W przypadku projektów o charakterze technologicznym bardzo często, choć oczywiście nie zawsze, mamy do czynienia ze zbiórką funduszy potrzebnych do wyprodukowania konkretnego urządzenia. To może być cokolwiek, chociażby żarówka, która świeci bez prądu, noktowizor do smartfonów, zdalne sterowanie do papierowych samolocików albo ładowarka na pedały. Oczywiście zdarzają się innego rodzaju zbiórki, dotyczące na przykład opracowywania nowej aplikacji lub usług, ale generalnie jesteśmy przyzwyczajeni do konkretów typu “płacę i w zamian dostaję produkt”.
W przypadku projektów fotograficznych jest inaczej. Często bywa tak, że fundatorzy wpłacają pieniądze bez liczenia na jakiekolwiek gratyfikacje zwrotne (albo też są one symboliczne), bo zbiórka dotyczy jakiejś wyprawy w niezwykle fotogeniczne miejsce albo wystawy, którą warto zorganizować. Bywają też oczywiście albumy fotograficzne czy kalendarze, które otrzymują później wpłacający odpowiednio wysoką sumę, ale generalnie mam wrażenie, że w przypadku zbiórek o charakterze fotograficznym panuje na Kicstarterze (czy innych serwisach finansowania społecznościowego) zupełnie inna atmosfera niż w przypadku zagadnień technologicznych. Luźniejsza, trochę bardziej artystyczna, romantyczna i może nawet nieco… szalona.
I jeszcze trochę zabawy w statystyki. Na 127 867 projektów, jakie do tej pory zaprezentowano na Kicstarterze, udało się zrealizować 54 536, czyli niecałe 43%. Projektów foto-wideo zgłoszono dotychczas 31 445, z czego udało się sfinansować 12 522. Innymi słowy projekty foto-wideo stanowiły 24,59% wszystkich zbiórek, zaś udało się zrealizować 39,82% z nich. Dużo liczb, a wniosek jeden: poziom realizacji zakończonych sukcesem nie odbiega zbytnio od całego Kicstartera.
A oto kilka przykładów, które wydały mi się z różnych względów ciekawe. Większość z nich to projekty, na które udało się zebrać fundusze – te nieudane (często naprawdę kontrowersyjne) znikają po prostu z serwisu, gdy zakończy się już czas zbiórki.
Sfinansujcie moją podróż, dobra?
To przykład, a właściwie dwa przykłady, które wybrałem, bo… może kogoś zainspirują;-) W obu przypadkach podstawowy pomysł jest bowiem prosty: wpadamy na pomysł niezwykłej wyprawy fotograficznej i zachęcamy innych, by nam ją sfinansowali. Oczywiście, ponieważ zawsze mimo wszystko dostaje się coś w zamian, w przypadku tych projektów fundatorzy otrzymają podpisane odbitki zdjęć wykonanych w czasie wyprawy. Odbitki warte wielokrotnie mniej, niż wpłacona suma pieniędzy, no ale przecież jakoś te fundusze trzeba zebrać…
1. Rajd po byłych republikach sowieckich, od Estonii po Ukrainę. Link. Cel: zebranie 500 dolarów. Zbiórka udana.
2. Podróż przez Wietnam, Laos, Kambodżę i Tajlandię. Link. Cel: zebranie 1700 dolarów, zbiórka udana.
A zatem drogi Czytelniku – jeśli masz jakiś pomysł na niesamowitą wycieczkę fotograficzną, a także jakiś dorobek, którym mógłbyś się pochwalić i uwiarygodnić tym samym swoją ofertę, może warto skorzystać z finansowania społecznościowego? Alaska? Ziemia Ognista? Czemu nie… 😉
Seksowna strona szydełkowania
Wspaniały przykład na to, że nigdy nie wiadomo, jakie przedsięwzięcie może osiągnąć sukces i zostać sfinansowane poprzez zbiórki społecznościowe. Grosza bym nie postawił na to, że uda się zebrać 3000 dolarów, aby rozpocząć produkcję takiego kalendarza. Kalendarza, który ma celu promocję dziergania na drutach i pokazanie, jak niesamowicie seksowe jest to zajęcie… A tymczasem się udało.
Link. Cel: zebranie 3000 dolarów, zbiórka udana.
Amerykański tyłek
Jak opisuje autor projektu, chodzi o AMBITNĄ podróż fotograficzną po najpiękniejszych od strony krajobrazowej miejscach Stanów Zjednoczonych, w celu wykonania 12 oszałamiających ujęć potrzebnych do stworzenia kalendarza.Tytuł projektu “American Ass” informuje jednak, czym różnić się będą owe cudne widoki od tylu innych, które możemy oglądać w niezliczonych edycjach różnorakich kalendarzy. Widoki widokami, w gruncie rzeczy najważniejszy będzie bowiem jeden powtarzający się element krajobrazu. Tyłek. Prawdziwy, rodowity, amerykański.
Jak widać, Kickstarter może być miejscem realizacji najróżniejszych fantazji. Ktoś wpadł na pomysł serii zdjęć typu “mój tyłek na tle…”, ktoś inny może mieć jakieś inne ukryte pragnienia. Nie wnikajmy… Link. Cel: zebranie 15000 dolarów, zbiórka trwa.
Człowiek lampa błyskowa
W tym projekcie ciekawe były aż dwie rzeczy. Z technicznego puntu widzenia wrażenie robi wdzianko, które chciał nałożyć na siebie fotograf i twórca projektu. Wdzianko, które zapewniło mu (bo zbiórka była udana) moc błysku rzędu 2400 Watów. Całkiem ogromniaście dużo, jak na oświetlenie przenośne.
Drugą ciekawostką jest odpowiedź na pytanie: po co? Ano po to, by dokumentować niezwykłe wydarzenie, jakie ma miejsce co roku na pustyni w północnej Newadzie. “Płonący człowiek” to festiwal, którego kulminację stanowi gromadne palenie wielkiej kukły (u nas też to się zdarza na pochodach, choć ostatnio przerzuciliśmy się na palenie tęczy). To bardzo dziwny festiwal, zainteresowanych odsyłam to wpisu w Wikipedii na jego temat.
Link. Cel: zebranie 2100 dolarów, zbiórka udana.