Odporne na obciążenia ogniwa słoneczne pokryte hartowanym szkłem powstałym z recyklingu, składałyby się z niewielkich, 17-centymetrowych płytek o heksagonalnym kształcie. W płytkach znalazłoby się także miejsce na diody LED, które można by wykorzystać do oświetlenia dróg i znaków. Energia zgromadzona za dnia byłaby magazynowana i dostarczana do okolicznej sieci miejskiej lub wykorzystywana do indukcyjnego ładowania samochodów elektrycznych lub innych potrzeb (np. wyłożony panelami parking supermarketu mógłby generować energię służącą do oświetlenia czy monitoringu budynku w nocy).
A co w przypadku opadów śniegu? Z tym także solarne panele poradzą sobie wyśmienicie. Zostały one bowiem wyposażone także w elementy grzejne, które rozpuszczą śnieg i przywrócą widoczność na powierzchni. Każda z płytek byłaby także autonomiczna – gdyby w przypadku awarii lub wypadku na drodze jej powierzchnia uległa uszkodzeniu przylegające do niej płytki wysłałyby automatyczny sygnał do elektryka. Małżeństwo pomyślało także o jeszcze innym aspekcie ekologicznym. W podziemnych korytarzach, w których przebiegałaby instalacja kablowa znaleźli także miejsce na kanały, którymi można przenosić lub magazynować wody opadowe. Według obliczeń państwa Brusaw ich wynalazek byłby w stanie wytworzyć trzykrotnie więcej energii niż wykorzystuje się w USA. Oczywiście zakładając, że panelami obłożono by większą część dróg.
Niestety na razie projekt cieszy się małym zainteresowaniem wśród fundatorów. Z wymaganego miliona dolarów na portalu Indiegogo solarne drogi uzyskały zaledwie 145 tys.$. Do końca kampanii pozostało 18 dni.