Szwajcarska firma Suitart liczy sobie za niego, bagatela, 3,2 miliona dolarów, co oznacza, że w Polsce, po doliczeniu różnorakich podatków, kosztowałby on niemal 13 milionów złotych. Trochę drogo, ale przynajmniej nabywca nie musi się obawiać, że spodnie wytrą się na pupie, a rękaw rozedrze na wystającym gwoździu.
W gruncie rzeczy, nie musi się nawet obawiać, że ktoś złośliwie podziurawi mu garnitur kulami z pistoletu. Producent nie zdradza, jakie materiały zostały użyte do jego produkcji, ale informuje, że garnitur został wyprodukowany we współpracy z firmą Croshield, zajmującą się właśnie opracowywaniem i sprzedażą odzieży kuloodpornej. Garnitur otrzymał też oczywiście wiele certyfikatów gwarantujących odporność na broń palną, między innymi informujących o spełnianiu standardu NATO STANAG 2920 V50>V500 m/s.
Wydanie niemal trzynastu milionów złotych zwróci się też (przynajmniej częściowo…), bo po kupnie tego garnituru nie trzeba będzie wydawać dodatkowych pieniędzy na ciepłą odzież lub – wręcz przeciwnie – coś bardziej przewiewnego. Idealną temperaturę zapewnia bowiem wbudowany system klimatyzacji (chłodzenie wodne), opracowany przez firmę EMPA.
Jeszcze inna firma, Schoeller Technologies, odpowiedzialna jest za pokrycie powierzchni materiału specjalną hydrofobiczną powłoką, która zapewnia, że garnitur jest wodoodporny i brudoodporny.
A skąd diamenty w nazwie? Tu sprawa jest prosta – w klapę i brzegi garnituru wszytych zostało 600 czarnych diamentów (każdy o średnicy 4 milimetrów i masie 140 karatów). Dodatkowe 280 diamentów zdobi guziki garnituru, wykonane ze szwajcarskiej stali zegarkowej.
Jako dodatki do garnituru można jeszcze nabyć krawat utkany ze złotej, 24-karatowej nici oraz specjalny, limitowany zegarek z tytanu. Ale to już drobiazgi…