Ale może się to zmienić. Z jednej strony mocny atak wypuścił serwis Vimeo, którego nowy odtwarzacz jest rzeczywiście szybki i udany. Okazuje się jednak, że miażdżący cios, który może posłać monopolistę na deski, nadejść może z innej strony.
W strategii rozwojowej serwisu Yahoo, nakreślonej przez jego prezes Marissę Mayer, jednym z najważniejszych punktów było właśnie mocne zwiększenie obecności na rynku internetowego wideo. Ale nie chodzi tu tylko o możliwość udostępniania treści wideo, bo to oferuje wiele serwisów internetowych. Dla Google’a szczególnie bolesne może być co innego – zapowiadane przez Yahoo lepsze warunki finansowe dla podmiotów prezentujących wideo, zarówno w postaci indywidualnych twórców, jak i dużych wytwórni filmowych.
Jeśli ta ostatnia zapowiedź rzeczywiście znajdzie potwierdzenie w rzeczywistości (plan rozwojowy Yahoo dotyczy najbliższych miesięcy!), to niezależnie od tego, jak na to zareaguje Google, wszyscy na tym skorzystamy. Po pierwsze, zyskają na tym wszyscy ci, którzy treści wideo publikują. Ich zarobki niemal na pewno wzrosną, choć niekoniecznie będzie to musiało oznaczać przenosiny na portal Yahoo. Być może serwis YouTube również zaproponuje po prostu jakieś podwyżki.
Po drugie, zyskają na tym wszyscy odbiorcy. Dwa duże rywalizujące ze sobą serwisy to znacznie lepszy układ od dominacji monopolisty, który robi chce. Jest szansa na więcej ciekawych filmów, jest szansa na lepszą jakość usług, jest szansa na wiele ciekawych akcji marketingowych w postaci bezpłatnego udostępniania filmów, seriali czy wydarzeń sportowych, które normalnie dostępne są wyłącznie w opcji płatnego VOD.
Ale trzeba pamiętać też o tym, że cel, jaki postawiło sobie Yahoo, jest wyjątkowo karkołomny. YouTube ma bardzo, bardzo silną pozycję, za którą stoją nie tylko statystyki odsłon czy oglądalności, ale także wypracowane już układy z wytwórniami filmowymi czy różnego rodzaju “gwiazdami” internetowego wideo. Sama nowa platforma i lepsze warunki ekonomiczne mogą więc nie wystarczyć, potrzebne będzie również przejęcie choćby części youtube’owych gwiazd. Ale Yahoo o tym wie i chyba właśnie się do tego przymierza.
Ilustracja przedstawiająca serwis Yahoo pochodzi z serwisu Shutterstock.