Tajemnicą poliszynela jest to, że obecnie mamy tak naprawdę trzech “publicznych” gigantów IT. Apple, Google i Microsoft. Dla znawców rynku nowych technologii ta lista jest o wiele dłuższa, jeśli jednak poprosicie “zwykłego Kowalskiego”, żeby wymienił największe firmy, jego lista zawierać będzie najczęściej te trzy nazwy. Zgoda? Jeśli tak, to czytamy dalej.
Kolejną tajemnicą poliszynela jest to, że obecne działania Google’a i Microsoftu to ukłon w stronę strategii Apple’a. Jabłko kiedyś krytykowane było za budowanie swojego zamkniętego ekosystemu, w którym to Apple sprawował pełną kontrolę. Krytykowane było między innymi przez swoich dzisiejszych naśladowców: Microsoft i Google. Skupmy się na Google’u.
Zaprezentowany wczoraj Android L zapowiada się bardzo obiecująco. W Sieci pojawiło się wiele komentarzy, które można podsumować mniej więcej tak: “Android L wygląda ładniej / lepiej niż iOS”. To oczywiście rzecz gustu, jednak widać, że oprócz zapatrzenia w ekosystem, konkurencja Apple’a zrozumiała również jak ważna jest dbałość o takie “drobne szczegóły” jak wygląd swoich systemów mobilnych. “eLka” to też największy skok Google’a w kierunku integracji: to już nie tylko system na smartfony i tablety, który z większym bądź mniejszym powodzeniem przystosowywany był do działania na innych urządzeniach przez ich producentów. Patrzcie, mówi Google: oto Android do waszego samochodu, a ten projektowaliśmy z myślą o telewizorach, o zegarkach już nie wspominając.
Jako fan usług Google z dość długim stażem i użytkownik ich rozwijającego się ekosystemu odczuwam w tym wszystkim brak jednego, bardzo ważnego elementu. Komputera. Tak, wiem, że istnieją Chromebooki. Wiem również, że za oceanem sprzedają się całkiem nieźle, tylko… co z tego, skoro po tygodniu spędzonym z Pixelem mogę powiedzieć, że Chrome OS jako system operacyjny nie spełnia moich oczekiwań. Delikatnie rzecz ujmując. O wiele lepszym rozwiązaniem dla fanbojów Google’a jest jednak komputer z Windowsem/Linuxem/OS X i przeglądarką Chrome (tak nawiasem mówiąc: nie przesiadajcie się jeszcze na 64-bitową betę, trust me). I właśnie tu tkwi cały problem.
Każdy, kto korzysta z centrum powiadomień Chrome’a chyba zgodzi się, że tej usłudze daleko jest do ideału. W porównaniu z Google Now na Androidzie, wersja dla przeglądarki internetowej (a raczej dla centrum powiadomień tejże przeglądarki) wygląda po prostu biednie i z całą pewnością nie powstała według nowych zasad definiowanych przez Material Design.
I co ma zrobić ktoś, kto zechce w pełni zanurkować w ekosystem Google’a i mieć go w swoim telefonie, zegarku, tablecie, samochodzie, telewizorze i konsoli? Kupić Chromebooka jako dodatkowy komputer, albo wmówić sobie, że w zasadzie to nie potrzebuje tych wszystkich możliwości, które oferują pozostałe systemy operacyjne i przesiąść się nań całkowicie? Zacisnąć zęby i wmawiać sobie, że przeglądarka Chrome w zasadzie oferuje taką samą integrację jego ekosystemu, jak połączenie Windowsa z Windows Phone, czy OS X z iOS’em? Mam nadzieję, że Google też dostrzega ten problem i wkrótce zaprezentuje jego rozwiązanie.