Jeśli zostawimy na boku różne górnolotnie brzmiące hasła i deklaracje, to w gruncie rzeczy wszystko sprowadza się do rozmiaru. Dotykamy tu znanego już paradoksu: największą zaletą inteligentnych zegarków są ich niewielkie rozmiary, zaś największą wadą – niewielkie rozmiary. Im mniejszy zegarek, tym wygodniej się go nosi, tym mniej męczy nam się nadgarstek, tym całość wygląda bardziej dyskretnie i elegancko. Ale im mniejszy zegarek, tym mniej wygodnie się go obsługuje, tym trudniej cokolwiek przeczytać na jego miniaturowym ekraniku i tym gorzej spełnia swoje “inteligentne” funkcje.
W przypadku Rufus Cuff, jego twórcy postanowili pójść na całość. Stworzyli mocowane na ręku urządzenie, które wyposażyli w 3-calowy dotykowy ekran i pełny system Android. W gruncie rzeczy, wzięli niedużego smartfona, umocowali na nadgarstku i nazwali pierwszym na świecie “naręcznym komunikatorem”.
Czy to nowy pomysł? W zasadzie tak, dlatego warto przyglądać mu się z uwagą, a może nawet kibicować. 3-calowe ekrany w smartfonach to już przeszłość, współczesne urządzenia dysponują zwykle wyświetlaczami o przekątnych z zakresu 4–5 cali. Dlatego rzeczywiście wytworzyła się pewna nisza, w którą Rufus Cuff ładnie się wpasowuje. Z drugiej strony warto pamiętać, że były już pomysły takie jak Smartlet, czyli opaska do mocowania smartfona na ręku, nie wspominając już o bardzo futurystycznym, noszonym na nadgarstku mikroprojektorze.
Projektanci Rufus Cuffa chcą go oczywiście wyposażyć w szereg przydatnych funkcji, takich jak obsługa głosowa czy zdalne sterowanie prawdziwymi smartfonami. Nie ma się co jednak za bardzo nad tym rozpisywać, bo w gruncie rzeczy to typowy smartfon, z taką funkcjonalnością, jaką na nim zainstalujemy. Z Wi-Fi i Bluetooth 4.0. Wspomnieć warto jedynie o odporności na zachlapanie (certyfikat IPX7).
Urządzenie kosztuje 279 dolarów (partia po 239 dolarów już się rozeszła) na zbiórce przeprowadzanej za pośrednictwem portalu indiegogo.com.
Skończę tak, jak zacząłem: największą zaletą tego urządzenia są jego duże rozmiary, które są równocześnie jego największą wadą. Mam wręcz wrażenie, że sami twórcy gdzieniegdzie je szumnie reklamują, a gdzie indziej nieco się ich wstydzą, pokazując na zdjęciach Rufus Cuffa schowanego częściowo w rękawie koszuli czy bluzki. Moim zdaniem nisza na tego typu produkt rzeczywiście znajdzie się na rynku, więc życzę mu powodzenia!