Do najnowszej wersji Androida oznaczonej numerkiem 4.4 i nazwą “KitKat” Google dołączyło słowniki, które pomagają nam w codziennym pisaniu na telefonie. Polski słownik zawiera ok. 195 tysięcy słów, w których znajdują się zarówno określenia i zwroty potoczne, nazwy geograficzne, czy specjalistyczna terminologia, znana tylko w bardzo wąskich kręgach. Słowa zostały posortowane ze względu na częstotliwość ich występowania, cały słownik rzeczywiście wspomaga pisanie i sprawia, że na Androidzie pisze się szybciej i wygodniej.
Do czasu.
Na końcu słownika znajduje się lista słów zakazanych. Mamy wrażenie, że niektóre wyrazy znalazły się tam przez przypadek, niektóre sugerują też ogromną nadgorliwość Google’a jeśli chodzi o cenzurę i polityczną poprawność. Co więcej: jeśli porównamy słowniki dla różnych języków, cenzura Google’a wydaje się nie mieć jakiegokolwiek sensu.
W języku polskim na przykład Android nie uzupełni/podpowie nam takich słów jak: kakao, uczennica, lód, nonsens, nadczłowiek, czy… dzięcioł. Dzięcioł?! Serio?
W wersji angielskiej jest jeszcze zabawniej. Oczywiście wszystkie słówka odnoszące się jakkolwiek do tematu seksu są surowo zabronione, ale oprócz nich na zakazaną listę trafiły również takie pozycje jak: geek, negro, czy morphine. Problem mogą mieć również lekarze – Google nie tylko zabrania korzystania z medycznych nazw narządów płciowych. Postanowiło zabronić prawie wszystkie medyczne nazwy narządów. Czy ktoś może nam wytłumaczyć co złego jest w takich nazwach jak: gonadotrophin, urobilin czy proctoclysis? Do tego cenzura jest strasznie wybiórcza, chociaż w angielskim słowniku słowo morfina jest zabronione, to marijuana jest już ok. Francuzi nie mogą używać słowa Swastika – Niemcy mogą. Im za to nie wolno pisać nic o narodzie żydowskim – słowo jüdisch jest dla nich niedostępne.
Gdzie tu sens? Gdzie tu logika? Jak na razie Google nie skomentowało tego kto i według jakiego klucza dobierał zakazane słówka do poszczególnych wersji językowych, jednak patrząc na reakcję portali piszących o nowych technologiach oraz na żarty internautów, z pewnością niedługo przeczytamy oficjalne oświadczenie.
Całą sytuację dość trafnie i krótko podsumowała Jillian York, która jest rzecznikiem Electronic Frontier Foundation:
-Próbowałam napisać słowo ‘condom’, jedyne podpowiedzi ze słownika dotyczyły ‘condition’ i ‘confusion’. To kompletnie nie ma sensu. Dorośnij Androidzie!
Dla nas cała sytuacja to nonsens. A nie, przepraszamy, to słowo też jest zakazane na Androidzie…