Podczas tworzenia gry i udostępnienia jej w wersjach Alfa i Beta musieliśmy skupić się na stworzeniu rozwiązań, które zapewniłyby bogatą rozgrywkę sieciową. Przez co, odeszliśmy od tworzenia gry “offline”. W retrospekcji, mogliśmy o poinformować graczy wcześniej o naszej decyzji, jednak nadal szukamy optymalnego rozwiązania.
Powiedział Braben.
Wiadomość ta wywołała małą burzę w środowisku fanów projektu. Najczęstszym zarzutem, który pojawia się na forach jest to, że jeśli gra nie odniesie sukcesu, serwery prędzej czy później zostaną zamknięte, a ci którzy kupili Elite: Dangerous zostaną z niczym.
Braben uspokaja, że Frontier Developments będzie “co jakiś czas” archiwizowało dane z serwerów i jeśli trzeba będzie je któregoś dnia zamknąć, archiwa zostaną udostępnione graczom. Miejmy nadzieję, że razem z archiwami pojawi się jakieś oficjalne rozwiązanie, które pozwoli na granie w trybie offline.
Oprócz tego, gra będzie oferować tryb rozgrywki dla pojedynczego gracza, będzie on jednak musiał być podłączony do Sieci w trakcie grania. Nie jest to żaden nowy pomysł – z podobnych rozwiązań korzystał chociażby Blizzard, który zdecydował się na podobne rozwiązanie, jeśli chodzi o Diablo 3. W dzień premiery tytuł ten był absolutnie niegrywalny, jednak aktualnie gracze nie mają żadnych problemów z łączeniem się z serwerami. Do tego, grając w betę Elite: Dangerous również nie odczułem żadnych problemów, jeśli chodzi o połączenie w trybie rozgrywki dla jednego gracza. To oczywiście może się zmienić, w dniu premiery – wtedy serwery będą musiały poradzić sobie z o wiele większą liczbą połączeń.
A jeśli Elite: Dangerous okaże się klapą, to za rok wychodzi Star Citizen.