Xiaomi Redmi Note to całkiem niezły smartfon (lub raczej fablet) z 5,5-calowym ekranem o rozdzielczości 720×1280 pikseli i solidnym, 8-rdzeniowym procesorem MediaTek MT6592, wspomaganym 2 GB pamięci RAM. Do tego jeszcze 16 GB pamięci wewnętrznej, aparat o rozdzielczości 13 milionów pikseli i przyzwoity akumulator o pojemności 3200 mAh.
Nic dziwnego, że kiedy na Tajwanie producent zapowiedział promocyjną sprzedaż tego smartfonu w cenie 4999 dolarów tajwańskich (ok. 167 dolarów amerykańskich), akcja spotkała się z dużym zainteresowaniem. A może raczej nie tyle dużym, co gigantycznym albo totalnym. 10 ooo urządzeń, które można było w tej promocji kupić, zostało wysprzedanych w ciągu jednej sekundy! W praktyce oznaczało to, że część zainteresowanych osób najpierw widziała komunikat, że sprzedaż jeszcze się nie rozpoczęła, a po odświeżeniu strony – że już się zakończyła.
Cóż, Xiaomi z pewnością poprawi sobie w ten sposób statystyki sprzedażowe, ale czy na dłuższą metę takie działania rzeczywiście będą dla tej firmy opłacalne? Producent z pewnością uważa, że tak, ponieważ nie jest to już pierwsza tego typu akcja (w zeszłym roku Xiaomi sprzedało chociażby 200 000 egzemplarzy smartfona M2S w ciągu 45 sekund) i raczej nie ostatnia. Warto jednak mieć świadomość, że oprócz imponujących rezultatów sprzedażowych i psucia interesów innym producentom, chińskie firmy coraz bardziej przyzwyczajają konsumentów do czekania na tego typu wyprzedaże i wręcz zniechęcają ich do kupowania w zwykły sposób. Na dłuższą metę takie działanie może się obrócić przeciwko nim…