Pierwszym z nich są plany rozwojowe firmy. Patrząc na niektóre zakupy możemy dość łatwo domyślić się, w jakich kierunkach Google będzie prowadziło ekspansję badawczą, a następnie ekonomiczną. Loty kosmiczne, komputery kwantowe, pojazdy samoobsługowe, drony, balony, kamery sieciowe – jest tego naprawdę dużo.
Ale jest również drugi typ zakupów dokonywanych przez Google, podobnie jak i inne wielkie koncerny – na wszelki wypadek. Jeśli na rynku pojawia się jakaś młoda, dynamicznie rozwijająca się firma, która może w przyszłości zagrozić naszym interesom, to najprostszym sposobem na jej uciszenie jest właśnie zakup. Kupujemy i rozwijamy dalej albo kupujemy i łeb ukręcamy hydrze – wszystko jedno, ważne, aby bezpieczeństwo naszego biznesu pozostało niezagrożone.
Być może tak właśnie postąpić chcieli Larry Page i Segey Brin w przypadku projektu CyanogenMod. Kolejny raz pojawiły się już bowiem pogłoski, że założyciel tego projektu, Steve Kodnik, odmówił sprzedania swojej firmy koncernowi Google. Odmówił oczywiście dlatego, by projekt – rozwijany na zasadach open source – dalej zachował pełną niezależność.
Nie wiadomo, jaką sumę Google oferowało za CyanogenMod, ale analitycy finansowi wyceniają jego wartość nawet na… miliard dolarów. To bardzo dużo, jak na projekt, który jest obecnie całkowicie niedochodowy, a jego jedynym źródłem wpływów (całkiem solidnych, liczonych w milionach dolarów) są dobrowolne wpłaty sympatyków.
Czy Google ma rację, obawiając się projektu Steve’a Kondika? Przecież CyanogenMod nadal stanowi temat interesujący wyłącznie dla najbardziej zaawansowanych i świadomych użytkowników telefonów, zupełnie gdzieś poza “mainstreamem”. Być może tak – i to z dwóch powodów. Po pierwsze, tych świadomych, zaawansowanych użytkowników przybywa i jest już ich naprawdę dużo. Dużo na tyle, że tylko w ramach zeszłorocznych datków dofinansowali oni CyanogenMod sumą 22 milionów dolarów. Po drugie – i to jest jeszcze ważniejsza informacja – CyanogenMod może stać się oficjalnym systemem operacyjnym (mówiąc dokładniej: systemem ze specjalną nakładką) jakiegoś dużego producenta smartfonów. Już wiemy, że mocno współpracuje z nim OnePlus, ale w grę wchodzą jeszcze grubsze ryby, takie jak Micromax – potentat na ogromnym rynku indyjskim. Wygląda na to, że Page i Brin rzeczywiście mają się czego obawiać…