Poprzedni rekord utrzymywał się bardzo długo – w 2011 roku ustanowił go zespół naukowców z Instytutu Technologicznego w Karlsruhe. Osiągnęli oni transfer rzędu 26 terabitów na sekundę i dopiero w 2014 roku Duńczycy z Politechniki Duńskiej (DTU) pobili go niemal dwukrotnie.
Co oznaczają 43 terabity na sekundę w praktyce? Jeśli ktoś woli w terabajtach – to niemal 5,4 terabajta danych przesyłanych w ciągu sekundy. Zatem przesłanie zawartości naszego całego dysku twardego czy nawet wielodyskowej macierzy, trwać będzie zaledwie kilka, maksymalnie kilkanaście sekund. Ściągnięcie przez taką sieć 1-gigabajtowego filmu (to typowa objętość zripowanego DVD) trwać będzie zaledwie 0,2… milisekundy.
Warto jednak zaznaczyć, że duńscy naukowcy trochę… oszukiwali. Wprawdzie rzeczywiście użyli tylko jednego lasera i jednego kabla światłowodowego, ale ten ostatni nie był tak do końca zwyczajny, ale wielordzeniowy. W praktyce oznacza to, że pojedynczy kabel światłowodowy podzielony jest na kilka, a czasami nawet kilkanaście oddzielonych od siebie sektorów, z których każdy udawać może oddzielny kabel światłowodowy. Tego typu światłowody znane są już od kilku lat, ale dopiero ostatnio – za sprawą japońskiej firmy NTT – opracowano na tyle tanie metody ich produkcji, że możliwe stanie się ich zastosowanie komercyjne. Być może zatem już za kilka lat najpierw mieszkańcy Japonii, a później reszty świata otrzymają dostęp do internetu z transferem, o jakim obecnie trudno nawet marzyć.
Zdjęcie mężczyzny z laptopem i cygarem pochodzi z serwisu Shutterstock.