Okazało się jednak, że gra nie do końca spełnia moje wymagania. Tak samo jak to, że mój komputer nie do końca spełnia wymagania Rome II, ale po kolei.
Fakt, gra wygląda świetnie, dodano nawet tzw. “widok filmowy”, żeby od czasu do czasu można było zapomnieć o strategicznym manewrowaniu swoją armią i nacieszyć oczy widokiem dzielnie walczących legionistów. Jednak bez dopracowanej sztucznej inteligencji przeciwnika wszystkie smaczki wizualne mijają się z celem.
Za pierwszym razem, kiedy zobaczyłem co oddział kilkudziesięciu legionistów robi po przeprowadzonej z wielkim impetem szarży na łuczników mojego komputerowego przeciwnika złapałem się za głowę.
Wyobraźcie sobie: 50 legionistów atakuje słabo opancerzony regiment łuczników. Sam impet szarży powinien wygrać to starcie, a jeśli nie to powinno się ono skończyć w kilkadziesiąt sekund. W Rome II wygląda to następująco: z kilkudziesięciu legionistów, walką zainteresowanych jest niecały tuzin. Reszta stoi sobie obok walczących kolegów i… no stoi i nic nie robi. Oblężenia miast zasługują na osobny wpis, ale napiszę w skrócie: jeśli chcecie podbić jakieś miasto zabierzcie ze sobą jak najwięcej łuczników, każcie im strzelać, wstańcie od komputera i wróćcie za kwadrans…
Takich “kwiatków” jest o wiele więcej i pojawiają się w każdej, stoczonej przeze mnie do tej pory bitwie. Sama kontrola legionów to dla mnie nie lada wyzwanie. Przyzwyczajony, że grupowanie jednostek w grach tego typu jest wygodnym i optymalnym rozwiązaniem nawet nie pomyślałem, że w Rome II może ono działać zgoła inaczej i nieco bez sensu. Przykład: mam 2 oddziały łuczników i oddział kawalerii. Łuczników chcę mieć pod klawiszem “1”, samą kawalerię pod “2”, a do tego ubzdurało mi się, że wygodnie będzie mieć wszystkie 3 oddziały pod wspólnym klawiszem. Na przykład pod “3”. Nie da się. Twórcy nie przewidzieli, że ktoś będzie chciał mieć ten sam oddział w kilku grupach i tyle. O problemach z utrzymywaniem szyku przez karną piechotę cesarstwa rzymskiego aż szkoda pisać, ponieważ problem występuje o wiele za często sprawiając, że przemieszczenie mojej armii z punktu A do punktu B i to w taki sposób, żeby po dotarciu do niego była gotowa do walki jest czasem najtrudniejszym zadaniem misji.
Rozgrywka na samej mapie kampanii jest trochę lepsza, chociaż niektóre decyzje dyplomatyczne mojego komputerowego przeciwnika były dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Nie lepiej jest ze strategią: Dlaczego nie zajął mi miasta, w którym od trzech tur nie mam żadnego garnizonu?? Przecież siły, którymi dysponuje w tamtym rejonie są bardziej niż wystarczające!
Zanim jednak ktokolwiek pomyśli sobie, że gry nie warto nawet kupować, prosiłbym o zachowanie cierpliwości. To nadal Total War. Powyższe błędy, które opisałem nie powinny przeszkadzać nam dłużej niż przez kilka tygodni. Creative Assembly zresztą wydało już oficjalne oświadczenie i gorączkowo pracuje nad naprawieniem i usprawnieniem rozgrywki i optymalizacji kodu. A sama rozgrywka nawet przed poprawką i z licznymi niedociągnięciami sprawia frajdę i potrafi połechtać waszą duszę stratega. Gdyby tą samą grę wydano pod innym szyldem prawdopodobnie napisałbym, że jest to świetna, chociaż momentami niedopracowana strategia osadzona w bardzo ciekawym okresie historycznym, która powinna spodobać się fanom strategii komputerowych. Niestety, to nie jest “jakaś tam” gierka, tylko kontynuacja serii Total War, która zdobyła swoich fanów właśnie dzięki dbałości o szczegóły i dopracowanie swoich gier. Nie pamiętam, żebym doświadczył jakichkolwiek problemów w dniu premiery drugiej części Shoguna, chociaż tamta część również nie była wolna od błędów.