Coraz częściej zdarza się tak, że goście hotelowi nie potrzebują płacić dodatkowo za dostęp do internetu. Tworzą sobie “własne Wi-Fi”, czy to za pomocą smartfona, czy też z wykorzystaniem specjalnych, niedużych urządzeń pracujących w roli punktu dostępowego i równocześnie łączących się z siecią komórkową. Jeśli ktoś często podróżuje, zainwestowanie w takie urządzenie to naprawdę rozsądna inwestycja, bo opłaty za internet potrafią być w niektórych hotelach naprawdę wysokie.
Niestety, goście przybyli na konferencję organizowaną w należącym do sieci Marriott hotelu Gaylord Opryland (w Tennessee, w Stanach Zjednoczonych), ze zdziwieniem stwierdzili, że próby tworzenia własnych puntów dostępowych Wi-Fi okazywały się nieskuteczne. Hotel użył specjalnych urządzeń zagłuszających sygnał, zmuszając tym samym swoich gości do wykorzystywania własnego połączenia Wi-Fi. Każdy z gości zapłacił później od 250 do nawet 1000 dolarów, mimo że od początku protestowali oni przeciw tego typu praktyce. Hotel tłumaczył się, że troszczył się jedynie o… bezpieczeństwo połączeń swoich gości.
Czemu o tym piszemy, skoro sprawa dotyczy wydarzenia na terenie Stanów Zjednoczonych? Przede wszystkim dlatego, że ta sprawa może stanowić ważny precedens. Precedens, który mógłby w przyszłości niekorzystnie odbić się na kieszeni wszystkich podróżujących i nocujących w hotelach – nie tylko Marriottu i nie tylko na terenie Stanów. Ale na szczęście w ostatecznym rozrachunku ten precedens zakończył się jednak korzystnie. Komisja Federalna do Spraw Komunikacji nałożyła na Marriott karę w wysokości 600 000 dolarów, czyli prawdopodobnie co najmniej trochę wyższą od wpływów, jakie hotel miał z tytułu opłat za korzystanie z Wi-Fi. To powinno w przyszłości ostudzić podobne zapędy zarówno w tej sieci hotelowej, jak i u innych tego typu usługodawców.
Zdjęcie hotelu pochodzi z serwisu Shutterstock.