Kolejne dwa-trzy lata i… nagle okazuje się, że lepsze jakościowo zdjęcia da się zarejestrować jakimś tanim, ale nowoczesnym modelem aparatu. To, że nasz jest bardziej profesjonalny i kosztował kiedyś kilkanaście, a czasem nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych, nie ma żadnego znaczenia.
Ból polega na tym, że aparat idzie w odstawkę ze względu na przestarzałą matrycę, choć jego inne elementy (korpus, wizjer, lustro, migawka, ekran, nawet procesor obrazowy) pozostają często w bardzo dobrym stanie i na wysokim poziomie. Ich potencjał jest nadal ogromny, ale… jest to już potencjał nieużyteczny.
Patent – na razie niestety tylko patent – zaprezentowany przez Nikona daje nadzieję na to, że to się zmieni. Kto wie, może za kilka lat warto będzie zainwestować dużo pieniędzy w kupno solidnego, świetnie wyposażonego korpusu, w którym co pewien czas wymieniać będziemy tylko matrycę (albo też moduł z matrycą i procesorem obrazowym), co stanowić będzie ułamek ceny nowego aparatu z taką samą matrycą?
Cóż, takie rozwiązanie zdecydowanie ma sens i wygląda na to, że konsumenci (jak również środowisko naturalne) tylko by na nim zyskali. Od patentu do gotowego produktu droga jednak niestety daleka. Pewną nadzieję budzi co najwyżej fakt, że Nikon dotyka tego problemu już nie pierwszy raz. Podobne patenty dotyczące możliwości wymiany matrycy w aparacie zgłaszał już co najmniej dwukrotnie ( tutaj i tutaj). Czyżby do trzech razy sztuka?