Worms Battlegrounds to kontynuacja znanej i lubianej serii zabawnych gier “kanapowych”, czyli takich, które najlepiej nadają się na imprezy z przyjaciółmi przy chipsach i napojach. Dla tych, którzy Wormsów nie znają (są tacy?) szybko wyjaśnię o co chodzi. Trzonem rozgrywki jest eliminowanie jednostek przeciwnika, poruszając się po dwuwymiarowym ale zróżnicowanym terenie, korzystając z imponującego arsenału zwariowanej broni. Battlegrounds nie jest żadną rewolucją w serii, a raczej kolejnym krokiem w ewolucji do “Wormsów doskonałych”. Brak większych zmian uważam w tym przypadku za największą zaletę tej gry.
Tytuł umożliwia zabawę zarówno w kampanii singleplayer, jak i w trybie dla wielu graczy. Na kanapie lub po sieci. Kampania dla jednego gracza jest zdecydowaną nowością w serii i również jej wielkim plusem. Nie zawsze mamy możliwość zaproszenia gromadki kolegów lub nie chcemy walczyć z przypadkowymi, nieznanymi osobami. Wtedy gra oferuje nam tryb fabularny, rzecz jasna zwariowany i pełen humoru. Nasz oddział robali zostaje wynajęty przez niejaką Tarę Pinkle, której arystokratyczny, brytyjski akcent do złudzenia podobny jest do Lary Croft. Tara jest narratorem całej opowieści, przemawia do naszych robaków i daje im rady na bieżąco. To ona wynajęła nasz oddział aby pomóc jej w okradaniu muzeów z historycznych, cennych eksponatów. Jej kolejnym celem jest Kamienna Marchew, a nasi mali pełzający przyjaciele otrzymują zadanie jej wykradzenia.
Kampania to dwadzieścia pięć poziomów, każdy z nich reprezentujący inny okres historyczny. Robaki walczą w sceneriach m.in. z epoki kamienia łupanego, czy też ery starożytnych Majów. Z racji na możliwość destrukcji otoczenia lokacje ciągle się zmieniają, więc trzeba uważać na to, gdzie posyłamy naszych małych wojaków. Do wyboru mamy kilka klas postaci. Każda z nich charakteryzuje się innym zestawem umiejętności. Żołnierz to najbardziej wyważony robal, naukowiec przyda nam się przy leczeniu rannych, duży robal to mistrz eksterminacji, zaś dzięki zwiadowcy możemy zobaczyć, co znajduje się w różnych skrzyniach z bonusami. Warto wspomnieć, że do naszej dyspozycji oddano bogaty edytor postaci, dzięki któremu zmieniamy klasy naszych robaków, ich imiona, ubiór, a nawet głosy, którymi przemawiają. Nasz arsenał składa się łącznie z 65 różnych broni, więc jest w czym wybierać. W kampanii niektóre z nich pojawiają się tylko na określonych planszach lub czekają na nas w porozrzucanych po mapie skrzyniach.
Przy kampanii naprawdę dobrze się bawiłem. Humor widoczny jest głównie w komentarzach Pani archeolog, ale również sposób w jaki małe robaki robią sobie krzywdę nie pozwala się nudzić. Bardzo żałuję braku polskiej wersji językowej, ponieważ specyficzny, brytyjski akcent może być czasem niezrozumiały, zwłaszcza dla młodszych graczy.
Battlegrounds oferuje również tryb wieloosobowy. Można stworzyć własną drużynę i dołączyć do ligi, gdzie bierzemy udział w potyczkach z innymi klanami. Dla wielkich fanów poprzednich odsłon jest to wielka szansa na pokazanie swoich dowódczych umiejętności i znajomości zwariowanego arsenału. Razem z kolegami możecie pokazać, że wasza drużyna jest najlepsza na świecie. Oczywiście multiplayer to nie tylko Klany. Wciąż rozgrywamy też mecze ze znajomymi lub losowo wybranymi przez grę użytkownikami.
Technicznie gra stoi na bardzo przyzwoitym poziomie. Zachowano (na szczęście) komiksową, humorystyczną stylistykę. Rozgrywka toczy się w dwóch wymiarach, ale na przestrzennej mapie, klasycznie wyglądającej jak przekrój gleby. Otoczenie ciągle zmienia się od różnego rodzaju eksplozji i pełne jest dodatkowych, przydatnych w rozgrywce elementów. Są również proste zagadki logiczne w formie przycisków, zapadni i przekładni. Można je wykorzystać aby osiągnąć przewagę nad przeciwnikiem.
Worms Battlegrounds to bardzo dobra gra, zarówno w trybie dla pojedynczego gracza, jak i po sieci. Gorąco polecam ją nie tylko fanom serii, ale również graczom, którzy zastanawiają się jak zabawić towarzystwo na niedzielnej imprezie.