Netflix nie omieszkał przy okazji pochwalić się (i słusznie), czym różni się jego oferta od tradycyjnych sieci telewizyjnych. Najważniejsza jest oczywiście możliwość wybierania tego, co chcemy oglądać i czasu, kiedy chcemy to robić. Ale równocześnie Netflix dba o to, by w jego ofercie znajdowały się właśnie takie filmy i programy telewizyjne, które chce oglądać jak najwięcej odbiorców. I tu zaczyna się nasza historia.
W jaki sposób ustalana jest ta “oferta programowa”? Reklamówka Netflixa mówi o “armii inżynierów” oraz “tajemniczych, zaawansowanych algorytmach”. Niemniej w znacznej mierze dobór najciekawszych filmów i programów zależy od tak zwanych “taggerów”, czyli osób oglądających mnóstwo materiałów telewizyjnych i oceniających, które z nich mogą stać się najbardziej popularne.
I właśnie takich taggerów szuka teraz Netflix! Do obowiązków takiej osoby będzie oglądanie, oglądanie i oglądanie, a Netflix będzie jej za to płacił. Brzmi nieźle? Jeszcze lepsze jest to, że tę pracę należało będzie wykonywać w domu, nie ruszając się nawet z kanapy przed telewizorem!
Jeśli ktoś nie wierzy i myśli, że to bajka, to niestety istnieją dwa sposoby na to, by go “uszczypnąć” i zapewnić, że pozostajemy jak najbardziej w realu. Pierwsze szczypnięcie polega na tym, że rekrutacja taggerów ma miejsce wyłącznie na terenie Wielkiej Brytanii i Irlandii. To jeszcze nie tak źle, bo Polaków jest tam już całe mnóstwo, a nasz rząd nadal dokłada starań, by przekonać nas do emigracji;-) Ale jest jeszcze drugi “szczypiący” problem – Netflix oczekuje, że wybrani przez niego taggerzy będą mogli wykazać się odpowiednim wykształceniem wyższym. Wskazane kierunki to chociażby filmoznawstwo, reżyseria albo pisanie scenariuszy filmowych.
Hmmm, zaraz zaraz, gdzie by tu się zapisać na drugi kierunek studiów w trybie przyśpieszonym?