Czujniki biometryczne rozłożone w niektórych miejscach na padzie, nawet pierścienie mierzące tętno na palcu jestem w stanie zrozumieć. Ba, nawet z ciekawością sprawdziłabym czy takie ulepszenia rzeczywiście pozytywnie wpłynęłyby na rozgrywkę. Zmniejszający się pod wpływem stresu pasek zdrowia, czy bonusowa umiejętność aktywowana nagłym skokiem naszej adrenaliny, lub po prostu zmieniająca się pod wpływem strachu muzyka – to mogłoby być coś. Nieco mniej pasuje mi włączona ciągle kamerka śledząca mimikę twarzy i ruchy naszego ciała, ale może dałoby się przyzwyczaić. Ale umieszczanie na zębach sensorów analizujących enzymy w naszej ślinie i opasek na głowę mierzących aktywność naszego mózgu? Eee, nie, podziękuję. Chyba bardziej czułabym się jak obiekt doświadczalny niż człowiek pragnący po prostu zrelaksować się w domowym zaciszu.
Ale kto wie? Wniosek patentowy został złożony dwa lata temu i zaakceptowany właśnie dzisiaj. Może tak właśnie rysuje się przyszłość elektronicznej rozgrywki? Zbieranie w czasie rzeczywistym tylu danych mogłoby zmienić podejście developerów do tworzenia gier. W połączeniu z goglami do wirtualnej rzeczywistości imersja z grania byłaby znacznie większa. A stąd już tylko krok dzieli nas od koncepcji Animusa z serii Assassin’s Creed;).