Apple nie informuje na razie dokładnie, kiedy nastąpić ma rynkowa premiera pierwszego inteligentnego zegarka tej firmy, dość lakoniczny komunikat mówi tylko o “początku roku 2015”. Według niepotwierdzonych źródeł Apple Watch wejdzie do sprzedaży 14 lutego, czyli w same walentynki. Może chodzi więc o to, by zamiast kwiatka i pudełka czekoladek zakochane amerykańskie nastolatki w przyszłym roku wręczały sobie zegarki z logo nadgryzionego jabłka?
Problem w tym, że będą to dość drogie zegarki, nawet jak na rynek amerykański. Najtańsza wersja Apple Watch ma kosztować około 350 dolarów, co i tak wydaje się ceną trochę z innej bajki, w porównaniu chociażby do Moto 360 za 250 dolarów albo wchodzącego właśnie na rynek całkiem ładnego Asusa ZenWatch za 199 dolarów. Powtórzmy przy tym raz jeszcze, chodzi o wersję podstawową zegarka firmy Apple, tanią, nijaką i w ogóle niezbyt zachęcającą. Aluminiowa koperta, pasek z tworzyw sztucznych.
Nieco lepsza wersja ze “średniej półki” oferować już będzie kopertę i bransoletę wykonaną z nierdzewnej stali, czyli coś, co w przypadku innych zegarków często jest po prostu standardem. Żadnego tytanu, srebra czy złota, zwykła stal, a cena Apple Watch w tej konfiguracji wyniesie już około 500 dolarów. Dla porządku warto dodać, że inni producenci też wyżej cenią swoje zegarki w bardziej metalowych wersjach – Moto 360 z metalową bransoletką kosztuje 300 dolarów. W tym przypadku cena wzrosła więc o 50 dolarów, natomiast Apple za stal każe sobie płacić 150 dolarów więcej.
Ale to jeszcze pikuś, bo najciekawiej – od strony cenowej – prezentuje się wykonany z 18-karatowego złota Apple Watch Edition, który ma kosztować… 5000 dolarów. Ponad 15 000 złotych (!) i to nie licząc dodatkowych podatków, które na naszym rynku zwiększą pewnie tę cenę do około 20 000 zł. Tiaa, to już chyba nie jest produkt adresowany do nastolatków amerykańskich, lecz raczej do wąskiej grupy złotej rosyjskiej młodzieży i szejków kupujących sobie iPhone’y wysadzane prawdziwymi brylantami. Kto bogatemu zabroni…