Sigma pozwala używać aparatu przed zakupem

Sigma pozwala używać aparatu przed zakupem

Kiedy akcja “wypróbuj zanim kupisz” ma największy sens? Oczywiście wtedy, gdy produkt, który w ten sposób promujemy, sam się sprzedaje. Wystarczy, że ktoś zaczyna go używać i koniec – wpadł, zakochał się bez pamięci, klamka zapadła, kości rzucone i takie tam.

Problem w tym, że Sigma DP2 Quattro NIE JEST tego typu produktem. Miałem możliwość używania tego aparatu i mogę uczciwie stwierdzić, że zakochać się w nim mogą tylko dwie kategorie osób: masochiści i dziennikarze. Ci pierwsi, bo zadziwiający (szalony, ekscentryczny, dziwaczny, młotkopodobny…) uchwyt tego aparatu sprawia, że jego trzymanie to katorga. Do tego obsługa jest niewygodna, autofokus działa wolno i niepewnie, a niezwykła, trzywarstwowa matryca Foveona sprawdza się tylko przy niskich czułościach ISO. Jeśli ktoś porówna poziom szumów tego aparatu z przeciętnym smartfonem w promocji za złotówkę, to już przy ISO 800 prawdopodobnie wygra smartfon (z drugiej strony przy ISO 100 Sigma przejedzie się po nim jak czołg po hulajnodze).

A dziennikarze? Nie posądzam moich kolegów z branży o jakieś perwersje, chcę po prostu zaznaczyć, że przy Sigmie DP2 Quattro przynajmniej jest o czym pisać. Większość aparatów na rynku jest do siebie podobna, większość jest dobra lub bardzo dobra. Model Sigmy jest INNY. Dziwny, szczególny, wyjątkowy, specyficzny… i tak dalej. Stanowi dzięki temu wdzięczny temat do recenzji.

Pomysł Sigmy uważam za szlachetny (bo firma daje potencjalnemu użytkownikowi szansę niepopełnienia kosztownego błędu…), ale i szalony (z tych samych powodów). Wypróbowywanie może trwać do pięciu dni, wymaga zamrożenia równowartości 999 dolarów na naszej karcie kredytowej i późniejszego odesłania (jeśli dziwnym zrządzeniem losu nie zdecydujemy się na zakup…) aparatu do Sigma USA. Tak czy siak, mają gest i tym gestem pokazują, że wierzą w swój produkt. Szacunek, panowie!