Czekaliśmy wiele lat, aż w końcu się doczekaliśmy. Xbox 360 i PlayStation 3 w końcu doczekały się swoich następców. Dużo wydajniejsze, jeszcze bardziej multimedialne, z nowymi, niesamowitymi grami. Obie konsole jednak w pewien sposób rozczarowują.
Zawsze przy premierach nowych konsol gracze “pecetowi” mieli powody do zazdrości. Jasne, argument “gamepad to nie myszka” i “gdzie moje strategie turowe i przygodówki” był zawsze na czasie, ale zawsze było tak, że nowe maszynki dla graczy szokowały jakością oprawy audiowizualnej gier. Rzecz jasna, po czasie “pecety” doganiały konsole a w końcu je przeganiały, jednak zawsze na początku był, tak zwany, “efekt wow”. Tymczasem najnowsza generacja konsol… równa do “pecetowego” standardu. Gry w końcu wyglądają tak dobrze, jak na nowoczesnych komputerach osobistych. Z pewnością będą wyglądać jeszcze lepiej, jak deweloperzy nauczą się wykorzystywać ich możliwości. Coś tu jednak jest bardzo nie tak.
Jakby tego było mało, Microsoft negatywnie zaskoczył wielu graczy swoją… niezaradnością. Najpierw zapowiedział swoją wersję Steama, ale sprzedał tę informację w taki sposób, że gracze, zamiast zrobić to, czego Microsoft się spodziewał, czyli “ucieszyć się wygodą cyfrowej dystrybucji”, zwrócili uwagę przede wszystkim na ograniczenia, jakie ta za sobą niesie. Bunt był na tyle silny, że Microsoft częściowo wycofał się ze swoich pomysłów i przez kilkanaście tygodni musiał skupić się na ratowanie wizerunku Xboxa One. Jak już w końcu to się w dużej mierze udało, to pojawił się kolejny problem.
Wspominałem, że obie konsole są bardzo podobne. To jednak bardzo duże uproszczenie. Owszem, oferują podobną wydajność, podobne możliwości i nawet mają podobne procesory o tej samej konstrukcji i architekturze. Różnice jednak leżą w detalach.
Nie wiem, czy pamiętacie pewne zamieszanie na początku historii PlayStation 3. Konsola oferowała superwydajny procesor Cell, który teoretycznie powinien oferować niesłychaną jakość grafiki, po czym cały jego potencjał został zmarnowany przez bardzo trudne do opanowania narzędzia programistyczne, kiepską dokumentację oraz, przede wszystkim, wysoki stopień trudności pisania gier na tę konsolę, przez co wiele gier, mimo iż powinny wyglądać co najmniej równie dobrze, co na Xboksie 360, wyglądało gorzej.
Sony wyciągnął wnioski z tej lekcji. Microsoft natomiast… zupełnie ją zignorował. Xbox One, jak się okazuje, jest dość trudny do opanowania dla dewelopera z powodu różnych “udziwnień”. Podczas gdy PlayStation 4 oferuje mocną pamięć GDDR5, Xbox One oferuje stabilniejszą ale mniej wydajną DDR3 i superszybki bufor w postaci ESRAM. PlayStation 4 oferuje procesor Jaguar, który również znajduje się w Xboksie One, ale xboxowa wersja tego procesora jest nieco słabsza (by konsola zużywała mniej prądu i nie wymagała mocnego chłodzenia), a dodatkową moc obliczeniową deweloper ma brać z osobnych, sprzętowych dedykowanych układów i chmury, które co prawda odciążają jednostkę centralną z wielu przeliczeń związanych z dźwiękiem, obsługą sieci czy tych związanych z grami multiplayer, ale też to oznacza, że deweloper musi opracować odpowiednią strategię ich wykorzystania. Efekt? Powtórka z rozrywki znanej z PlayStation 3. Deweloperzy tytułów multiplatformowych nie wydają dodatkowych pieniędzy na ścisłą optymalizację pod sprzęt, a stosują podobne podejście, jak przy pisaniu gier dla PC i PlayStation 4. Co z tego wynika? Gry wyglądają gorzej.
Pierwszym kontrowersyjnym w tej materii tytułem okazał się Battlefield 4. Tu jednak internetowa burza była zdecydowanie niesłuszna. Fakt, Battlefield 4 w wersji na konsolę Sony jest renderowany w rozdzielczości 900p, zaś xboxowa wersja tylko w 720p. Tyle że owa xboxowa, o czym wielu komentatorów zapomniało, jest następnie sprzętowo upscale’owana do 1080p, ma dokładniejsze wygładzanie krawędzi i kilka drobiazgów graficznych, które w wersji na konsole Sony nie istnieją. W efekcie obie wersje wyglądają równie znakomicie. Zobaczcie zresztą sami:
Ale tak jak przypadek z Battlefieldem 4 pokazuje tylko, że obie konsole, od strony technicznej, mają nieco inne mocne i słabe strony, tak przypadek Call of Duty: Ghosts jest już problemem dla Microsoftu. Otóż ta gra będzie, tak po prostu, renderowana w rozdzielczości 1080p w wersji na PlayStation 4 i w 720p w wersji na Xboxa One. Dlaczego tak się dzieje? Przecież taka Forza Motorsport 5 na Xbox One, oferująca znacznie ładniejszą oprawę audiowizualną, działa na tej konsoli 1080p @ 60 fps. Ano właśnie dlatego, że Forza jest, tak zwanym, exclusivem, więc jej twórcy poświęcają cały swój czas na optymalizację pod konsolę Microsoftu. Twórcy Call of Duty: Ghost pracują nad grą, która ukaże się w wersji dla Windows, Xboxa 360, Xboxa One, PlayStation 3 i wreszcie PlayStation 4. Nie mają czasu na rozgryzanie niusansów One’a. Z czasem się pewnie tego nauczą, ale…
…graczy nie powinno to obchodzić. Bo efekt końcowy jest jeden. Możemy tłumaczyć Microsoft na przeróżne sposoby, tak jak kiedyś tłumaczono Sony. Ale co to kogo obchodzi, skoro na jednej konsoli ta sama gra wygląda, tak po prostu, lepiej niż na drugiej.
Microsoft zapewnia, że narzędzia deweloperskie dla Xboxa One są i będą rozwijane, co oznacza, że z czasem deweloperzy będą w stanie przy coraz mniejszym wysiłku wyciskać coraz więcej mocy z nowego Xboxa. To są jednak, na razie, wyłącznie zapewnienia. Fakty pozostają jednak bezlitosne: inżynierowie projektujący konsolę Microsoftu najwyraźniej “przedobrzyli”, tak jak kiedyś zrobili to inżynierowie Sony.
Biorąc pod uwagę powyższe, niesmak graczy związany z nieistniejącym już pomysłem na cyfrową dystrybucję gier oraz różnicę w cenie obu konsol na korzyść PlayStation 4 nie wróży dobrze jeżeli chodzi o popularność Xboxa One. Przynajmniej na samym początku tej batalii.
Wyniki powyższej ankiety zapewne to potwierdzą.