O Atlantydzie słyszeli chyba wszyscy, jednak mało kto zna też legendę o kontynencie Lemuria. Kraina ta, miała znajdować się w okolicach Oceanu Indyjskiego i podobnie jak Atlantyda być miejscem pełnym bogactwa, dobra i pokoju. Za pozostałości po Lemurii uważa się np. posągi na Wyspie Wielkanocnej. Ubisoft Montreal w oczywisty sposób nawiązuje do tej mitologii, prezentując nam własne wyobrażenie na temat cywilizacji zamieszkującej starożytny kontynent oraz tego tego, co się z nią stało…
W grze wcielamy się w córkę austriackiego diuka Aurorę. Dziewczynka wychowana samotnie przez ojca była jego oczkiem w głowie, do czasu aż pojawiła się kobieta, która zawładnęła jego sercem. W dniu ich ślubu Aurora poszła spać, lecz już się nie obudziła… Rozpacz ojca sprawiła, że kompletnie przestał interesować się własnym królestwem i jak to często bywa w baśniach – rozchorował się z żalu po stracie córki. Ale Aurora tak naprawdę nie umarła. Dziewczynka przeniosła się do mitycznego świata Lemurii, w którym Królowa Nocy skradła Słońce, Księżyc i Gwiazdy, by utrzymać w ryzach wystraszony naród. Chcąc wrócić do domu Aurora będzie musiała najpierw przywrócić światło krainie. Na szczęście nie będzie sama. W jej przygodach wspomoże ją świetlik Igniculus, Golem, którego zła królowa rozerwała na części, czarodziej Finn, artystka cyrkowa Rubella i wiele innych, ciekawych postaci.
To co od razu rzuci Wam się w oczy to sposób przedstawienia fabuły. Wszystkie dialogi w grze pisane są bowiem wierszem. W ten oto sposób gra staje się interaktywnym, baśniowym poematem, który wyróżnia się już na wstępie swoją formą. Choć opowieść jest do bólu klasyczna, to postarano się także o parę zwrotów akcji. Historia nie grzeszy oryginalnością – to walka dobra ze złem wartościująca siłę przyjaźni, ale od baśni tego się właśnie oczekuje, prawda? Chcemy niszczyć mrok, nieść światło i czuć się prawdziwym bohaterem. Child of Light określiłabym jako uroczą, ale dość sentymentalną opowieść, która niczym nas nie wzruszy, ale będzie jak miły sen, z którego wcale nie chce się obudzić. Jedyne o co mogę mieć żal to brak polskiego tłumaczenia, które pozwoliłoby lepiej zrozumieć treść utrudnioną w odbiorze już samym przełamywaniem wersów. Zupełnie inaczej byłoby w przypadku, gdyby gra posiadała pełne udźwiękowienie – niestety wszystkie dialogi (a jest ich naprawdę sporo) są nieme. Rozumiem jednak, że ten zabieg pozwolił znacznie zbić cenę końcową samej gry.
Przejdźmy jednak do sedna, czyli właściwej rozgrywki. Child of Light jest grą z otwartym światem, widzianym z bocznej perspektywy. Poruszanie się po nim jest niesamowicie przyjemne, gdyż nasza bohaterka potrafi latać, co dodaje także pięknego, onirycznego klimatu. Nie pamiętam już, by samo przemieszczanie się z miejsca na miejsce sprawiałoby mi w grze taką frajdę. Postać Aurory jest tak cudnie animowana, że nie idzie od niej oderwać wzroku. Ale o wizualiach pomówimy dalej.
Pod względem gatunkowym Child of Light najbliżej do serii Final Fantasy. Mamy tu do czynienia z dość liniowym RPG-iem wypełnionym turowymi walkami, rozwiązywaniem prostych zagadek logicznych i elementami zręcznościowymi. To czym Child of Light absolutnie mnie ujęło w gameplayu jest tryb kooperacji z drugim graczem. Naprawdę nie przypuszczałam wcześniej, że w przypadku turowych starć obecność drugiej osoby może być aż tak niezbędna. Jeśli zatem macie pod ręką kompana – warto zaprosić go do wspólnej, kanapowej zabawy.
Przeciwnicy intensywnie okupują wszystkie lokacje Lemurii i niczym w staroszkolnych RPG-ach większa część z nich przypisana została do pewnego żywiołu. Ogniste pająki najłatwiej zwalczymy wodą, a upiorne zjawy światłem. Nie zawsze jednak można rozpoznać słabe strony przeciwnika od razu – niekiedy trzeba wypróbować cały arsenał umiejętności, by nauczyć się na co dany stwór jest wrażliwy, na co odporny, a na jaki cios zareaguje kontratakiem.
Walki są turowe, ale równocześnie bardzo dynamiczne. Maksymalnie po naszej stronie zawalczą dwie postacie z drużyny (nie licząc świetlika, w którego wciela się drugi gracz), natomiast wrogów może być trzech. Na dole ekranu widoczny jest pasek podzielony na dwie części – niebieską, w trakcie której nie mamy wpływu na nasze postacie, oraz czerwoną, w trakcie której wykonywane są akcje. Te określamy w momencie przejścia z jednego koloru na drugi. W tym jednym momencie wstrzymywany jest też czas walki i możemy swobodnie zastanowić się nad następnym ruchem. Niektóre postacie poruszają się wolniej, inne szybciej – kluczem do zwycięstwa jest wyprowadzanie ataków, które przerwą akcje przeciwnika. Staje się to możliwe, gdy przeciwnik znajduje się w polu czerwonym, czyli gdy rozpoczyna rzucać zaklęcie/ wyprowadza własny atak. Gdy w niego trafimy traci on ruch wracając do początku kolejki.
System jest prosty, a jednocześnie świetnie przemyślany. Oprócz ogromu umiejętności rozwijanych osobno dla każdej z postaci ( w sumie 216 skilli do odblokowania!) nieocenioną pomocą okaże się nasz Igniculus, którym swobodnie możemy poruszać po planszy, nawet gdy czas ulega zatrzymaniu. Najwygodniej jednak oddać go pod kontrolę drugiego gracza. Świetlik zawieszony nad wrogiem oślepi go światłem i tym samym spowolni jego ruchy. Gdy zawiśnie nad nami, zyskamy parę punktów życia. Jego moc jest niestety ograniczona, więc trzeba umiejętnie ją wykorzystać.
To jednak nie wszystko. W końcowych etapach gry bardzo przyda się system craftingu. Po świecie Lemurii pochowane są świetliste artefakty, które możemy ze sobą łączyć, by zintensyfikować ich moc. Każdą z postaci możemy obdarować trzema artefaktami, które w zależności od koloru będą pełnić określoną funkcję np. dodadzą do ataku moc błyskawicy, podwyższą odporność o 10% na fizyczne ciosy, dodadzą punkty życia itp.
Jedyne co zasmuciło mnie w tej grze to ultrakrótki czas rozrywki… Solidny RPG to dla mnie taki, w którym mogę spędzić przynajmniej 40 godzin. Świat nie musi być wielki, ale dobrze jest, gdy wypełniają go zadania dodatkowe, coś co sprawi, że wcale nie będzie się chciało odejść od ekranu. Child of Light da się ukończyć w 10 godzin. Na upartego w 12 jeśli będziecie stawać do walki z każdym napotkanym przeciwnikiem. Lemuria choć jest światem otwartym, jest także miejscem bardzo pustym, w którym oprócz jednego czy dwóch zadań pobocznych (o ile zbieranie latających kartek można tak też potraktować) nie ma w zasadzie co robić. Na taką ilość fantastycznych stworzeń, jakie tu spotkamy, aż się prosiło o mini-gry czy questy poboczne.
Graficznie mamy do czynienia z arcydziełem. Wszystko zostało ręcznie namalowane, pociągnięte jakby akwarelami, a do tego doskonale zanimowane. Trailer powinien dać Wam wyraźnie do zrozumienia jak piękna i intrygująca pod kątem eksploracji jest ta gra. Góry, lasy, podwodne krainy, ruiny, miasteczka i wioski – wszystko szczegółowo dopracowane, baśniowe i urzekające. Artyści z Ubisoft Montreal mogą być z siebie dumni. Nagrałam dla Was gigabajty gameplayu, jednak wersja gry na PS4 ma pewien irytujący bug – mianowicie cała rozgrywka nagrywa się bez dźwięku. A to z kolei bardzo spłyca wrażenia z gry, więc stwierdziłam, że nie będę nawet tego udostępniać. Zainteresowani i tak znajdą materiały w sieci.
Prawdziwą moc strony wizualnej da się jednak poczuć tylko w połączeniu z epicką, poruszającą muzyką. Symfoniczne motywy podczas walk wpadają w ucho, a fortepian przygrywający w tle podczas naszej podróży czule pieści kawałki naszej duszy. Dam sobie rękę uciąć, że wielu z Was, tak jak ja zakocha się w całym soundtracku, a po usłyszeniu finałowej piosenki pomyślicie jedno “No i to jest prawdziwa gra AAA+”.
Child of Light jest grą, w którą włożono wiele pasji, miłości i radości. To się czuje cały czas i może dlatego tak trudno się od niej oderwać. Ubisoft pozwolił nam przejść na drugą stronę lustra, do świata wypełnionego słodko-gorzkim smakiem dzieciństwa, pomalowanego wyblakłymi, lecz jakże pięknymi kolorami…
+ Dynamiczne walki turowe
+ Rewelacja w co-op
+ Oprawa audio-wizualna
+ Oniryczny, baśniowy klimat
+ Śmiesznie niska cena w porównaniu do jakości gry
– Zdecydowanie za krótka
– Brak udźwiękowienia w dialogach
– Znikoma ilość zadań pobocznych
Producent: Ubisoft Montreal
Wydawca: Ubisoft
Platforma: PC, PS4, PS3, Xbox One, Xbox 360, WiiU
Data premiery: 30 kwietnia 2014
Język: angielski
Cena: około 58 zł w wersji cyfrowej, około 89 zł w wersji specjalnej (pudełkowa z cyfrowym kodem na konsolę starej i nowej generacji, artbookiem i latareczką w kształcie Igniculusa).