największą wadą tej metody płatności jest konieczność podania danych karty płatniczej. Przekazując je sprzedawcy ryzykujemy, że wpadną w ręce oszusta albo zostaną przechwycone przez hakera. Ryzyko zmniejsza stosowane przez wiele banków dodatkowe zabezpieczenie 3D Secure, wymagające podania oprócz danych karty również dodatkowego kodu autoryzacyjnego.
Polscy sprzedawcy coraz częściej powierzają obsługę transakcji wyspecjalizowanym integratorom płatności takim jak PayU, eCard czy Płatności24. Po zakupie przechodzimy na zewnętrzną stronę integratora i dopiero tam wybieramy jedną z wielu dostępnych metod płatności. Wpłacone środki są następnie przekazywane sprzedawcy po pobraniu niewielkiej prowizji. Takie rozwiązanie jest wygodne zarówno dla sprzedawców, którzy nie muszą martwić się o obsługę różnych kanałów płatności, jak i dla konsumentów: płacąc, przekazujemy dane jedynie wiarygodnemu integratorowi.
Płacimy za granicą
Coraz częściej internauci szukają ciekawych produktów za granicą. Oferta metod płatności dostępnych dla polskich klientów jest tam jednak ograniczona: nie da się wysłać przelewu ani skorzystać z usług rodzimego integratora. Do wyboru pozostaje karta albo system płatności wirtualnych, najczęściej PayPal. Podczas korzystania z kart za granicą obowiązują te same zasady, co przy zakupach w Polsce, z tym że płatności najczęściej obsługuje sam sklep. Zwiększa to ryzyko przekazania danych w niewłaściwe ręce, dlatego – zwłaszcza płacąc w mniej znanych sklepach – warto skorzystać z alternatywy w postaci używanego na całym świecie PayPala. W tym celu musimy założyć konto w tej usłudze. Możemy traktować je jako wirtualną portmonetkę, czyli przed zakupem przelewać na nie potrzebną kwotę, albo powiązać z posiadaną kartą płatniczą. W tym drugim przypadku przy płatności z użyciem PayPala nie podajemy w sklepie danych karty, a jedynie autoryzujemy transakcję, logując się na stronie usługi – środki są automatycznie pobierane z konta bankowego.
Na naszym podwórku alternatywę dla obsługiwanego przez ok. 25 proc. polskich sklepów PayPala oferuje PayU – w tej usłudze też można założyć konto powiązane z kartą płatniczą. Przy zakupach za granicą poza bezpieczeństwem istotna jest również kwestia waluty. Kwota do zapłaty jest najpierw przeliczana według kursu ustalanego przez operatora karty na walutę rozliczeniową, a następnie – już według kursu bankowego – na złotówki. W praktyce większość polskich banków stosuje jako walutę rozliczeniową euro co oznacza, że z podwójnym przewalutowaniem musimy liczyć się głównie przy płatnościach poza Eurolandem. Oprócz tego przy transakcjach w walucie innej, niż waluta rozliczeniowa karty, niektóre banki pobierają kilkuprocentową prowizję.
Inaczej wygląda korzystanie z usługi PayPal. Tu przewalutowanie następuje według kursu ustalonego przez PayPala i zawierającego 4 proc. prowizji, ale za to jest jednokrotne – w przypadku transakcji w walutach innych niż euro PayPal może okazać się tańszy, jednak w praktyce ma to znaczenie tylko przy większych kwotach. Zaletą płatności wirtualnych jest fakt, że kwotę w złotówkach, która będzie pobrana z naszego konta, zobaczymy jeszcze przed zatwierdzeniem wpłaty – przy zwykłej płatności kartą jest ona widoczna dopiero w zestawieniu dokonanych transakcji.
Płatności mobilne
Kupowanie przez smartfon czy tablet nikogo już nie dziwi. Allegro podaje, że urządzenia przenośne generują już 40 proc. ruchu w portalu – o 300 proc. więcej, niż w ubiegłym roku. Wciąż korzystamy jednak z tych samych metod płatności, co podczas zakupów za pośrednictwem komputera. A gdyby tak smartfon mógł zastąpić kartę płatniczą – i to zarówno w Internecie, jak i w “realu”? Takie koncepcje pojawiły się już jakiś czas temu, jednak rozwój płatności mobilnych wciąż hamują wątpliwości dotyczące bezpieczeństwa. Brakuje też powszechnie akceptowanych metod płatności.
Wśród proponowanych rozwiązań rysuje się jednak dość wyraźny podział na dwie grupy. Najbardziej oczywiste jest wykorzystanie montowanych w smartfonach modułów NFC. Na karcie SIM można zakodować te same informacje, jakie są zapisywane na kartach płatniczych, co w połączeniu z technologią NFC pozwala korzystać ze smartfonu dokładnie tak, jak ze zbliżeniowej karty płatniczej. Ci, którzy nie mają telefonu z odpowiednim nadajnikiem, mogą przykleić do obudowy specjalną naklejkę zbliżeniową. Takie rozwiązania powstają pod patronatem organizacji płatniczych Visa i Mastercard, obsługujących płatności kartowe i pobierających od sprzedawców akceptujących karty wysokie prowizje.
Po drugiej stronie barykady stoją niezależni operatorzy płatności i niektóre banki, chcące zaoferować mobilnym użytkownikom metodę płatności skrojoną specjalnie do ich potrzeb i możliwości urządzeń mobilnych (a przy okazji uszczknąć kawałek tortu organizacjom kartowym). Przykładem takiego rozwiązania jest oferta IKO wprowadzona niedawno przez PKO BP. Jej użytkownicy nie potrzebują do płatności specjalnej karty SIM czy topowego smartfonu z NFC – potwierdzenie transakcji odbywa się za pośrednictwem appu łączącego się przez Internet z serwerem banku. Przed podejściem do kasy logujemy się w appie, podając kod PIN. Aby zaakceptować płatność, należy podać w sklepowym terminalu kod wyświetlany w aplikacji, a następnie dodatkowo potwierdzić zlecenie umieszczonym w niej przyciskiem. W podobny sposób możemy dokonywać transakcji w Internecie. Tego typu rozwiązania zaproponują zapewne również operatorzy niezwiązani z żadnym bankiem.
Obecnie trudno przewidzieć, czy rozwiązania typowo mobilne zdołają przełamać monopol kart płatniczych na bezgotówkowe transakcje w realnych sklepach. Z jednej strony sama procedura autoryzacji wydaje się skomplikowana i długa – czyli jest dokładnym przeciwieństwem płatności kartą zbliżeniową. Z drugiej strony, większa konkurencja operatorów zapewne spowoduje, że prowizje
dla sprzedawców będą niższe, niż przy płatnościach kartowych. Dzięki temu smartfonem zapłacimy również tam, gdzie dziś nie są akceptowane karty – wprowadzenie płatności mobilnych zapowiedziała niedawno Biedronka. Najprawdopodobniej oba rozwiązania będą funkcjonowały równolegle, co przyniesie wszystkim użytkownikom same plusy. Konkurencja obniży prowizje płacone przez sprzedawców, zwiększając ich zyski, a my – klienci – zyskamy zupełnie nowe możliwości.