Nie ja pierwszy to zauważyłem i nie ja pierwszy zacząłem się zastanawiać nad przyczynami tej wszechzdjęciowej ponurości. Okazuje się jednak, że pomysłów na wytłumaczenie tego faktu jest wiele, przy czym niektóre okazują się zadziwiająco… zabawne.
Najpierw wytłumaczenie techniczne. W tamtych czasach zdjęcia wykonywało się często przy dość długich czasach naświetlania, więc osoby portretowane musiały przez pewien czas pozostawać bez ruchu. No to teraz spróbujcie się uśmiechnąć i utrzymać ten uśmiech przez kilka sekund – nie da się! Już po chwili uśmiech zaczyna wyglądać, delikatnie rzecz ujmując, nieco sztucznie. Po dłuższej chwili zaczynają nas boleć mięśnie twarzy. Co innego dostojna powaga – w takim stanie lico nasze pozostaje spokojne niczym toń źródlana przy bezwietrznej pogodzie. Długimi minutami! Bez problemu!
Ale… z tym czasem naświetlania to nie do końca prawda. Pojawienie się sztucznego oświetlenia (a wcześniej palenie magnezji) znacznie skróciło proces naświetlania zdjęć. A ludzie dalej się nie uśmiechali…
No to może wytłumaczenie dentystyczne? W tamtych czasach białe, ładne zęby spotykane były równie rzadko, jak samochody na ulicach – a może nawet rzadziej. Więc może zamiast szczerzyć przerzedzone, spróchniałe pniaczki osoby portretowane wolały z poważną miną zacisnąć usta, zachowując informację o stanie własnego uzębienia tylko dla siebie? Niekoniecznie. Ludzie wcale nie wstydzili się w tamtych czasach, że stan ich uzębienia odbiega nieco od ideału – bo było to zupełnie powszechne. Tak samo jak (w nieco późniejszych czasach) nie wstydzili się srebrnych czy złotych zębów zalotnie błyskających w ustnej jamie, bo prawie każdy czymś tam błyskał.
Prawda okazała się zupełnie inna – uśmiechanie było w dawnych czasach… niezbyt nobilitujące. Może to dziwić nas, żyjących w XXI wieku pełnym reklam pasty do zębów różnych firm, z których każda polecana jest przez większość dentystów w Polsce (z czego można wywnioskować, że większość dentystów w Polsce poleca większość past). Dzisiaj to uśmiech jest bardzo pożądany – czy to na plakacie wyborczym, czy też na pamiątkowym zdjęciu z wakacyjnej wycieczki. Gdyby było inaczej, fotografowie nie wołaliby przecież: “Say: cheese!” (na nasze: “Powiedz: dżeeeem!”).
Jedną z osób, która – wbrew zasadom – chętnie uśmiechała się na zdjęciach portretowych,
był sam Abraham Lincoln.
W dawnych czasach było inaczej. “Legalnie” uśmiechały się tylko pewne grupy osób: dzieci, niewinne panienki, idioci, kuglarze (błazny), sprośni zboczeńcy i pijacy. Oczywiście każdemu, nawet dorosłemu, trzeźwemu jak świeża bryza purytaninowi zdarzyło się pewnie czasem roześmiać, ale nie był to w owych czasach śmiech zupełnie swobodny. Jak ktoś chce to sobie wyobrazić, to wystarczy opowiedzieć komuś dowcip w kościele, podczas ceremonii pogrzebowej – to o taki rodzaj śmiechu chodzi.
Dobrze sytuowani, majętni i wykształceni ludzie zachowywali powagę. Ci, którzy na zdjęciu chcieli wyglądać jak dobrze sytuowani, majętni i wykształceni ludzie – również. I stąd te ponure portrety z początków ery fotografii. Właśnie stąd…
Nawet Mark Twain, pisarz znany ze swego niebywałego poczucia humoru,
na wszystkich zdjęciach portretowych zachowywał należytą powagę.
Wpis ten oparłem na własnej wiedzy oraz dwóch artykułach, prezentujących różne teorie wyjaśniające powagę na starych fotografiach: 1 i 2.