To było nieuniknione – to się musiało stać. Plotki krążył od chwili, kiedy Nokia ogłosiła, że porzuca Symbiana i swoją przyszłość wiąże z systemem Windows Phone. Prawdę mówiąc, większość specjalistów i osób zainteresowanych branżą urządzeń mobilnych wręcz na coś takiego czekała – z nadzieją, obawą, albo jednym i drugim na raz. Wreszcie przyszedł ten dzień: Microsoft kupił Nokię, a dokładniej jej dział zajmujący się telefonią komórkową.
Wśród rozlicznych opinii na temat tego przejęcia chyba co do jednej kwestii panuje zgoda – Nokia jako firma zdecydowanie na nim skorzysta. Pozbyła się balastu, zyskała dodatkowe środki, została z przynoszącym zyski działem infrastruktury telekomunikacyjnej… Jej akcje idą w górę. Zdaniem komentatorów, znacznie ciemniej wygląda przyszłość Microsoftu, marki Lumia oraz systemu Windows Phone. Dlaczego?
Nie da się ukryć, że Microsoft nie najlepiej radzi sobie ze sprzedażą sprzętu. Właściwie, to radzi sobie całkiem źle. Historie Zune, Kina czy Surface’a to historie dziesiątków drobnych braków, niewielkich przeoczeń, nietrafienia we właściwy czas, miejsce czy do właściwych ludzi, co w efekcie przełożyło się jeśli nie na spektakularną katastrofę (Kin), to przynajmniej brak sukcesu. Owszem, widać postęp. Widać, że Microsoft uczy się na swoich błędach i wyciąga wnioski z porażek. Mimo to wciąż przypomina ambitnego i zdolnego amatora na turnieju zawodowego boksu wagi ciężkiej: wystarczy niewielki błąd, albo nawet zwykły pech, żeby wnioski z kolejnej przegranej wyciągać ze szpitalnego łóżka, bez szans na powrót do walki.
Z Nokią sprawa wyglądała inaczej. Ona była jak Rocky Balboa, stary wyga, który może młodość i świetność ma już za sobą, ale dla którego ring jest jak jego własne podwórko: pełen niebezpieczeństw, owszem, ale niebezpieczeństw dobrze znanych. Fińska firma potrafiła wykorzystać swoje doświadczenie i każdą dostępną przewagę, jednocześnie umiejętnie trzymając gardę i robiąc uniki, żeby nie dać się znokautować silniejszym i szybszym przeciwnikom. Działania Nokii przyniosły efekty. Po latach śmiesznie małego udziału w rynku Windows Phone złapał wiatr w żagle i zaczyna wreszcie rosnąć. Oczywiście, kilkanaście procent rynku tu i ówdzie to wciąż “fistaszki” w porównaniu do tego, czym może pochwalić się Android, ale dość, żeby w niektórych krajach zagrozić pozycji Apple a globalnie zapewnić mobilnemu OS-owi Microsoftu pozycję trzeciego systemu operacyjnego dla smartfonów.
Co ważne, pozycję tą wywalczyła dla Windows Phone’a właśnie Nokia, a jej zasług nie umniejsza fakt, że była wspierana strumieniem pieniędzy z Redmond. Czy zatem przejęcie biznesu mobilnego Nokii to “samobój” dla Microsoftu? Moim zdaniem, absolutnie nie. Bardzo możliwe natomiast, że to najlepsze, co mogło się w tym momencie ich rynkowej historii przydarzyć mobilnym Okienkom.
Podczas ataku na silnie bronione fortyfikacje czy wybrzeże, zadanie zrobienia wyłomu w liniach nieprzyjaciela przypada często jednostkom specjalnym – elitarnym, doskonale wyszkolonym weteranom o doskonałym morale, umiejętności improwizacji i nieugiętym duchu walki. Kiedy jednak przyczółki zostaną już uchwycone, przychodzi pora na regularną piechotę, która zabezpieczy teren, saperów, którzy zbudują drogi, wojska pancerne, które ruszą dalej i może mniej efektownie, ale z pewnością skutecznie będą przesuwać front w jedynym właściwym kierunku.
Microsoft jest taką armią. Bez elastyczności, doświadczenia i fantazji komandosów z Nokii, ale za to z potężnymi zasobami, chłodną determinacją i cierpliwością.
To, Microsoft powinien teraz zrobić, to przejęcie wszystkich udoskonaleń, jakie Finowie wprowadzili do Windows Phone i udostępnienie ich pozostałym partnerom. Jeśli mapy Here, Nokia Music, Nokia Transport i inne rozwiązania, które do tej pory były fińską tajną bronią w walce o rynek zostaną włączone do systemu i udostępnione pozostałym producentom, ewentualne przyszłe Samsungi, HTC czy Huawei z Okienkami znacząco zyskają na atrakcyjności. A przecież to, czego Microsoft w tej chwili bardzo potrzebuje, żeby poszerzyć przyczółek zdobyty przez Nokię to właśnie wsparcie (realne, a nie jak do tej pory, czysto deklaratywne!) ze strony innych producentów.
Nokia przetarła szlak. Pokazała jak projektować unikalny sprzęt, jak tworzyć niezwykłe funkcje, jak uzupełnić braki OS-u i jaką strategię sprzedażową przyjąć. Udowodniła, że można tworzyć i sprzedawać atrakcyjne smartfony o teoretycznie słabszych parametrach niż sprzęt konkurencji z systemem o mniejszych możliwościach, niż ten, który dominuje na rynku.
Jeśli Windows Phone ma umocnić swoją pozycję, to teraz Microsoft musi użyć tych doświadczeń oraz swoich pieniędzy i wpływów, żeby w ślady Nokii poszła jak największa liczba producentów.
Co może pójść nie tak? Wszystko. Jeśli przejęcie pałeczki od Nokii nastąpiło zbyt szybko i obecność rynkowa Windows Phone nie osiągnęła wcale potrzebnej masy krytycznej, cała akcja może zakończyć się spektakularną klapą. Jeśli powierzchnia zdobytego przyczółka okaże się za mała, microsoftowe dywizje nie zdołają się rozwinąć, ugrzęzną i zostaną bezlitośnie zepchnięte. A więc, czy ludzie wiedzą już, co to Windows Phone, czy kupują po prostu “smartfon Nokii”? Czy kupią telefony z kafelkami HTC, Huawei i Microsoftu oferujące te same funkcje, co niegdyś fińskie, czy nawet ich nie zauważą?Pewnie niedługo się przekonamy.
Na koniec małe pocieszenie dla miłośników fińskich komórek: zgodnie umową, Nokia może wrócić do produkcji telefonów już po 2015 roku. A więc, Nokio – nie mówimy żegnaj, tylko do widzenia.