Cudzysłów wokół słowa “mówienie” bierze się oczywiście stąd, że delfiny nie tyle mówią, co gwiżdżą. Wydawane przez nie dźwięki mają bardzo wysoką częstotliwość – nawet do 200 kHz. To… 10 razy wyżej niż jest w stanie usłyszeć ludzkie ucho.
Ale to sprawa techniczna, natomiast ważniejszy jest fakt, ze wydawane przez delfiny dźwięki są nośnikiem określonych znaczeń. Naukowcy, tacy jak Denise Herzing, która usłyszała i zrozumiała mówiącego o wodorostach (lub gronorostach) delfina, wyróżnili już wiele rodzajów tych gwizdów. Z drugiej strony sami przyznają, że są jeszcze na początku drogi do stworzenia automatycznego tłumacza z języka delfiniego na ludzki.
Niemniej to właśnie prototyp takiego tłumacza miała na sobie Denise, kiedy jeden z delfinów podpłynął do niej i wydał dźwięk tłumaczony przez naukowców jako “gronorost” albo “wodorost”. Urządzenie nazywa się CHAT (Cetacean Hearing and Telemetry) i… była to chwila jego największego tryumfu.
Są jednak dwa problemy. Po pierwsze, podobnego doświadczenia nie udało się na razie powtórzyć. Po drugie, wydany przez delfina dźwięk nie był naturalnym elementem “mowy” delfinów, ale jednym z dźwięków, które wprowadzili sami naukowcy podczas zabawy z tymi niezwykle inteligentnymi ssakami. W gruncie rzeczy trudno więc mówić o jakimś specjalnym sukcesie, ale… właśnie tak zostało to przedstawione (wręcz odtrąbione) w magazynie NewScientist.
Pozostaje mieć nadzieję, że rzeczywiście był to pierwszy istotny krok na drodze do lepszego porozumienia z delfinami. Być może za kilkanście lat wypływając w morze wystarczy włożyć w ucho wodoodporną słuchawkę Bluetooth, a w opasce na ręku mieć (również wodoodpornego, co zdarza się coraz częściej) smartfona z wgranym “Słowniczkiem delfiniego”. Dostępnym na pewno na Androida i iOS, a kto wie, może nawet na Windows Phone;-)
Zdjęcie delfina pochodzi z serwisu Shutterstock.