Już przed wejściem do budynku przywitały nas dwa piękne, sportowe auta w moim ulubionym, krwistoczerwonym kolorze – Mercedes CLA 45 i Ferrari 360. Niestety nie dane nam było się nimi przejechać (może i lepiej, bo ciężko by było się z nimi rozstać), ale przynajmniej obejrzeliśmy z bliska pojazdy, którymi wkrótce będziemy zachwycać się przed ekranami telewizorów.
Właściwą prezentację gry poprowadził Alex Perkins – dyrektor artystyczny Evolution Studio. Podkreślał on główne zalety gry, czyli m.in. system klubów, który pozwoli na personalizację aut (wspólna kolorystyka, logo, elementy kosmetyczne) i zbieranie punktów, dzięki której cała nasza drużyna uzyska dostęp do coraz trudniejszych wyzwań i bardziej ekskluzywnych samochodów. Warto zwrócić uwagę na fakt, że kluby pomieszczą maksymalnie 8 zawodników i nie będziemy mogli równocześnie należeć do więcej niż jednego zespołu. Członków klubu wybierajcie zatem z rozwagą i pamiętajcie, że tu nie tylko chodzi o równoczesne granie online. To także krok w stronę rozwoju społecznościowych aspektów gier wyścigowych. Nie wiem jak Wy, ale ja często nie mogę się zgrać ze znajomymi na PSN, bo wieczorem, gdy wszyscy już “imprezują”, ja najczęściej pracuję. Ale w przypadku DriveClub to nie będzie żaden problem. Bo będę mogła kibicować mojemu zespołowi z dedykowanej aplikacji smartfonowej (bezpośredni podgląd z gameplayu!), a na drugi dzień sama nadrobię wyścig i moje punkty doliczą się do wspólnej puli klubowej. Fajne? Bardzo!
Podczas pokazu Alex prezentował dynamicznie zmieniające się warunki atmosferyczne, które bez dwóch zdań należą do najładniejszych jakie kiedykolwiek mogliście zobaczyć w wydanych już grach wyścigowych. (na gameplay’ach z YouTube tego aż tak nie widać, ale na żywo jest “efekt wow”). System pogodowy będzie oczywiście wpływał na samą jazdę. Sama mogłam się przekonać, że jazda nocą po mokrej nawierzchni jest znacznie trudniejsza niż w bezchmurne popołudnie. Obawiam się jednak, że choć wizualnie deszcz czy śnieg będą wyglądać realistycznie to zabraknie widowiskowości znanej np. z NFS: The Run (wciąż mam w pamięci ucieczkę przed lawiną śnieżną i jazdę w czasie burzy).
Auta prezentują się równie rewelacyjnie, a dzięki trybowi fotograficznemu dostępnemu w trybie wyścigów offline będziemy mogli zatrzymać grę w każdym momencie, ustawić odpowiedni kąt kamery i parametry wirtualnego aparatu, by wykonać niezapomnianego screenshota. Zwłaszcza wtedy, gdy spauzujecie grę dostrzeżecie detale: piękną karoserię, przecinające niebo krople deszczu czy świetlne refleksy w kałużach. System pogodowy i tryb foto nie znajdą się w grze od samego początku, lecz zostaną dodane z najbliższą łatką aktualizacyjną. Jeśli już jesteśmy przy grafice dodam, że gorzej prezentuje się wszystko to, co zobaczycie na poboczu. Roślinność czy architektura raczej nikogo nie zachwycą – są zrobione poprawnie, ale nic ponadto.
DriveClub bardzo serio podchodzi do emocji jakie towarzyszą graczom podczas ostrej rywalizacji. Alex podkreślał, że ich gra ma przede wszystkim bawić, a nie frustrować. Z tego powodu nawet w wyścigu, w którym ciągle wleczemy się w ogonie mamy szansę zdobyć sporą ilość punktów przyjmując po drodze wyzwania. Takim wyzwaniem może być np. drift na danym odcinku, utrzymanie określonej prędkości czy wyprzedzenie konkretnego rywala. Trudno jednak powiedzieć jak sprawdzi się to w praktyce, gdy będziemy skupieni na tym, by nie wypaść z toru podczas szybkiej jazdy. Podczas ogrywania dema szczerze mówiąc nawet nie zwróciłam uwagi na jakiekolwiek informacje, bo angażował mnie sam wyścig.
No właśnie, a jak się jeździ? Bardzo przyjemnie, choć w odczuciu moim i mojego kolegi – wielkiego fana serii Gran Turismo – trochę zbyt łatwo. Oczywiście nie spodziewaliśmy się symulacji, ale też nie aż tak mocno zręcznościowego modelu jazdy. Niby można podwyższyć sobie poziom trudności przeciwników ale – przynajmniej w testowanej przez nas wersji z targów Gamescom – w praktyce jakoś nie odczułam, by było mi trudniej zająć topowe miejsce. To już większy wpływ na jakość jazdy ma zdecydowanie pogoda i pora dnia. Nocą – zupełnie jak w rzeczywistości – rozpraszały mnie wszystkie światła i często wypadałam poza tor, zwłaszcza prowadząc auto z wnętrza pojazdu. Tu dodam od razu, że twórcy przygotowali aż 6 widoków więc każdy powinien być zadowolony (btw. świetny jest widok z nad deski rozdzielczej!).
Gra posiada jedynie kosmetyczny model zniszczeń – ewidentnie zabawa nastawiona jest na szybką, a nie realistyczną jazdę. Mimo to każde ścięcie zakrętu czy uderzenie w barierkę skutkuje odjęciem punktów, więc może się okazać, że ostrożniejszy kierowca, który zajął ostatnie miejsce otrzyma więcej punktów niż wariat przed nim, który pół wyścigu rozbijał się o bandy.
DriveClub posiadać będzie w sumie 5 lokacji: Szkocję, Kanadę, Indie, Chile i Norwegię, które zostaną pogrupowane w aż 55 torów. Wśród 50 pojazdów znajdziemy takie auta jak: Pagani Huayra, BMW M5, McLaren 12C, Alfa Romeo 4C, Aston Martin Vanquish czy Volkswagen Beetle. Na uwagę zasługuje fakt, że twórcy obiecują pełne wsparcie dla gry. Aż do czerwca przyszłego roku co miesiąc gracze otrzymywać będą darmowe trasy i samochody. Przepustka sieciowa zaś doda nowe wyzwania, wzory malowania aut, trofea i jeszcze inne auta – wszystko ilustruje powyższy wykres.
DriveClub będzie moim zdaniem tym rodzajem gry, który – podobnie jak Destiny – zachwyci przede wszystkim graczy spragnionych aspektów społecznościowych i współpracy ze znajomymi. Zwolennicy kampanii single player może i będą się bawić równie dobrze, ale nie odczują pełnego potencjału. Ja jestem nastawiona pozytywnie i wiem, że spędzę z tym tytułem naprawdę sporo czasu. Oczywiście, nie omieszkam podzielić się z Wami wrażeniami z recenzji pełnej wersji, która na sklepowe półki wjedzie już 8 października. W tym samym dniu posiadacze PS+ otrzymają okrojoną wersję gry (1 lokacja, 11 tras, 10 samochodów).